Łowcy nazistów. Andrew Nagorski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Andrew Nagorski
Издательство: PDW
Серия: Historia
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788381887144
Скачать книгу
odrzucił także wszystkie twierdzenia oskarżonych, że jedynie wykonywali rozkazy, potępiając ich za „brak odmowy popełnienia tego, co w sposób oczywisty było złe”. Dodał też: „Stwierdzenie «rozkazano mi to zrobić» nie ma miejsca w tej sprawie”. Pomogło to stworzyć zasadę, która miała być stosowana w późniejszych procesach. Kończąc, Denson oświadczył: „Jeżeli Wysoki Sąd w jakikolwiek sposób uzna przedstawione mu działania za uzasadnione, oznaczać to będzie, że oskarżonym udało się cofnąć naszą cywilizację co najmniej o tysiąc lat”75.

      Warunki, jakie stworzono dla byłych niemieckich panów, a obecnie więźniów, sprawiały zwodnicze wrażenie, że cieszą się oni łaskawością zwycięzców. Lord Russell of Liverpool, który był zastępcą głównego prokuratora wojskowego Brytyjskiej Armii Renu, był bardzo zaskoczony widokiem niemieckich więźniów. „Każdy z nich mieszkał wygodnie w jasnej, przewiewnej celi, miał elektryczne oświetlenie, w zimie zaś centralne ogrzewanie. Miał łóżko, stół, krzesło i książki. Wyglądali schludnie, byli dobrze odżywieni, na ich twarzach zaś malował się lekki wyraz zaskoczenia. Musieli się naprawdę zastanawiać, gdzie się znaleźli”76.

      Jednakże 13 grudnia 1945 r., gdy trybunał wojskowy ogłosił werdykty, wszelkie wątpliwości znikły. Cała czterdziestka została uznana za winnych, 36 skazano na śmierć. Spośród tych 36 skazanych 23 powieszono w dniach 28–29 maja 1946 r.77

      W trakcie swojej wizyty w obozie lord Russell, wychodząc z jednego z budynków, zauważył coś, co wydało mu się szczególnie dziwne: „Na dachu krematorium znajdowała się przybita na słupku skrzynka lęgowa dla dzikich ptaków, umieszczona tam przez jakiegoś ogarniętego schizofrenią esesmana”.

      To skłoniło go do kolejnej refleksji na temat tego, co ujrzał: „To właśnie wówczas możliwe stało się zrozumienie, dlaczego naród, który dał światu Goethego i Beethovena, Schillera i Schuberta, dał mu także Auschwitz i Belsen, Ravensbrück i Dachau” – napisał lord Russell78.

      W odróżnieniu od wielu innych członków prokuratury wojskowej Denson po zakończeniu pierwszego procesu w Dachau nie powrócił do Stanów Zjednoczonych. Pozostał na czele zespołu oskarżycielskiego w trakcie kolejnych procesów, jakie odbywały się w roku 1947. Chociaż koncentrowano się w nich na funkcjonowaniu machiny śmierci w obozach takich jak Buchenwald, Flossenbürg i Mauthausen, odbywały się one na terenie obozu w Dachau. Denson osobiście oskarżał w rekordowej liczbie 177 spraw przeciwko strażnikom, oficerom i lekarzom obozowym, uzyskując wyroki skazujące w każdej z nich. Ostatecznie 97 skazanych zostało powieszonych79.

      Gdy w październiku 1947 r. przygotowywał się do lotu do kraju i powrotu do cywilnego życia, „New York Times” wystawił mu laurkę: „Pułkownik Denson wyróżniał się w swej intensywnej pracy w zespole oskarżycielskim przy Komisji Zbrodni Wojennych w Dachau. Często brał udział w jednej poważnej sprawie w ciągu dnia, a potem pracował długo w nocy, przygotowując kolejną. W ciągu dwóch lat stał się symbolem sprawiedliwości wymierzanej esesmanom i pracownicom administracji obozów koncentracyjnych Adolfa Hitlera”80.

      Jednakże trud tak morderczej pracy – oraz obciążenie, jakim była konieczność rekonstruowania dzień za dniem koszmarnej rzeczywistości obozowej – wywarły swoje piętno na Densonie. Schudł z 72 do 53 kilogramów81. „Mawiają, że bardziej przypominam dowód rzeczowy z obozu koncentracyjnego niż którykolwiek z powołanych przeze mnie świadków” – wspominał później. W styczniu 1947 r. przeszedł załamanie i musiał spędzić dwa tygodnie w łóżku. Mimo to wydawało się, że każda kolejna sprawa jedynie zwiększa jego determinację do pracy82.

      Jego żona, Robina, która pozostała w Stanach Zjednoczonych, złożyła pozew o rozwód. Według jego biografa uważała, że „bierze za męża partnera z arystokratycznej rodziny, a nie prawniczego krzyżowca, który ucieknie od niej, by oskarżać nazistów”83.

      Heidenberger, który coraz bardziej zaprzyjaźniał się z Densonem i innymi Amerykanami obecnymi w Dachau, twierdzi, że decyzja żony wynikała też z czego innego. „Jego małżeństwo zniszczyły wszystkie te niemieckie Fräuleins – powiedział. – Amerykanie mieli wszystko, mieli nylony i mieli kobiety. Byliśmy nieco schockiert zachowaniem cnotliwych niemieckich Fräuleins. Bill opowiadał mi o imprezach, na jakie jeździł do Monachium. Musiały być naprawdę dzikie”. Heidenberger twierdził, że Robina Denson dowiedziała się o eskapadach męża, co skłoniło ją do zakończenia i tak już nieudanego i bezdzietnego małżeństwa.

      Wkrótce Denson zbliżył się z młodą Niemką, która także cierpiała w pozbawionym miłości związku małżeńskim. Huschi – jak nazywali ją przyjaciele – była prawdziwą hrabiną. Musiała uciekać przed Armią Czerwoną z rodzinnego majątku na Śląsku konnym wozem, ze swą sześciomiesięczną córeczką; przetrwała potem naloty na Drezno. W końcu wojny znalazła się w bawarskiej wiosce, gdzie powitała pierwszy amerykański czołg wygłoszoną w doskonałej angielszczyźnie deklaracją: „Poddajemy wam tę wioskę!”. Opowieści te zrobiły wrażenie na Densonie. Jednakże dopiero znacznie później, gdy dowiedział się, że Huschi także się rozwiodła i przeniosła do Stanów Zjednoczonych, ponownie nawiązał z nią kontakt. Ślub wzięli 31 grudnia 1949 r. i wszystko świadczy o tym, że było to pod każdym względem udane małżeństwo84.

      W późniejszym okresie życia Denson nazywał czas spędzony w Niemczech „najlepszymi latami mojej kariery”85. Jednakże można się w tej kwestii spierać. Po procesach w Dachau oskarżał w sprawach, które wywołały największe zainteresowanie mediów i wzbudziły burzliwe debaty. Szczególnie dotyczy to procesu załogi Buchenwaldu prowadzonego wiosną 1947 r.

      Przed trybunałem Denson oświadczył, że dzieje tego obozu były „pełne niesławy i brutalności, bez precedensu w dziejach ludzkości”86. Żadna ze spraw nie była tak kontrowersyjna jak sprawa Ilse Koch, wdowy po pierwszym komendancie Buchenwaldu. Jak wspominał Heidenberger, jeszcze przed rozpoczęciem procesu niektórzy gotowi zeznawać rozpuszczali „najbardziej nieprawdopodobne plotki o niej jako o seksualnym monstrum”. Przesłuchiwani przez Densona byli więźniowie wspominali, że uwielbiała prowokować więźniów seksualnie, po czym kazała ich bić lub zabijać.

      Były więzień Kurt Froboess wspominał, jak pewnego dnia kopał rowy na kable i dostrzegł nad sobą Koch. „Miała na sobie krótką spódniczkę, a stała okrakiem po obu stronach rowu. Nie miała majtek”. Jak zeznał, zapytała następnie więźniów, na co patrzą, po czym pobiła ich szpicrutą87.

      Inni zeznali, że w jej posiadaniu znajdowały się abażury, pochwa na nóż oraz okładki książek wykonane z ludzkiej skóry. „Wszyscy wiedzieli, że więźniowie z tatuażami byli odsyłani z komand roboczych do szpitala, gdzie przychodziła Ilse Koch, by się im przyjrzeć” – wspominał Kurt Sitte, który był więźniem Buchenwaldu przez cały okres wojny. „Więźniowie ci zostali w szpitalu zabici, a ich tatuaże zdarte razem ze skórą”88.

      Heidenberger, który był reporterem podczas wszystkich rozpraw, nie miał wątpliwości, że Koch była winna brutalnego traktowania, lecz także, że padła


<p>75</p>

Ibidem, s. 103–104.

<p>76</p>

Lord Russell of Liverpool, Scourge of the Swastika: A Short History of Nazi War Crimes, s. 251.

<p>77</p>

Nazi War Crime Trials: The Dachau Trials, jewishvirtuallibrary.org.

<p>78</p>

Lord Russell of Liverpool, op. cit., s. 252.

<p>79</p>

J.M. Greene, op. cit., s. 2, 349.

<p>80</p>

Chief Prosecutor Returns Home, „The New York Times”, 24 października 1947; J.M. Greene, op. cit., s. 316.

<p>81</p>

Flint Whitlock, The Beasts of Buchenwald: Karl and Ilse Koch, Human-Skin Lampshades, and the War-Crimes Trial of the Century, s. 196.

<p>82</p>

J.M. Greene, op. cit., s. 226–227.

<p>83</p>

Ibidem, s. 128.

<p>84</p>

Cytat i inne informacje dotyczące Huschi, ibidem, s. 80-85, 127, 345.

<p>85</p>

Ibidem, s. 348.

<p>86</p>

F. Whitlock, op. cit., s. 199.

<p>87</p>

J.M. Greene, op. cit., s. 266.

<p>88</p>

Ibidem, s. 263.