Zastanawiając się, dlaczego Verin musi jeść kolację uzbrojona, sięgnęłam odruchowo do złotego grotu zawieszonego na moim dekolcie. Był jak talizman i przypominał mi o Philippie. Zimne spojrzenie Ysabeau również na nim spoczęło.
– Myślałam, że ta strzała przepadła na zawsze – powiedziała cicho moja teściowa.
– Philippe dał mi ją w dniu ślubu. – Zaczęłam zdejmować łańcuszek z szyi, sądząc, że należy do Ysabeau.
– Nie. Philippe chciał, żebyś ty ją miała. – Yasbeau delikatnie zamknęła moje palce na naszyjniku. – Musisz jej pilnować, moje dziecko Jest bardzo stara i niełatwo ją zastąpić.
– Kolacja gotowa? – zagrzmiał Baldwin, pojawiając się u mojego boku z szybkością trzęsienia ziemi i ze swoim zwykłym brakiem szacunku dla systemu nerwowego ciepłokrwistych.
– Tak – szepnął mi do ucha Alain.
– Tak – odpowiedziałam z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Baldwin podał mi ramię.
– Chodźmy, Matthieu – powiedziała Ysabeau, biorąc syna za rękę.
– Diano? – ponaglił mnie Baldwin z wysuniętym w moją stronę ramieniem.
Spojrzałam nań z nienawiścią i ignorując jego gest, sama ruszyłam do drzwi za Matthew i Ysabeau.
– To rozkaz, a nie prośba. Sprzeciwiaj mi się, a bez namysłu wydam was oboje Kongregacji. – W głosie Baldwina zabrzmiała groźba.
Przez chwilę zastanawiałam się nad stawieniem oporu i do diabła z konsekwencjami. Ale wtedy Baldwin by wygrał. Myśl, przypomniałam sobie. I pozostań żywa. Położyłam dłoń na jego ręce, zamiast wziąć go pod łokieć jak współczesna kobieta. Oczy szwagra rozszerzyły się lekko.
– Dlaczego jesteś taki zaskoczony, bracie? Od chwili przybycia zachowujesz się jak prawdziwy feudał. Skoro postanowiłeś odgrywać rolę króla, rób to właściwie.
– Dobrze, siostro.
Baldwin zacisnął pięść pod moimi palcami, przypominając mi w ten sposób o swoim autorytecie i władzy.
Razem wkroczyliśmy do jadalni, jakby to była komnata audiencyjna w Greenwich, a my królem i królową Anglii. Usta Fernanda zadrgały na ten widok, a Baldwin spiorunował go wzrokiem.
– Czy w tym kubeczku jest krew? – Sarah, pozornie nieświadoma napięcia, schyliła się i powąchała danie Gallowglassa.
– Nie wiedziałam, że nadal je mamy. – Ysabeau wzięła do ręki grawerowany srebrny pucharek.
Posłała mi uśmiech, kiedy Marcus usadził ją po swojej lewej stronie. Matthew okrążył stół i uczynił honory Phoebe, która dostała miejsce naprzeciwko mnie.
– Kazałam Alainowi i Marthe ich poszukać. Philippe używał ich w czasie naszej uczty weselnej. – Dotknęłam złotej strzały. Ernst dwornie wysunął moje krzesło. – Siadajcie wszyscy, proszę.
– Stół jest pięknie nakryty, Diano – stwierdziła z aprobatą Phoebe.
Mimo to nie patrzyła na kryształy, cenną porcelanę ani na delikatne srebro, tylko uważnie przyglądała się istotom siedzącym wokół stołu z lśniącego palisandru.
Mary Sidney powiedziała mi kiedyś, że rozmieszczenie gości przy bankietowym stole jest nie mniej skomplikowane niż ustawienie wojsk przed bitwą. Ja starałam się jak najściślej przestrzegać zasad, których nauczyłam się w elżbietańskiej Anglii, żeby zminimalizować ryzyko otwartej wojny.
– Dziękuję, Phoebe, ale wszystko jest dziełem Marthe i Victoire. To one wybrały porcelanę. – Udawałam, że jej nie zrozumiałam.
Verin i Fernando popatrzyli na stojące przed nimi talerze i wymienili spojrzenia. Marthe uwielbiała imponujący komplet Blue Celeste, który Ysabeau zamówiła w osiemnastym wieku, a Victoire wolała ostentacyjny złoty serwis zdobiony w łabędzie. Nie mogłam sobie wyobrazić, że jem z któregoś z nich, więc wybrałam neoklasyczny czarno-biały z uroborosem de Clermontów otaczającym literę C zwieńczoną koroną.
– Zdaje się, że grozi nam niebezpieczeństwo bycia cywilizowanymi – wymamrotała Verin. – I to przy ciepłokrwistych.
– Lepiej późno niż wcale – skomentował Fernando, rozkładając serwetkę na kolanach.
– Toast. – Matthew uniósł kieliszek. – Za utraconych ukochanych. Niech ich duchy będą z nami dzisiaj i zawsze.
W jadalni rozległ się szmer aprobaty i echa jego słów, kiedy uniesiono kieliszki. Sarah otarła łzę z oka, Gallowglass ujął jej dłoń i pocałował ją lekko. Ja zdusiłam w sobie smutek i posłałam mu uśmiech wdzięczności.
– Kolejny toast za zdrowie mojej siostry Diany i narzeczonej Marcusa, najnowszego członka mojej rodziny. – Baldwin podniósł kieliszek.
– Za Dianę i Phoebe – dodał Marcus.
Przez chwilę myślałam, że Matthew chluśnie zawartością swojego kieliszka w Baldwina. Sarah z wahaniem upiła łyk musującego wina i się skrzywiła.
– Jedzmy – rzuciłam pośpiesznie. – Emily nienawidziła, kiedy jedzenie stygło, a nie sądzę, by Marthe była bardziej wyrozumiała.
Kolacja przebiegała gładko. Była zimna zupa dla ciepłokrwistych i srebrne pucharki krwi dla wampirów. Pstrąg jeszcze kilka godzin wcześniej pływał w pobliskiej rzece niczego nieświadomy. Pieczony kurczak został podany w następnej kolejności jako ukłon wobec Sarah, która nie znosiła smaku dzikiego ptactwa. Później niektórzy jedli sarninę, ale ja się powstrzymałam. Na koniec Marthe i Alain postawili na stole salaterki z owocami, miski orzechów i tace z serami.
– Wyśmienita kolacja – pochwalił Ernst, odchylając się na oparcie krzesła i klepiąc się po szczupłym brzuchu.
Zawtórowały mu pomruki aprobaty. Mimo niepewnego początku spędzaliśmy bardzo miły wieczór w gronie rodzinnym. Rozsiadłam się wygodniej na krześle.
– Ponieważ jesteśmy tu wszyscy, mamy dla was pewną nowinę – oznajmił Marcus, uśmiechając się nad stołem do narzeczonej. – Jak wiecie, Phoebe zgodziła się wyjść za mnie.
– Ustaliliście datę? – zapytała Ysabeau.
– Jeszcze nie. Postanowiliśmy zrobić wszystko w staromodny sposób.
De Clermontowie obecni w pokoju odwrócili się do Matthew z zastygłymi twarzami.
– Nie jestem pewna, czy można mówić o staromodnym sposobie, zważywszy na to, że wy dwoje już dzielicie pokój – cierpko skomentowała Sarah.
– Wampiry mają inne tradycje, Sarah – wyjaśniła Phoebe. – Marcus zapytał, czy chcę być z nim przez resztę życia, a ja odpowiedziałam tak.
– Aha – mruknęła Sarah ze zdziwioną miną.
– Chyba nie macie na myśli… – Popatrzyłam na męża.
– Postanowiłam zostać wampirem. – Oczy Phoebe jaśniały szczęściem, kiedy patrzyła na swojego mężczyznę. – Marcus nalega, żebym najpierw się z tym oswoiła, zanim się pobierzemy. Więc tak, nasze narzeczeństwo może potrwać trochę dłużej, niżbyśmy chcieli. – Phoebe mówiła tak, jakby rozważała drobną operacją plastyczną albo zmianę fryzury, a nie całkowitą biologiczną transformację.
– Nie chcę, żeby potem żałowała – powiedział cicho Marcus i uśmiechnął się szeroko.
– Phoebe nie zostanie wampirem. Zabraniam. – Głos Matthew był spokojny,