Ale dlaczego właściwie hierarchie pojawiły się w historii na długo przed sieciami? Oczywista odpowiedź jest taka, że nawet w najdawniejszych grupach prehistorycznych istot człekokształtnych istniały jakieś podziały ze względu na różne rodzaje wykonywanej pracy oraz hierarchię zdolności fizycznych i intelektualnych narzucanych przez naturę. I z tego właśnie powodu już najbardziej prymitywne plemiona miały (i mają nadal) charakter hierarchiczny, a nie sieciowy[1]. Bo przecież nawet w „najprostszych wspólnotach zbieracko-łowieckich” potrzebne jest przywództwo[2]. Ktoś musi decydować o tym, kiedy i dokąd wyruszyć na łowy. Ktoś musi potem podzielić to, co upolowano – dbając, by również najsłabsi, w tym dzieci i starcy, otrzymali należne im pożywienie. A ktoś inny musi zabrać się do kopania.
W miarę jak pierwsi ludzie zaczęli tworzyć coraz większe grupy i angażować się w coraz bardziej złożone formy polowań czy innych rodzajów pozyskiwania pożywienia, rozwijali oni także najbardziej podstawowe ramy intelektualne wspomagające tego rodzaju działalność – takie jak mity objaśniające naturę świata, w których rządy nad nim sprawują zawsze bogowie o nadludzkich umiejętnościach – jak również pierwsze praktyki i substancje wpływające na działanie mózgu[3]. Jednocześnie owi pierwsi ludzie zaczęli uczyć się elementarnych prawideł sztuki wojennej, a wraz z ich opanowywaniem przystąpili do produkcji zadziwiających ilości prymitywnych rodzajów broni, takich jak topory, łuki czy strzały[4]. Najwcześniejsze wspólnoty rolnicze epoki neolitu (począwszy od około 10 200 r. p.n.e.) w sposób oczywisty zmuszone były przeznaczać znaczące zasoby na obronę przed najeźdźcami (albo też samemu organizować najazdy). Stratyfikacja społeczna na panów i niewolników, na wojowników i robotników czy też na kapłanów i wiernych musiała zatem pojawić się stosunkowo wcześnie w dziejach. Wraz z rozwojem pisma symbolicznego, które wyewoluowało z rysunków naskalnych, narodził się pierwszy system magazynowania danych poza przestrzenią ludzkiego umysłu, a to z kolei doprowadziło do powstania kolejnej warstwy społecznej – uczonych.
Innymi słowy, niezależnie od oczywistych wariacji w obrębie pierwszych struktur politycznych – z których część miała charakter bardziej autokratyczny, a część bardziej wspólnotowy – wszędzie pojawiała się mniej więcej taka sama, fundamentalna stratyfikacja społeczna. Władzę karania tych, którzy występowali przeciwko ustalonym regułom, niemal zawsze powierzano w ręce starszyzny, czy to pod postacią jakiejś rady, czy jej pojedynczym przedstawicielom. Z kolei decyzje w sprawach rozpoczynania i prowadzenia wojen z powodzeniem przejmował – i czynił je jednym ze swoich kluczowych atrybutów – sam władca. Państwo okazało się zatem „przewidywalną konsekwencją natury ludzkiej”[5]. Podobnie zresztą można powiedzieć o wyścigu zbrojeń, jako że innowacje wprowadzane w technice wojskowej – twardsze groty strzał, konie jako środki prowadzenia ofensywy – ułatwiały zdobywanie władzy i bogactwa[6]. Z tego punktu widzenia najzupełniej logiczne wydaje się więc powstanie „nowego rodzaju hierarchii, zdominowanej przez Ważnego Człowieka, który nie musiał być wcale szczególnie silny fizycznie, za to musiał być na tyle bogaty, by móc opłacać niewielką klikę uzbrojonych i lojalnych podwładnych”[7].
Hierarchia daje liczne korzyści, i to zarówno w dziedzinie zarządzania, jak i na polu gospodarczym. Nie jest wcale dziełem przypadku, że przytłaczająca większość ludzkich społeczności – począwszy od starożytnych miast-państw aż po całkiem niedawne księstwa z epoki wczesnonowożytnej – miała strukturę hierarchiczną. Podobnie jak późniejsze korporacje owe wczesne organizmy państwowe starały się po prostu stosować korzyści skali i ograniczać koszty transakcyjne, zwłaszcza w obszarze działań militarnych. Nie bez powodu tak wielu ambitnych autokratów odwoływało się też do aspektu nadprzyrodzonego, próbując umocnić legitymizację swojej władzy przez utożsamienie jej z władzą boską. Hierarchia była po prostu łatwiejsza do zniesienia dla helotów, jeśli przedstawiło im się ją jako rzeczywistość narzucaną przez bóstwo. A jednak władza sprawowana przez Ważnego Człowieka zawsze miała i wciąż ma pewne nieusuwalne usterki, w tym zwłaszcza nieefektywne gospodarowanie zasobami, których spora część idzie z reguły na zaspokajanie potrzeb samego Ważnego Człowieka, jego potomstwa i kręgu jego popleczników. Bezustannie nawracającym i nieomal powszechnie spotykanym problemem w całej historii starożytnej było zatem przyznawanie przez społeczeństwa wojujących ze sobą państewek nadmiernej władzy swoim dziedzicznym elitom rządzącym, ale także i elitom kapłańskim, które propagowały wśród członków wspólnoty prawomyślne doktryny religijne i inne idee legitymizujące władzę rządzących. A wszędzie tam, gdzie tak się działo, sieci społeczne podlegały bezwzględnemu podporządkowaniu prerogatywom wyznaczanym przez hierarchię. Umiejętność czytania i pisania stawała się przywilejem. Losem zwykłych ludzi miał być pot, trud i znój. Całe życie spędzali oni w swoich wioskach, z których każda była „izolowana w kierunkach bocznych” (by użyć sformułowania Ernesta Gellnera) od wszystkich pozostałych, wyjąwszy tylko te położone w najbliższym sąsiedztwie (taki stan izolacji w doskonały sposób przedstawił jako swoistą nieusuwalną mgłę umysłową Kazuo Ishiguro w swojej powieści Pogrzebany olbrzym)[8]. Jedynie elita rządząca była w stanie utrzymywać połączenia sieciowe na dłuższe odległości; dobrym przykładem są tu egipscy faraoni, których sieci w XIV wieku p.n.e. rozciągały się od miejscowych władców kananejskich aż po elity rządzące w miastach takich jak Babilon, Mitanni czy Hattusa[9]. Nawet wszakże i te elitarne sieci stanowiły w oczach porządku hierarchicznego źródło pewnego niebezpieczeństwa: już w najwcześniejszych zapisach historycznych odnajdujemy wzmianki o spiskach i zmowach – takich jak te knute przeciwko Aleksandrowi Wielkiemu – postrzeganych jako wytwory jakichś mrocznych, złowrogich klik działających w obrębie danej sieci[10]. Nie był to zarazem świat, w którym promowano by jakiekolwiek innowacje; powszechną praktyką było w nim raczej uśmiercanie ludzi uznawanych za odstających od panujących standardów. Nie był to również świat swobodnie we wszystkich kierunkach przepływającej informacji; biegła ona rzadko i głównie w kierunku od góry do dołu struktury hierarchicznej. Dobrym potwierdzeniem takiego stanu rzeczy może być historia rządzącej w południowej Mezopotamii starożytnej Trzeciej Dynastii z Ur (ok. 2100–2000 p.n.e.), która doprowadziła do wybudowania wielkiego systemu irygacji, działającego w skali całego kraju, ale już nie potrafiła poradzić sobie z problemem zasolenia gleby i gwałtownie zmniejszających się plonów[11]. (Podobny los spotkał zresztą później Kalifat Abbasydzki: nie udało mu się utrzymać infrastruktury irygacyjnej na terenach leżących dziś w południowym Iraku z powodu wciąż powracających sporów o sukcesję, które są zresztą powszechną przypadłością wielu hierarchii o charakterze dziedzicznym)[12].
Nie brakowało, rzecz jasna, eksperymentów z nieco bardziej rozproszonymi strukturami władzy politycznej – jak choćby w wypadku „małego świata” demokracji ateńskiej[13] czy republiki rzymskiej – jednakże, co samo w sobie wydaje się dość znaczące, żaden z tych eksperymentów nie przetrwał próby czasu. W swojej klasycznej już dziś pracy Rewolucja rzymska Ronald Syme argumentował, że republika była tak czy inaczej rządzona przez rzymską arystokrację, a jej spory i waśnie doprowadziły ostatecznie całą Italię do wojny domowej. „Polityką i działaniami ludu rzymskiego kierowała oligarchia, a jego annały spisano w duchu oligarchii” – zauważał Syme, z pochodzenia Nowozelandczyk, a po studiach i pracy na Oksfordzie niewątpliwie również cynik. „Historia narodziła się ze spisów konsulów i triumfatorów – reprezentantów nobiles, z przekazywanych podań o początkach sojuszy i nieprzyjaźni ich rodzin, a historia nigdy nie odwróciła się od swych korzeni”. W ujęciu Syme’a Oktawian doszedł do władzy nie tylko dlatego, że wykazał