– Wzięłabyś go do buzi? – zapytał nagle on, przerywając pieszczoty jej piersi.
– Jasne – zgodziła się i umościła tak, żeby było jej jak najwygodniej.
– O kurwa, jak dobrze – jęknął jej przygodny kochanek, kiedy zacisnęła palce na trzonie jego nieco przywiędłego fiuta i zaczęła zwinnie poruszać językiem.
Zważywszy na to, że przed kilkoma minutami się pieprzyli, koleś doszedł zaskakująco szybko i przeciągle jęknął, zaciskając w dłoni kosmyk jej włosów.
– Puść! – syknęła.
– Sorry – mruknął, a ona sięgnęła po stojącą na nocnej szafce szklankę mineralnej, upiła kilka łyków i opadła na łóżko, tuż obok niego.
– O której musisz wstać? – zapytała, pieszcząc opuszkami palców jego imponująco wyrzeźbiony tors.
– Pewnie jakoś przed siódmą. Tuż po ósmej mam pociąg – rzucił, po czym szeroko ziewnął i sięgnął po swoją komórkę. – Kurwa, już po pierwszej?
– Skąd jesteś? – zapytała, unosząc się na łokciu.
– A co za różnica? – odburknął jej mało sympatycznym tonem.
– Wybacz. Nie wiedziałam, że to taka tajemnica – naburmuszyła się, urażona niespodziewaną opryskliwością w jego głosie.
– To nie tajemnica. Po prostu nie lubię gadek o pierdołach. Jakbyśmy na siłę chcieli udawać, że coś nas łączy po tym, jak się ze sobą przespaliśmy. Zbieraj się już, co? Chciałbym złapać trochę snu. Jutro mam ciężki dzień, prosto z dworca pędzę na zebranie zarządu, a później…
– Czekaj, bo chyba nie ogarniam… Wyrzucasz mnie? – weszła mu w słowo Martyna, nie do końca wierząc w to, co właśnie usłyszała. – Wywalasz mnie na ten wypizdów, jak jakąś tanią dziwkę?! Wiesz, jak tej nocy wieje?!
– Nie wiem, nie oglądałem prognoz – rzucił, siadając na łóżku. – No, nie patrz tak, jakbym ci matkę i kota zamordował. Recepcjonista wezwie ci taryfę, nie musisz łazić po nocy. A jeśli nie masz na taksówkę, to mogę…
– Mam na taksówkę, złamany kutasie, więc wsadź sobie swoją propozycję głęboko w dupę! – krzyknęła.
– Wow, księżniczka pokazuje pazurki. – Żonkoś zaśmiał się chrapliwie i skupił na swoim telefonie, nie poświęcając już przygodnej kochance nawet odrobiny uwagi.
Wyszła bez pożegnania, upokorzona, roztrzęsiona i wściekła. Jasne, świetnie znała reguły. Przypadkowa znajomość, spontaniczne bzykanko, żadnych zbyt prywatnych zwierzeń i czuły buziak na pożegnanie – tak to zazwyczaj wyglądało. Ale jeszcze nikt nigdy nie wywalił jej w środku nocy!
– Złamas! – zaklęła pod nosem, wsiadając do windy.
Nocny recepcjonista okazał się całkiem szarmancki. Wezwał taryfę i ignorując stojącego w drzwiach boya, nawet ją do niej odprowadził, trzymając nad jej głową olbrzymi czarny parasol z logo hotelu. Jednak nawet ten miły gest chłopaka zza kontuaru nie poprawił jej nastroju. „Co za pieprzony dupek” – piekliła się, wchodząc do budynku, w którym od pół roku wynajmowała mieszkanie. Gdyby wiedziała, jak się nazywa, gdyby zdradził jej cokolwiek poza własnym imieniem, którego nawet nie zapamiętała, zrobiłaby wszystko, żeby jakoś się na nim zemścić, przynajmniej w sieci. Wyglądało jednak na to, że tym razem będzie się musiała obejść smakiem. Upokorzył ją i zrobił to całkowicie bezkarnie. Ale może nie powinna zakładać, że wszyscy bywają szarmanccy? Reguły takich randek bywały czasem brutalne. Nieznajomy facet, obcy pokój hotelowy, totalna niewiadoma. „Ale może właśnie to tak cholernie mnie ostatnio kręci” – przeszło jej przez myśl, kiedy otwierała wino.
Zasnęła dopiero przed czwartą i śniła o swoim przygodnym kochanku, jednak w jej śnie to ona była górą i to ona upokorzyła jego. Zresztą „upokorzyła” to zdecydowanie za mało powiedziane. „Odebrałam mu wszystko” – uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie koszmaru, w którym odgryzła kochankowi przyrodzenie i z cieknącą po brodzie krwią, z brutalnie poszarpanymi kawałkami skóry pomiędzy zębami, naga i zakrwawiona wyszła na plac Zdrojowy, żeby zatańczyć w deszczu. „Tak, to był świetny sen” – pomyślała, parząc poranną kawę.
6.
Sopot, maj 2019
Iwona zalewała wrzątkiem kawę, kiedy odezwała się jej komórka.
– Hej, sis! Sprawdzam, czy nieszczęśliwa miłość cię tej nocy nie zabiła.
– Bardzo śmieszne. – Menadżerka lekko się skrzywiła i usiadła za kuchennym stołem.
– Wpadnij dziś do nas. Tomek robi grilla dla ludzi ze swojej firmy, będzie miło.
– Jasne, miło… Pewnie znowu będę jedyną samotną kobietą w całym tłumie par.
– A nawet jakby? Zauważyłaś, że chyba tylko w Polsce ludzie robią z tego problem? – zapytała Olka irytująco lekkim tonem i nagle Iwona poczuła złość.
– Ola, masz faceta od czasów matury, więc nie chrzań mi, że wiesz, jak to jest, kiedy wszystkie te wypacykowane żmije posyłają ci pełne wyższości uśmieszki, bo czują się lepsze tylko dlatego, że mają w domu męża!
– Przesadzasz.
– Uwierz mi, nie przesadzam.
– Jacek też przyjdzie sam.
– Kto? – zdziwiła się Iwona.
– Jacek, nowy informatyk z firmy Tomasza.
– I to ma mi poprawić humor?
– Iwona, nie bądź pindą, co?! Wiem, że masz dziś wolne, więc wpadaj do nas i bez dyskusji! Możesz przyjechać już koło południa. Pomożesz mi z sałatkami, nagadamy się. Bliźniaczki są u teściowej, więc dawno nie byłam tak szczęśliwa.
– Dobra, będę. Ale nie obiecuję, że zostanę na grillu.
– Zostaniesz, zostaniesz.
– Zobaczymy.
– Zostaniesz. A zmieniając temat, czytam świetną książkę. W Stanach dochodzą do władzy jakieś fanatyczne, skrajnie prawicowe organizacje i odbierają kobietom prawo do pracy, zamykając je z powrotem w domach. W dodatku laski mogą wypowiedzieć tylko sto słów dziennie, a…
– Daj spokój, znowu czytasz jakiś pseudofeministyczny bełkot? – parsknęła Iwona.
– Uważasz, że to bełkot? Odbierają im wszystko, Iwona! Tytuły naukowe, pracę, godność, pieniądze! Kontrolują je całkowicie i każą całe dnie spędzać w kuchni! W dodatku kobiety niemal nie mogą mówić, nawet kilkuletnie dziewczynki! Noszą specjalne bransolety i jeśli przekroczą limit stu słów dziennie, razi je prąd! A kiedy będą na tyle nierozważne, żeby wdać się w pozamałżeńskie układy i sypiać z kimś innym niż mąż, są zsyłane do obozów pracy.
– I uważasz, że taka wizja świata jest dziś