– Znowu będziemy się kłócić? Powiedziałem, że tęsknię, a ty…
– Ja też za tobą tęsknię – westchnęła. – Bądź jutro koło południa – dodała, zanim się rozłączyła.
– Umówiłaś się z nim, prawda? – zapytała Olka, kiedy Iwona wróciła na balkon.
– Nie potrafię tak po prostu tego zakończyć.
– Więc cierp. Cierp na własne życzenie.
– A mam jakieś wyjście?! – wybuchła.
– Masz. Zerwij z nim, zmień numer, zapomnij.
– Zapomnieć?! Każdy kamień w tym pieprzonym mieście przypomina mi nasze randki! Dworek Sierakowskich, molo, uliczki Górnego Sopotu, przystań rybacka, tunel pod torami w okolicach Czyżewskiego, Grodzisko i kawiarenki przy samej plaży, każdy pieprzony zakątek! Mam rzucić pracę i stąd wyjechać, żeby zapomnieć?!
– Masz zrozumieć, że to nie jest dla ciebie dobre.
– A co jest dla mnie dobre, Olka? Masz pojęcie, jaka cisza bywa w pustym domu, w którym czeka na ciebie tylko flaszka wina i pilot od pieprzonej plazmy?
– Masz syna, nie jesteś sama.
– Syna?! Kocham Błażeja ponad wszystko, ale mówimy teraz o czymś zupełnie innym, Olka! Nie potrafię dłużej udawać, że jest mi dobrze, bo nie jest. Chcę kogoś mieć.
– Kogoś czy Piotra?
– Piotra.
– Ale on jest żonaty.
– Ludzie się rozwodzą. Sama dziś o tym mówiłaś.
– Ludzie tak, on nie. Gdyby naprawdę tego chciał, zostawiłby żonę dawno, dawno temu.
– To nie jest takie proste, Ola. Ona półtora roku temu poroniła, wcześniej ich starsza córka długo chorowała, wiele razem przeszli i…
– Tak sobie to tłumacz – weszła jej w słowo Aleksandra.
– Oceniasz mnie?! Ty, która nie masz pojęcia, co zrobić ze swoim własnym życiem?! – Wytrącona z równowagi Iwona oskarżycielsko wycelowała w siostrę palec. – Gdzie idziesz? – zapytała chwilę później, kiedy Aleksandra odstawiła na stolik kubek po kawie i weszła do pokoju. – Olka, nie wygłupiaj się!
– Pójdę już. Chcę się przejść, pomyśleć.
– Zostań. Nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało, jestem idiotką…
– Nie przejmuj się. W końcu nie pierwszy raz się pożarłyśmy. – Ola przytuliła starszą siostrę i odgarnęła jej z czoła kosmyk włosów.
– Ale nie idziesz się utopić?
– W Bałtyku? W tym syfie? Gdybym miała się topić, wybrałabym jacuzzi na Kanarach.
– Kamień z serca. – Iwona uśmiechnęła się.
– Zadzwonię – obiecała Aleksandra, sięgając po leżące na komodzie przy wyjściu kluczyki.
– Trzymaj się, mała. I pamiętaj, że pochopne decyzje rzadko kiedy są słuszne. Może i umierasz z nudów, ale nie masz takiego złego życia. Więc dobrze się zastanów, zanim kopniesz Tomka w dupę.
– Chyba że on pierwszy kopnie w nią mnie. – Olka krzywo się uśmiechnęła, posłała siostrze całusa i otworzyła frontowe drzwi. – Pa, wredna małpo!
– Pa, smarkulo!
Kiedy zamknęła za siostrą, wróciła na górę, sięgnęła po zostawiony na balkonie telefon i wybrała numer Piotra.
– Jeśli masz czas, możesz jednak wpaść teraz – powiedziała.
– Teraz? Nie, teraz nie bardzo…
– Bo?
– Przed chwilą umówiłem się z kimś w Gdańsku.
– Z kimś? – zapytała złośliwym tonem.
– Iwona, nie zaczynaj! Widzimy się jutro! – rzucił i zaraz później dodał, że musi kończyć.
Zrozumiała, że on kogoś ma. I nie chodziło tu o Alicję. W jego życiu była kolejna kobieta, która zafascynowała go na tyle, żeby wdać się z nią w romans. Chyba że… Nie, nie było innej opcji. Jego nagła oschłość, odwoływanie spotkań, coraz większa wybuchowość… Tak, musiał mieć inną i albo dopiero wokół niej krążył, albo już ją posuwał. Nienawidziła się za to, że ciągle się nad sobą użala i znowu się popłakała na myśl o tym, że facet, którego najchętniej nie spuszczałaby z oczu, właśnie definitywnie jej się wymyka.
* * *
Dobry nastrój odzyskała dopiero rano. „Głupia! Po co by dzwonił, gdyby miał inną?” – pocieszyła się, nakładając wyjątkowo staranny makijaż.
Piotr zjawił się nieco przed czasem, z bukietem róż w ręku.
– Pięknie wyglądasz – powiedział, wręczając jej kwiaty. – Błażeja nie ma?
– Nie. Poszedł z kolegą na plażę. Mamy przynajmniej godzinę.
– Tylko godzinę? – Piotr wsunął dłoń pod sukienkę Iwony i pieszcząc jej pośladki przez cienki materiał koronkowych majtek, dodał, że mu się śniła. – Robiłaś mi loda przy fontannie Neptuna. Klęczałaś przede mną naga, w padającym śniegu, a tłum turystów pstrykał nam fotki.
– Marzyciel – parsknęła, rozpinając klamrę od jego paska.
Tym razem wziął ją na stojąco, w wąskim korytarzu przy frontowych drzwiach, a kiedy skończyli, długo ją do siebie tulił.
– Przepraszam, że mówię ci o tym teraz, ale w końcu i tak musielibyśmy porozmawiać. Alicja jest w ciąży – powiedział, kiedy poprawiała sukienkę. – I tym razem wygląda na to, że ją donosi.
– Co? – Iwona znieruchomiała, z podniesionymi z podłogi majtkami w ręku. – O czym ty mówisz, Piotr?
– Mówię, że nie możemy dłużej tego ciągnąć. Moja żona jest w ciąży, a ja…
Nagle zrozumiała. Prawda była tak szokująca, że aż zabrakło jej tchu.
– Wiedziałeś o tym od dawna, prawda?! Przychodziłeś tu i rżnąłeś mnie, wiedząc, że ona nosi twoje dziecko i nigdy jej dla mnie nie zostawisz!
– Nigdy ci tego nie obiecywałem, Iwona – powiedział cicho Piotr. – Pójdę już.
– Pójdziesz już?! Jasne, idź już! Wypierdalaj, wynoś się, chuju złamany! Kurwa, jaka ja byłam głupia, że kiedykolwiek ci ufałam! Który to miesiąc, co?! Czwarty?! Piąty?!
– Szósty – powiedział, zanim złapał za klamkę i bez słowa wyszedł z jej domu.
– Szósty? – wykrztusiła, chociaż on był już na zewnątrz.
Zatrzasnęła za nim drzwi i z płaczem opadła na schody. Idiotka! Pieprzona, skończona idiotka! Myślała, że traci nią zainteresowanie, bo wpadła mu w oko inna, ale on wił ciepłe gniazdko ze swoją przeklętą żoną! To dlatego Alicja wydawała jej się grubsza i dziwnie opuchnięta na twarzy, kiedy ostatnio w przelocie ją widziała. Była w ciąży…
– Nie daruję ci tego, gnojku! Tego jednego ci, chuju, nie wybaczę! – syknęła.
7.
Pokój 117
Konrad