Abadi zastanowił się, z kim wolałby utknąć na bezludnej wyspie: z nadąsanym francuskim komisarzem czy zawziętym Izraelczykiem. Chyba po prostu zostałby na tratwie i poszedł na dno razem z nią.
Postawa Baraka była na swój sposób godna podziwu. Większość ludzi, szczególnie w takim mieście jak Paryż, przejmuje się, co myślą o nich inni. Baraka – akurat to było jasne – zupełnie nie interesowała czyjakolwiek opinia na jego temat. Mężczyzna zaczął mówić; miał twardy izraelski akcent.
– O dziesiątej dziesięć pasażerowie lotu El Al numer trzysta dziewiętnaście zgłosili, że jeden z pasażerów, młody pracownik firmy technologicznej o nazwisku Meidan, zniknął po nieudanym żarcie w hali przylotów na Terminalu 2A. Należy dodać, że miejscowa policja nie uznała za stosowne poinformować o jego zniknięciu służb bezpieczeństwa El Al. Dowiedziałem się o sytuacji od pasażerów.
Nawet Chico, do tej pory zblazowany, pojął, że ta konfrontacja nie pomoże w posunięciu śledztwa naprzód.
– Teraz jednak sytuacja została wyjaśniona, a władze obu naszych krajów wydały zezwolenie na przekazanie nagrania z monitoringu śledczym – zwrócił się do Baraka, dobierając słowa z polityczną dbałością o niuanse. – Sugeruję, żebyśmy zapoznali się z nimi natychmiast. Liczy się każda minuta.
Na Baraku te słowa nie zrobiły jednak wrażenia.
– Przyjechałem na terminal, ale miejscowi funkcjonariusze nie pozwolili mi skontaktować się ze świadkami. Dopiero po długim czasie zmarnowanym na bezowocne dyskusje okazało się, że zaginiony pasażer pojechał na górne piętro, gdzie przechowywana jest obecnie koszerna żywność linii El Al. Zwrócono się do mnie z żądaniem przekazania policji kamery, zainstalowanej tu na czas prac budowlanych, i oczywiście odmówiłem.
– Kamera jest niezarejestrowana, nieautoryzowana i niezgłoszona. Monitorowała działania pracowników budowy i wszystko, co dzieje się na tym piętrze, dwadzieścia cztery godziny na dobę, z pogwałceniem prawa do prywatności i wbrew wyraźnym instrukcjom francuskiej policji! – wykrzyknął Léger, ostatecznie tracąc cierpliwość.
– Niech nas Bóg broni przed francuską policją – odparł Barak. Abadi był ciekaw, kiedy napomknie o Holokauście. Za minutę? Pół?
– Jak już mówiłem, ta kwestia została rozwiązana – przypomniał im Chico z nieskrywanym napięciem. – A pan ma obowiązek przekazać nagranie śledczym.
– To tak nie działa – zaprotestował Barak. – Potrzebuję pozwolenia szefa działu bezpieczeństwa El Al. Nie znam państwa, a ten materiał jest własnością linii El Al. To nic osobistego.
– Proszę pozwolić, że wytłumaczę panu, dlaczego to zdecydowanie jest coś osobistego – wtrącił Abadi. Postanowił mówić po hebrajsku, przyjaznym tonem, by gospodarze nie nabrali podejrzeń. – Jeśli w ciągu minuty nie przekaże pan taśmy policji, osobiście dopilnuję, żeby pańskie uprawnienia zostały natychmiast cofnięte. Obdzwonię szefów służb specjalnych w Izraelu i powiem każdemu kilka słów na pański temat. Pana nazwisko znajdzie się na czarnych listach, o których istnieniu nie miał pan nawet pojęcia. Amira Hass i Gideon Levy będą mieli wyższe uprawnienia od pana. Obiecuję to panu, więc teraz sprawa ma charakter wysoce osobisty. Ma pan trzydzieści sekund na podjęcie decyzji.
Barak popatrzył na niego z zaskoczeniem. Niemal dało się słyszeć, jak trybiki w jego głowie przeskakują w próbie oszacowania prawdopodobieństwa, że Abadi blefuje.
– Piętnaście sekund.
Barak przeprowadził w myślach ocenę szkód. Po dwudziestu pięciu sekundach grobowej ciszy włączył komputer.
Rozdział 16
Uczestnicy specjalnego zebrania korzystali z wymuszonej przerwy w poczekalni przed gabinetem generała Rotelmanna. Na ich telefony bez przerwy spływały powiadomienia o nowych informacjach w sprawie możliwego porwania Izraelczyka w Paryżu.
Podobieństwo między tą sytuacją a omawianym przed chwilą punktem z listy Najważniejszych było wyraźne, a nawet podejrzane. Wyżsi rangą funkcjonariusze podłączyli się do zabezpieczonych komputerów i szybko ustalili, że według wszystkich dostępnych informacji zaginiony obywatel Izraela, Yaniv Meidan, nie miał żadnych związków z siłami wywiadu.
– Mogłam wam to powiedzieć od razu, ale musieliście zrobić zamieszanie – irytowała się sekretarka.
Jeden z przedstawicieli Mosadu usiadł obok Oriany i wyjaśnił jej ojcowskim tonem, że nie wierzył w to ostrzeżenie, więc nie martwią go te informacje. Znajdą go zaraz w jakimś paryskim barze i na tym się skończy. Oriana obojętnie kiwała głową. Przedstawiciel Mosadu zapytał, czy nie chciałaby się wybrać na kawę po zebraniu, żeby się trochę lepiej poznać. Zaproponował McCafé w pobliskim centrum handlowym.
Wreszcie się go pozbyła i mogła przeczytać wiadomości. Dwie były pilne. Pierwszą okazał się oficjalny list od nowego szefa 8200, którego jeszcze nie miała okazji poznać.
„Dowódca dziękuje za zastępowanie szefa sesji specjalnej po niespodziewanym zwolnieniu podpułkownika Szlomo Tirianiego. Dowódca jednostki 8200 wydał rozporządzenie, by nowy szef sekcji specjalnej, pułkownik Zeev Abadi, objął nową funkcję w trybie natychmiastowym. W związku z tym zakończy Pani sprawowanie funkcji zastępcy dziś o północy”.
Resztę wiadomości stanowiły standardowe zapychacze.
„Jest pani proszona o umożliwienie nowemu szefowi sekcji specjalnej sprawnego wdrożenia się w nowe obowiązki. Dowódca jest pod wrażeniem pani profesjonalizmu w pełnieniu obowiązków zastępcy bez uprzedzenia i wcześniejszego przygotowania. Zostało to odnotowane w pani dokumentacji”.
Cóż, nie potrwało to długo. Oriana poczuła ukłucie urazy, choć przecież wiedziała, że jest ono bezpodstawne. Rola szefowej sekcji była poza jej zasięgiem pod każdym względem, a już na pewno nie miała na to odpowiednio wysokiego stopnia. Tym bardziej zaskoczyło ją własne rozczarowanie. Otworzyła drugą wiadomość.
Była wzywana na wideokonferencję z nowym dowódcą sekcji specjalnej, pułkownikiem Zeevem Abadim, dziś o szesnastej. To naprawdę ją zdziwiło. Po co chce z nią tak pilnie rozmawiać, jeśli przebywa jeszcze za granicą? A jeśli już wrócił do Izraela, to czemu nie może się z nią normalnie spotkać w swoim biurze?
Przyjęła zaproszenie i zapisała szczegóły na zabezpieczonym ekranie. Kod, za pomocą którego miała podłączyć się do wideokonferencji, nie wyświetlał się w bazie danych jej jednostki. Musiała wybrać się do naburmuszonej sekretarki i poprosić o sprawdzenie, do którego oddziału należy numer.
Sekretarka uruchomiła program deszyfrujący z absolutnym minimum entuzjazmu, popatrzyła na ekran, znów uruchomiła program.
– A niech mnie – powiedziała zaskoczona. – To kod gabinetu ambasady Izraela w Paryżu. Adiutant przed chwilą prosił mnie, żebym sprawdziła, jak się z nimi skontaktować.
Oriana zanotowała tę informację pod zaproszeniem do rozmowy i dodała wykrzyknik. Po chwili nabazgrała obok drugi, o wiele większy.
Chwilę później zostali wezwani z powrotem do sali konferencyjnej. Tym razem nikt nie bawił się w ceremonie z zajmowaniem miejsc, nawet wejście dowódcy odbyło się bez ceregieli. Zorro stanął u szczytu stołu. Nie czekał, aż wszyscy wejdą.
– Przepraszam za opóźnienie, musieliśmy zająć się pilną sprawą. Jak już pewnie państwo czytali,