Zanim się poddałam, znowu napiłam się kawy.
– Dobra, to co muszę zrobić, żeby spłacić Rosiego? Uprzedzam, nie zamierzam sprzątać twojej łazienki.
– Jesteś pewna, że to jedyne zastrzeżenie?
Przez chwilę zastanawiałam się, co jeszcze mogłabym dodać. Potem oznajmił:
– Czas minął.
Pogrywał sobie ze mną i zaczęło mnie to już wkurzać.
– Na litość boską, mów! – warknęłam.
Ledwie zdążyłam skończyć, zareagował. Bardzo szybko, szybciej niż jakikolwiek inny człowiek, zwłaszcza rano.
Wyjął mi kubek z garści, położył ręce na moim tyłku, posadził mnie na blacie i przysunął się, obejmując teraz moje plecy. Nie miałam wyjścia, mogłam albo rozsunąć nogi, albo wbić mu kolana w żebra. Jeszcze mocniej przyciągnął mnie do siebie, moje dolne partie znalazły się tuż przy jego kroczu. Nachylił się i mnie pocałował.
Pocałował. Po raz pierwszy w życiu.
O cholera.
O jasna, ciężka cholera.
Całował wspaniale.
Jeden pocałunek zmiótł wspomnienie o dotknięciu Joe Perry’ego, a to coś znaczy.
Gdy podniósł głowę, powiedziałam (bardzo głośno, zapominając o Rosiem):
– Co to ma być?!
Próbowałam ochłonąć i dojść do siebie, na razie mogłam jedynie poruszać ustami, reszta mojego ciała była jak z waty.
– Zaliczka na poczet przyszłych świadczeń – odpowiedział.
Zmarszczyłam czoło, a on przyglądał mi się, jakby oceniał reakcję.
– To mój podkoszulek? – Wyjął rękę zza moich pleców i chciał dotknąć materiału niebezpiecznie blisko mojej piersi.
Dostał po łapie. Czułam, jak twardnieją mi sutki, i dziękowałam Bogu za usztywniony stanik.
– Tak, twój. To o co chodzi z tą zaliczką?
Przesunął dłonią obok mojej piersi, co przyniosło ulgę, ale tylko chwilową, bo zaraz wsunął rękę za moje plecy i znów przyciągnął mnie do siebie.
Nie zachowywał się jak starszy brat.
W co on gra?
I wtedy się dowiedziałam.
– Jeśli ja załatwię sprawę Rosiego, ty pójdziesz ze mną do łóżka.
Gapiłam się na niego osłupiała, z otwartymi ustami.
Zrozumiałam, w czym rzecz, mimo to uściślił:
– Ale inaczej niż tej nocy. Oboje położymy się nago i będziemy uprawiać seks.
Chyba nie zmieniłam wyrazu twarzy, może tylko szczęka opadła mi jeszcze bardziej.
– I spodziewam się po tobie współdziałania – mówił dalej.
O ja pierdzielę.
– Aktywnego współdziałania.
Dobry Boże, który jesteś w niebie…
W końcu udało mi się wykrztusić:
– To żart?
Pokręcił głową, nadal mnie przeszywając wzrokiem.
Spuściłam oczy, nie wytrzymałam tego spojrzenia.
– Chyba potrzebuję więcej kawy – rzuciłam w przestrzeń.
Wsunął dłoń w moje włosy, pociągnął delikatnie, odchylając mi głowę do tyłu.
A ja wpadłam na pomysł, który mógł mnie z tego wyciągnąć.
– Przecież i tak jesteś w to zamieszany, mówiłeś wczoraj w nocy, że podzwonisz…
Pewnie machnąłby ręką, gdyby nie trzymał jej w moich włosach.
– Znam zasady. Mogę się wycofać jeszcze teraz i Rosie zostanie z tym wszystkim sam.
W sumie chyba nie byłoby to takie złe, biorąc pod uwagę, czego chciał w zmian…
– No i w porzo, Rosie sobie poradzi, ja mu pomogę.
– Och, musiałby poradzić sobie sam, bo ty się nawet nie zbliżysz do tych gości. Nie istniejesz dla nich i nie chcę, żeby to się zmieniło.
– W twoim planie jest pewna luka, Lee. Widzieli mnie zeszłej nocy – przypomniałam.
– Detal. Wyjaśniłem przez telefon, że jesteś moja i dlatego w tym siedzę. Teraz się już nie zbliżą.
Jasny gwint! Powiedział o tym obcym ludziom, choć nawet się jeszcze nie zgodziłam!
– Nie jestem twoja! – warknęłam.
– Dziś w nocy będziesz.
Kurwa, kurwa, kurwa mać.
Co w niego wstąpiło?
Czy znalazłam się w świecie równoległym?
– Nie możesz tego zrobić! Nie możemy! – rzuciłam zapalczywie.
– Czemu?
Był spokojny i wyluzowany, jedną rękę nadal trzymał w moich włosach, drugą mnie obejmował, trzymając dłoń na talii z taką swobodą, jakbyśmy tak robili każdego ranka przez całe życie.
A ja wciskałam dłonie w blat, gotowa wystrzelić przez sufit.
Lee nie był po prostu rozrabiaką, hardcorem czy supertwardzielem. Był totalnym świrem.
Myślałam gorączkowo i w końcu coś przyszło mi do głowy. Mało oryginalny ruch, ale zawsze jakiś.
– Jesteś dla mnie jak starszy brat – ogłuszyłam go.
– I dlatego próbowałaś wsadzić mi język do gardła, jak miałaś piętnaście lat?
Szlag.
– I szesnaście?
Niech go.
– I siedemnaście? – nie ustępował.
– Dobra, dobra, już. Jezu! – przerwałam tę paradę wspomnień. – Mówiłeś, że traktujesz mnie jak młodszą siostrę!
– Kłamałem.
Otworzyłam szeroko oczy. A to nowina.
– Że co?
– Siedziałem wtedy w jednej sprawie – wyjaśnił. – Nie wiedziałem, jak się to skończy i czy wrócę do domu w jednym kawałku. A ty miałaś dwadzieścia lat i wieszałaś się na mnie.
Ożesz ty w mordę jeża.
– Wcale się nie wieszałam.
Uśmiechnął się bezczelne.
– Wieszałaś.
Dobra, w porządku, ale nie zamierzałam się do tego przyznawać.
Patrzyłam na niego zmrużonymi oczami, a on mówił dalej:
– Nie chciałem zobowiązań. Nie chciałem myśleć o niczym prócz tego, co miałem zrobić. Nie chciałem się martwić o dziewczynę, którą zostawiam w domu,