– Co mogę zrobić? – spytał Hamish.
– Też będziesz musiał opuścić Sept-Tours. Chcę, żebyś przeanalizował tekst przymierza i wszystko, co znajdziesz na temat pierwszych debat Kongregacji. Także wszystko, co może rzucić światło na to, co wydarzyło się w Jerozolimie między końcem pierwszej krucjaty a datą, kiedy przymierze stało się prawem. – Matthew rozejrzał się po Okrągłej Wieży. – Szkoda, że nie możesz pracować tutaj.
– Pomogę w tych badaniach, jeśli chcecie – zaproponowała Phoebe.
– Na pewno wrócisz do Londynu – powiedział Hamish.
– Zostanę tutaj z Marcusem – oznajmiła Phoebe, unosząc brodę. – Nie jestem czarownicą ani demonem. Żadne zasady Kongregacji nie zabraniają mi przebywania w Sept-Tours.
– Te restrykcje są jedynie tymczasowe – rzekł Matthew. – Gdy członkowie Kongregacji upewnią się, że w Sept-Tours wszystko jest jak należy, Gerbert zabierze Ysabeau do swojego domu w Cantal. Po tym dramacie Baldwin wkrótce się znudzi i wróci do Nowego Jorku. Wtedy znowu możemy wszyscy się tu spotkać. Mam nadzieję, że do tego czasu będziemy wiedzieli więcej i ułożymy lepszy plan.
Marcus pokiwał głową, choć nie wyglądał na zadowolonego.
– Oczywiście, gdybyś stworzył szczep…
– Niemożliwe – uciął Matthew.
– Impossible n’est pas français – skwitowała Ysabau tonem kwaśnym jak ocet. – I z pewnością nie jest to słowo ze słownika twojego ojca.
– Jedyną rzeczą, która nie wchodzi w rachubę, wydaje mi się pozostanie w klanie Baldwina i pod jego bezpośrednią władzą – oświadczył Marcus i skinął głową babce.
– Po tym, jak wszystkie sekrety wyszły dzisiaj na jaw, nadal uważasz, że moje nazwisko i moja krew to coś, z czego posiadania powinieneś być dumny? – zapytał Matthew.
– Wolę ciebie niż Baldwina – odparł Marcus, patrząc ojcu w oczy.
– Nie wiem, jak możesz mnie znieść – powiedział cicho Matthew – nie mówiąc o przebaczeniu.
Marcus zachował spokój.
– Nie wybaczyłem ci. Znajdź lek na szał krwi. Walcz o anulowanie przymierza i odmawiaj popierania Kongregacji, która utrzymuje w mocy takie niesprawiedliwe prawo. Utwórz własny szczep, żebyśmy mogli żyć bez oddechu Baldwina na karku.
– A wtedy? – Matthew uniósł brew.
– Wtedy nie tylko ci wybaczę, ale będę pierwszym, który przysięgnie ci lojalność nie tylko jako ojcu, ale jako panu.
Rozdział 6
Większość kolacji w Sept-Tours wyglądała tak, że każdy jadł, kiedy chciał i co chciał. Ale ten wieczór był naszym ostatnim w château i Baldwin rozkazał, żeby zebrała się cała rodzina i pożegnała Sarah, Matthew i mnie.
Mnie przypadł w udziale wątpliwy zaszczyt zorganizowania uczty. Jeśli Baldwin spodziewał się, że mnie przestraszy, to czekało go rozczarowanie. Po tym, jak w roku 1590 dbałam o posiłki dla mieszkańców Sept-Tours, wiedziałam, że w czasach współczesnych na pewno sobie poradzę.
Wysłałam zaproszenia do wszystkich wampirów, czarownic i ciepłokrwistych nadal obecnych w rezydencji i liczyłam na najlepsze.
Akurat w tym momencie żałowałam swojej prośby, żeby na kolację wszyscy przyszli w strojach wizytowych. Oprócz złotej strzały, do której noszenia przywykłam, włożyłam perły od Philippe’a, ale sznur sięgał mi do ud i nie pasował do spodni. Odłożyłam naszyjnik do wykładanej aksamitem szkatułki, którą przysłała mi Ysabeau razem ze lśniącymi kolczykami, które pięknie odbijały światło. Umocowałam je w uszach.
– Nie wiedziałem, że jesteś taka wybredna, jeśli chodzi o biżuterię. – Matthew wyszedł z łazienki i przyjrzał się mojemu odbiciu w lustrze, zapinając złote spinki w mankietach koszuli. Ozdobione godłem New College były gestem lojalności wobec mnie i jednej z jego wielu alma mater.
– Matthew! Ogoliłeś się. – Minęło trochę czasu, odkąd widziałam go bez elżbietańskiej brody i wąsów.
Choć mój mąż wyglądał atrakcyjnie niezależnie od epoki czy mody, to właśnie w takim gładko ogolonym, eleganckim mężczyźnie się zakochałam.
– Ponieważ wracamy do Oksfordu, pomyślałem, że równie dobrze mogę prezentować się jak wykładowca akademicki. – Matthew pogładził podbródek. – To naprawdę ulga. Brody potrafią swędzieć jak diabli.
– Podoba mi się, że wrócił mój przystojny profesor zamiast groźnego księcia – powiedziałam cicho.
Matthew włożył grafitową marynarkę z miękkiej wełny i pociągnął perłowoszare mankiety. Wyglądał na uroczo zakłopotanego. Jego uśmiech był nieśmiały, ale zmienił się w pełen uznania, kiedy wstałam.
– Wyglądasz pięknie. – Mąż zagwizdał z podziwem. – Z perłami czy bez.
– Victoire jest świetna.
Wampirzyca i żona Alaina uszyła mi granatowe spodnie i pasującą do nich jedwabną bluzkę z dekoltem, który lekko odsłaniał ramiona. Jej miękkie fałdy opadające na biodra zakrywały powiększający się brzuch, ale strój nie przypominał sukni ciążowej.
– W niebieskim jest ci wyjątkowo do twarzy – stwierdził Matthew.
– Ależ z ciebie czaruś.
Wygładziłam mu klapy i poprawiłam kołnierzyk. Było to zupełnie niepotrzebne. Marynarka leżała idealnie, żaden szew się nie przekrzywił, ale gest zaspokoił moje instynkty opiekuńcze. Stanęłam na palcach, żeby pocałować męża.
Matthew z entuzjazmem odwzajemnił uścisk. Przesunął dłońmi po miedzianych pasmach włosów opadających mi na plecy. Cicho westchnęłam.
– Och, jak ja lubię ten dźwięk. – Matthew pocałował mnie mocniej, a kiedy wydałam gardłowy pomruk, uśmiechnął się szeroko. – A ten jeszcze bardziej.
– Po takim pocałunku kobiecie powinno się wybaczyć spóźnienie na kolację – stwierdziłam, wsuwając dłonie między pas jego spodni a wpuszczoną w nie koszulę.
– Kusicielka. – Matthew skubnął zębami moją wargę i się odsunął.
Po raz ostatni spojrzałam w lustro. Dobrze, że Victoire nie zakręciła i nie ułożyła moich włosów w bardziej wymyślną fryzurę, bo nie dałabym teraz rady doprowadzić ich do porządku. Na szczęście udało mi się odgarnąć kilka kosmyków na miejsce i poprawić niski kok.
Na koniec utkałam wokół siebie czar maskujący. Efekt był taki, jakbym zaciągnęła przezroczyste zasłony na nasłonecznionym oknie. Zaklęcie stonowało moje kolory, złagodziło rysy. Uciekałam się do niego w Londynie i robiłam to nadal po powrocie do teraźniejszości. Teraz nikt nie spojrzałaby na mnie drugi raz, z wyjątkiem Matthew, który łypał krzywo na tę transformację.
– Kiedy pojedziemy do Oksfordu, chcę, żebyś przestała nosić ten czar maskujący. – Matthew skrzyżował ręce na piersi. – Nienawidzę go.
– Nie mogę chodzić po uniwersytecie cała jaśniejąca.
– A ja nie mogę chodzić i zabijać ludzi, choć dopada mnie szał krwi. Wszyscy niesiemy jakiś krzyż.
– Myślałam, że nie chcesz, żeby ktoś się dowiedział, jaką mam moc. – Martwiłam się, że nawet postronni obserwatorzy zwrócą na mnie