– Szał krwi? – Marcus z niedowierzaniem popatrzył na ojca. – To niemożliwe. On zmienia wampira w bezlitosnego zabójcę pozbawionego rozsądku i współczucia. Nie było takich przypadków od prawie dwóch tysiącleci. Sam mi tak mówiłeś.
– Kłamałem. – Głos Matthew się załamał.
– Nie możesz mieć szału krwi, Matt – stwierdził Hamish. – Wspomniano o nim w rodzinnych dokumentach. Jego objawy to ślepa furia, niezdolność do rozumowania i przemożny instynkt zabijania. Ty nigdy nie wykazywałeś objawów tej choroby.
– Nauczyłem się ją kontrolować – odparł Matthew. – Przez większość czasu.
– Gdyby Kongregacja to odkryła, wyznaczyłaby cenę za twoją głowę. Z tego, co tutaj przeczytałem, wynika, że inne byty miałyby carte blanche, żeby cię zniszczyć. – Hamish był wyraźnie zaniepokojony.
– Nie tylko mnie. – Spojrzenie Matthew pomknęło do mojego zaokrąglonego brzucha. – Moje dzieci również.
Na twarzy Sarah odmalowało się przerażenie.
– Dzieci…
– A Marcus? – Kostki Phoebe zbielały, kiedy zacisnęła dłonie na brzegu stołu, ale jej głos pozostał spokojny.
– Marcus jest tylko nosicielem – zapewnił ją Matthew. – Symptomy ujawniają się natychmiast.
Phoebe wyraźnie ulżyło.
Matthew spojrzał synowi prosto w oczy.
– Kiedy cię tworzyłem, byłem całkowicie przekonany, że jestem wyleczony. Minęło prawie stulecie, odkąd miałem ostatni epizod. Nastał Wiek Rozumu. W swojej dumie wierzyliśmy, że całe dawne zło zostało wykorzenione, od ospy po przesądy. I wtedy pojechałeś do Nowego Orleanu.
– Moje własne dzieci. – Dziki wzrok Marcusa świadczył o tym, że zaczyna docierać do niego prawda. – Ty i Juliette Durand przyjechaliście do miasta, a one zaczęły ginąć. Myślałem, że to Juliette je zabiła. Ale to ty. Zabiłeś je z powodu swojego szału krwi.
– Twój ojciec nie miał wyboru – odezwała Ysabeau. – Kongregacja wiedziała, że w Nowym Orleanie są kłopoty. Philippe rozkazał Matthew załatwić sprawę, zanim wampiry odkryją przyczynę. Gdyby Matthew odmówił, wszyscy byście nie żyli.
– Członkowie Kongregacji byli przekonani, że wróciło stare przekleństwo szału krwi – wyjaśnił Matthew. – Chcieli zburzyć miasto i spalić je doszczętnie, ale ja argumentowałem, że tamte wybryki są rezultatem młodości i niedoświadczenia, a nie szału krwi. Miałem zabić ich wszystkich. Miałem zabić również ciebie, Marcusie.
Marcus zrobił zaskoczoną minę. Ysabeau nie.
– Philippe był na mnie wściekły, ale ja zabiłem tylko tych, którzy wykazywali objawy. Zabiłem ich szybko, bez bólu i strachu. – Matthew mówił martwym głosem. Nienawidziłam jego sekretów i kłamstw, ale serce i tak bolało mnie z jego powodu. – Wytłumaczyłem ekscesy moich pozostałych wnucząt biedą, pijaństwem, chciwością. Potem wziąłem odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w Nowym Orleanie, zrezygnowałem ze swojego miejsca w Kongregacji i przysiągłem, że nie stworzysz następnych dzieci, póki nie będziesz starszy i mądrzejszy.
– Powiedziałeś mi, że jestem porażką, hańbą rodziny. – Głos Marcusa był ochrypły od hamowanych emocji.
– Musiałem cię powstrzymać. Nie wiedziałem, co innego mógłbym zrobić. – Matthew wyznał grzechy bez prośby o wybaczenie.
– Kto jeszcze zna twoją tajemnicę, Matthew? – spytała Sarah.
– Verin. Baldwin. Stasia i Freyia. Fernando, Gallowglass, Miriam. Marthe, Alain. – Matthew kolejno prostował palce. – Hugh, Godfrey, Hancock, Louisa i Louis.
Marcus popatrzył na ojca z goryczą.
– Chcę wiedzieć wszystko. Od początku do końca.
– Matthew nie może opowiedzieć ci początku tej historii – odezwała się cicho Ysabeau. – Tylko ja mogę to zrobić.
– Nie, maman. – Matthew pokręcił głową. – To nie jest konieczne.
– Oczywiście, że jest. To ja wprowadziłam tę chorobę do rodziny. Ja jestem nosicielką, podobnie jak Marcus.
– Ty? – wykrztusiła Sarah.
– Chorobę przekazał mi mój reproduktor. Uważał, że to wielkie błogosławieństwo dla lamii mieć w sobie jego krew, bo ona czyniła z niej istotę naprawdę przerażającą i prawie niemożliwą do zabicia. – Pogarda i nienawiść, z jakimi Ysabeau wymówiła słowo „reproduktor”, uświadomiły mi, dlaczego Matthew tak nie lubi tego określenia. – Wtedy między wampirami ciągle trwała wojna, więc chwytano się każdej możliwej przewagi. Krew mojego twórcy nie podziałała tak, jak miał nadzieję, choć u innych jego dzieci ujawnił się silny szał krwi. Za karę… – Ysabeau umilkła i wzięła drżący oddech. – Za karę zostałam zamknięta w klatce, żeby dostarczać rozrywki moim braciom i siostrom i żeby mogli na mnie trenować zabijanie. Mój reproduktor nie spodziewał się, że przeżyję.
Ysabeau przytknęła palce do warg. Przez chwilę nie mogła mówić.
– Żyłam bardzo długo w tym małym, zakratowanym więzieniu, brudna, głodna, ranna w środku i na zewnątrz. Nie mogłam umrzeć, choć bardzo tego pragnęłam. Ale im bardziej walczyłam i dłużej żyłam, tym bardziej interesująca się stawałam. Ojciec brał mnie wbrew mojej woli, podobnie jak bracia. Wszystko, co mi robiono, wynikało z chorej ciekawości, co w końcu mnie okiełzna. Ale ja byłam szybka… i sprytna. Mój reproduktor zaczął myśleć, że może jednak będę dla niego użyteczna.
– To nie jest historia, którą opowiedział mi Philippe – stwierdził w odrętwieniu Marcus. – Dziadek mówił, że uratował cię z fortecy. Że twój stwórca cię porwał i uczynił wampirem wbrew twojej woli, bo byłaś taka piękna, że nie mógł dopuścić, żeby ktoś inny cię miał. Zmusił cię, żebyś służyła mu jako żona.
– Wszystko to była prawda, tyle że nie cała. – Ysabeau spojrzała wnukowi w oczy. – Philippe znalazł mnie w fortecy i uratował z tego strasznego miejsca. Ale ja nie byłam wtedy pięknością, nieważne, jakie romantyczne historie opowiadał później twój dziadek. Ogoliłam sobie głowę skorupką, którą jakiś ptak upuścił na parapet okna. Nie chciałam, żeby mogli trzymać mnie za włosy. Zostały mi blizny, choć teraz są ukryte. Miałam złamaną nogę. I chyba rękę. Marthe na pewno pamięta.
Nic dziwnego, że Ysabeau i Marthe opiekowały się mną tak troskliwie po La Pierre. Jedna była torturowana, druga pomogła jej dojść do siebie po tamtych strasznych przeżyciach. Ale opowieść mojej teściowej jeszcze się nie skończyła.
– Kiedy zjawili się Philippe i żołnierze, byli odpowiedzią na moje modlitwy. Od razu zabili mojego ojca. Ludzie Philippe’a zażądali skazania na śmierć wszystkich dzieci mojego reproduktora, żeby nie rozprzestrzeniła się trucizna krążąca w naszej krwi. Pewnego ranka przyszli i zabrali moich braci i siostry. Philippe nie pozwolił im mnie tknąć. Twój dziadek skłamał, mówiąc, że nie zostałam zainfekowana chorobą, że stworzył mnie ktoś inny, a ja zabijałam tylko dlatego, żeby przeżyć. Nie został nikt, żeby temu zaprzeczyć. Dlatego Philippe wybaczył Matthew, że cię nie zabił, Marcusie, choć on kazał mu to zrobić. Wiedział, jak to jest kochać kogoś za bardzo, by patrzeć, jak ginie.
Słowa Ysabeau nie rozproszyły mroku w oczach Marcusa.
– Przez