Oprócz szkolenia wojskowego prowadzono pracę wychowawczą, a jej efekty zdaniem oficerów były zadowalające. Oficerowie w ślad za Piłsudskim podkreślali, że silna formacja moralna jest czynnikiem decydującym na polu walki, przeto szkolenie w tym zakresie jest co najmniej tak istotne jak bojowe. Naczelny Wódz powiadał, że „dopiero szkoła i wojsko czynią człowieka dojrzałym, dają mu możność wykonywania wszystkich obowiązków obywatelskich”. Zachęcał do tworzenia doktryny wychowawczej w duchu solidaryzmu narodowego i obywatelskiego, co przyniesie efekty w postaci „wysokiego morale żołnierzy”. Marian Porwit, były legionista, w 1919 roku przekonywał, że „działalność wychowawcza winna stać wyżej nad szkoleniową”. Propagował hasło: „Każdy oficer – wychowawcą”. „Służba oficerska – pisał – jest ważną, gdy jest wychowawcza. Wychowując wiernych i karnych żołnierzy, damy państwu naszemu tym samym zastęp obywateli”. Podobne były opinie wielu innych oficerów, i to nie tylko wywodzących się z Legionów.
Poza doktryną niezbędne były instrumenty pracy wychowawczej. I takie zostały zapewnione. Żołnierze mieli do dyspozycji broszury o tematyce historycznej i patriotycznej, w tym popularną Książeczkę żołnierza polskiego autorstwa Zdzisława Dębickiego. „Ojczyźnie tylko jednej służysz […]. Nie partiom, nie stronnictwom, ludziom możnym ani ludziom ubogim, ale jednej, jedynej Ojczyźnie” – czytamy w niej. Aby zwielokrotnić siłę oddziaływania na żołnierzy, we wrześniu 1919 roku powołano Towarzystwo Wiedzy Wojskowej, której prezesem został generał Jan Jacyna. „Wojna obecna wykazała, iż nie dość być oficerem zawodowym, lecz przede wszystkim trzeba być oficerem” – czytamy. Przeszkodą w upowszechnieniu wiedzy z zakresu dziejów ojczystych był analfabetyzm żołnierzy. W niektórych batalionach analfabeci stanowili trzydzieści, a nawet czterdzieści procent ogółu. Aby ten stan zmienić, uruchomiono kursy pisania i czytania.
Latem 1920 roku, gdy wojska bolszewickie zbliżały się do Warszawy i do Lwowa, w wojsku zaczęto tworzyć wydziały instruktażowo-oświatowe. Uruchomiono sieć gospód frontowych i uniwersytety żołnierskie, w których instruktorzy prowadzili pogadanki z żołnierzami „celem – jak czytamy w jednej z instrukcji – podniesienia patriotyzmu, dyscypliny i tężyzny w podwładnych oddziałach”. Uczono obowiązkowości i bezwzględnego wykonywania rozkazów. Popularyzowano podstawowe słowa z zakresu wojskowego języka polskiego i przypominano rodzime tradycje wojskowe. Wypowiedziano wojnę przekleństwom żołnierzy i zaśmiecaniu języka. Uznano, że wszechobecne wulgaryzmy językowe nie uchodzą, ale nie wydaje się, aby ta kampania przyniosła efekty.
Na morale żołnierzy i oficerów pozytywnie wpływały nagrody za dzielną służbę, medale i odznaczenia. Szczególne znaczenie miało przywrócenie 1 sierpnia 1919 roku Orderu Wojskowego Virtuti Militari, jako „nagrody czynów wybitnego męstwa i odwagi, dokonanych w boju i połączonych z poświęceniem dla dobra Ojczyzny”. Odznaczonym przysługiwały liczne przywileje. 11 sierpnia 1920 roku Rada Obrony Państwa wydała rozporządzenie ustanawiające Krzyż Walecznych „celem nagradzania czynów męstwa i odwagi, wykazanych w boju” przez oficerów, podoficerów, żołnierzy.
Żołnierzom starano się zapewnić czas na rozrywkę i na uprawianie sportu, zwłaszcza piłki nożnej. Staraniem organizacji obywatelskich urządzano dla nich kina. Do niektórych oddziałów dojeżdżał kinematograf, a filmy wyświetlano w namiotach lub na otwartej przestrzeni.
Podstawowym zadaniem służb wojskowych było wyposażenie żołnierzy i zaopatrzenie ich w broń i amunicję. W pierwszych tygodniach niepodległości nieźle sobie z tym radziły dzięki przejęciu magazynów po zaborcach. I tak żołnierze Armii Wielkopolskiej otrzymali broń i sprzęt pochodzący z niemieckiego demobilu, a Armii Hallera – sprzęt francuski, który został zakupiony. Szybka rozbudowa wojska wymagała dalszych dostaw. Głównym ich źródłem byli zachodni alianci, którzy sprzedawali produkcję wojenną własną oraz państw centralnych. Zakupem sprzętu wojskowego w Paryżu, Londynie, Wiedniu, Budapeszcie, Sztokholmie zajmowały się polskie misje wojskowe. Najwięcej broni i sprzętu pozyskano we Francji.
Niewielkie znaczenie miała krajowa produkcja sprzętu wojskowego, która co najwyżej stanowiła uzupełnienie importu. Niepokoiło to KNP oraz opozycyjnych polityków w kraju. 28 marca 1920 roku poseł Ryszard Wojdaliński z Lublina zgłosił rezolucję: „Wzywa się Rząd, aby poczynił wszelkie wysiłki w celu rozwinięcia przemysłu wojennego do tego stopnia, aby można było pokryć wewnątrzkrajowe wszystkie potrzeby wojenne”. Projekt ustawy został przyjęty przez Sejm, lecz ze względu na działania wojenne do jego realizacji nie doszło, ani wówczas, ani jeszcze wiele lat później. Podobnie inicjatywa władz miejskich Lwowa – dotycząca utworzenia w Polsce „narodowej fabryki broni, aby nie być zależnymi od dostaw z Zachodu” – musiała zostać odłożona na czas powojenny, choć przystąpiono do gromadzenia środków pieniężnych na „funduszu na fabrykę”. Dopiero w 1922 roku rozpoczęto tworzenie fundamentów polskiego przemysłu zbrojeniowego.
Przed wojną nie istniał, poza Gdańskiem, w żadnej z polskich dzielnic przemysł zbrojeniowy, a polski przemysł maszynowy, metalowy, hutniczy, który mógł stanowić podstawę dla produkcji broni, został podczas Wielkiej Wojny w znacznym stopniu zniszczony. W końcu roku 1919 produkcja przemysłowa byłego Królestwa Polskiego sięgała jedynie piętnastu procent wartości produkcji przemysłowej sprzed wojny. Jeszcze w grudniu 1922 roku stanowiła 61,9 procent. Sprzęt fabryczny, surowce i półfabrykaty z fabryk Królestwa i Galicji wywieźli lub zniszczyli zaborcy. W fabrykach pozostały jedynie gołe mury. Brakowało opału. Węgiel był reglamentowany. Jesienią 1918 roku żadna z hut nie wytapiała surówki i nie produkowała stali oraz wyrobów walcowanych.
W tej sytuacji najszybciej można było uruchomić warsztaty naprawcze sprzętu wojskowego, między innymi samochodów, karabinów, armat. Zaczęto też wytwarzać amunicję w zbrojowniach w Brześciu, Przemyślu, Warszawie, Poznaniu, Krakowie i we Lwowie. Zimą 1919 roku w zbrojowni poznańskiej produkowano amunicję karabinową, a u Cegielskiego artyleryjską. Na początku 1920 roku w budynkach fabryki Orthweina i Karasińskiego w Warszawie powołano Wytwórnię Zapalników Artyleryjskich, a drugą w Toruniu. Aby uruchomić produkcję karabinów, zakupiono w Niemczech części do produkcji mauserów, które przekazano warsztatom Gerlacha i Pulsta w Warszawie przekształconym w Państwową Fabrykę Karabinów. Rozpoczęła ona produkcję, ale na niewielką skalę. Zakłady we Lwowie wytwarzały rakietnice. Nie podjęto jednak produkcji dział.
W warsztatach wyrabiano chlebaki, tornistry, mundury, czapki, płaszcze zimowe, koce, namioty, bieliznę, pasy skórzane, guziki, ostrogi, klamry do pasów, manierki, pudełka blaszane do smarów, piecyki żelazne, kuchnie polowe, drut kolczasty, pontony, konstrukcje mostowe, podkowy dla koni, temblaki, trąbki sygnałowe, noże i narzędzia chirurgiczne, metalowe łóżka szpitalne, mapniki, lornetki polowe, igły, nici, mydło, świece, kawę konserwową, konserwy mięsne, wozy konne. Istotne znaczenie dla wojska miały garbarnie, ale z braku urządzeń i surowca mogły w 1919 roku pokryć co najwyżej dwadzieścia pięć procent zapotrzebowania na wyroby skórzane dla wojska. Producenci narzekali zwłaszcza na brak skór podeszwowych. Aby wyeliminować nieuczciwych producentów butów, uruchomiono wojskowe zakłady obuwnicze.
Zakłady przemysłowe i warsztaty, które produkowały na potrzeby armii, były nadzorowane przez władze