Hotel 69. Sonia Rosa. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sonia Rosa
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эротика, Секс
Год издания: 0
isbn: 978-83-8195-195-1
Скачать книгу
Odezwę się jutro – obiecał tylko i nie czekając na jej odpowiedź, przerwał połączenie.

      Kiedy ubrał bawełniane krótkie spodenki, które lubił nosić po domu, w pośpiechu założył podkoszulek i zszedł na dół, starsza pani poklepała dłonią puste miejsce na sofie i zachęciła go, żeby usiadł obok.

      – Zaraz będą mówić o tym pedofilu, który molestował niepełnosprawne dziewczynki, siadaj!

      – O tym księdzu? – rzucił złośliwym tonem, a matka, która nienawidziła każdej, najmniejszej nawet krytyki Kościoła, syknęła, że to żaden ksiądz, tylko nauczyciel z Warszawy.

      – Siadaj, ostatnio nigdy nie masz dla mnie czasu. – Matka wyraźnie nalegała, więc dla świętego spokoju zwalił się na sofę i chociaż nie miał na to najmniejszej ochoty, obejrzał z nią połowę programu.

      Zasnęła podczas reklam, co wykorzystał na pospieszną i bezszelestną ewakuację na górę. Na pięterku, w swoim niewielkim, zabałaganionym pokoju, rozwalił się na łóżku i bezczynnie gapiąc się w ścianę, pomyślał, że jego życie to jakaś kompletna porażka, czeski film normalnie. Za kilka miesięcy stuknie mu czterdziestka i grzecznie mieszka z mamusią, zmieniając jej kanały w TV i robiąc staruszce kolacje. W sumie nie mógł narzekać, bo sam sobie nagrabił, kiedy tuż po rozwodzie narobił sobie hazardowych długów, które do dziś spłacał. Później była tułaczka po domach kumpli, coraz większe problemy finansowe, aż w końcu wylądował na pięterku u matki, czując się czasem tak, jakby znowu miał szesnaście lat i szlaban na dorosłe życie. Jako szef ochrony pięciogwiazdkowego hotelu zarabiał całkiem przyzwoicie, ale długi, które narosły, w połączeniu z alimentami na synów sprawiły, że ciągle brakowało mu kasy, a o samotnym wynajmie mieszkania mógł na razie zapomnieć. Zwłaszcza w Trójmieście, gdzie ceny bywały kosmiczne.

      * * *

      Weronika zadzwoniła po dwudziestej drugiej, kiedy gapił się w ścianę, myśląc o zaległych alimentach.

      – Możesz rozmawiać? – zapytała cicho.

      – Jasne – mruknął, chociaż nagle stracił ochotę na kontynuowanie tej ewidentnie zmierzającej donikąd znajomości.

      Poznali się w sieci. Pisała, że jest samotna i świeżo po rozwodzie. On był wtedy w podobnej sytuacji i nagle zaczęli się sobie zwierzać. Kiedy wysłała mu zdjęcie, mocno się zauroczył. Drobna, jasnowłosa i kokieteryjnie uśmiechnięta, była dokładnie w jego typie. Tego samego dnia dała mu swój numer i wysłała dwie odważne fotki swoich nagich piersi. Od tamtej pory rozmawiali każdego wieczoru. Nawet jeśli był w pracy, zawsze znajdował chwilę, żeby zamienić z nią kilka słów. Ale ostatnio coś się między nimi zmieniło, zupełnie jakby ich namiętny telefoniczny flirt zaczął się wypalać. Co prawda ona ciągle sączyła mu do ucha naprawdę pikantne świństwa, doprowadzając go do szczęśliwego finału, który z pomocą własnej dłoni osiągał niemal co wieczór, ale zdał sobie sprawę, że nie wystarcza mu taka forma bliskości, że to wszystko jest złudne, pozorne i sztuczne.

      – Chcę się tobą spotkać, Weronika, słyszysz? – powiedział z naciskiem. – To wszystko między nami trwa na tyle długo, że musimy zdecydować – robimy kolejny krok czy dajemy sobie z tym spokój.

      – Czemu? Czemu musimy decydować? Nie może zostać tak, jak jest?

      – Chcę cię zobaczyć. Dotknąć, pocałować.

      – Mówiłam ci, że nie jestem…

      – Zdecyduj się, Weronika. Spotkanie albo koniec tych bezsensownych pogawędek! – wszedł jej w słowo.

      – Nigdy wcześniej tak ze mną nie rozmawiałeś – powiedziała z wyrzutem. – Ostro, bezkompromisowo, niemiło…

      – Bo zazwyczaj w trakcie naszych pogawędek robię sobie dobrze, nie myśląc o niczym innym, ale dzisiaj… Szukam kobiety, Wera. Na stałe i na poważnie. Do pogadania, spędzenia razem wolnego dnia, wypicia porannej kawy. Zamknąłem za sobą rozdział pod tytułem nieudane małżeństwo, przez jakiś czas lizałem rany, ale teraz chciałbym zacząć od nowa. Ale ty najwyraźniej nie jesteś zainteresowana? – zapytał.

      – Nie wiem – powiedziała po dłuższej chwili milczenia.

      – To się dowiedz. A tymczasem miłego wieczoru.

      – I tyle? Zamierzasz się rozłączyć?

      – A masz mi coś konkretnego do powiedzenia?

      – Myślałam, że oboje lubimy te sprośne pogawędki. Że sekstelefon to tylko zabawa.

      – Bez przyszłości? Czego ty się aż tak boisz albo co przede mną ukrywasz, Wera?

      – Niczego nie ukrywam.

      – Jesteś pewna? Słuchaj, a może ty wróciłaś do tego twojego kolesia, damskiego boksera, co? O to chodzi?!

      – Nie wróciłam do Arka, co ty w ogóle mówisz?! Bił mnie, pamiętasz?!

      – Cóż, z tego, co zauważyłem, niektóre kobiety całkiem lubią takie klimaty – rzucił kąśliwym tonem.

      Chwilę później zrozumiał, że przegiął i zaczął przepraszać, ale ona zdążyła się już rozłączyć, a kiedy ponownie wybrał jej numer, nie odbierała.

      – Kurwa mać – zaklął pod nosem, ciskając telefon na łóżko.

      * * *

      Zadzwoniła przed północą. Brzmiała tak, jakby była lekko pijana i po chwili zaczęła płakać.

      – Nie masz pojęcia, jak wyglądało moje życie z Arkiem. Jak mnie bił, wyzywał, jak mną pomiatał… Coś mi mówi, że tobie mogę ufać, ale tak bardzo się boję… Marcel? Jesteś tam? Boję się, słyszysz?

      – Słyszę – powiedział. – Ale mam dość spuszczania się w chusteczkę i całego tego niby-związku – dodał. – Równie dobrze mógłbym się związać z sekslalką.

      – Jesteś obrzydliwy! – syknęła, po chwili jednak parsknęła nerwowym śmiechem. – Sekslalka nie powiedziałaby ci tylu świństewek, co ja.

      – Tu pewnie masz rację – mruknął.

      – Jestem naga. Dla ciebie.

      – To miłe. Wyślesz ememesa?

      – Mam lepszy pomysł… Przyjedź do mnie.

      „Jest środek nocy” – miał na końcu języka, ale szybko zrozumiał, że ona właśnie zebrała się na odwagę i taka okazja może się prędko nie powtórzyć. Dlatego w pośpiechu założył bluzę, sięgnął po kluczyki od swojego dwunastoletniego grata i na palcach zszedł na dół po skrzypiących schodach.

      Zakładał buty, kiedy zza jego pleców wyrosła matka.

      – Dokąd to o tej porze? – zapytała irytująco gderliwym tonem.

      – W pracy jestem potrzebny – skłamał.

      – A co? Hotel się pali? – zakpiła. – Jakbyś z wojska nie odszedł, to by ci w środku nocy głowy nie zawracali!

      – Tak, bo w wojsku było tak milusio – warknął i z furią zatrzasnął za sobą frontowe drzwi.

      Idąc do samochodu, pomyślał, że dłużej tego nie wytrzyma. Nie potrafi dłużej mieszkać z matką, żyć za grosze i kombinować, jak zdobyć kasę na kolejną spłatę długu, zanim Dragon i jego przydupasy połamią mu gnaty. Jadąc w stronę Rumii, pomyślał, że w sumie nie jest wobec Weroniki fair. Wierzyła, że się nią zauroczył, ale głównie chodziło mu o zbajerowanie naiwnej laski, do której mógłby się przenieść, żeby uciec od matki. A ona miała dom, pochwaliła mu się kiedyś,