Wiesenthal szybko podjął decyzję. Udał się do biura ścigania zbrodni wojennych w Mauthausen i zaoferował urzędującemu w nim porucznikowi swoje usługi. Amerykanin spojrzał na niego sceptycznie i powiedział, że nie ma po temu odpowiedniego doświadczenia.
„A tak poza tym, ile pan waży?” – zapytał. Wiesenthal powiedział, że waży 56 kilogramów. Porucznik wybuchnął śmiechem: „Wiesenthal, niech pan idzie i trochę odpocznie, i przyjdzie do mnie wtedy, kiedy pan naprawdę będzie ważył 56 kilogramów”.
Wiesenthal powrócił po dziesięciu dniach. Przybrał na wadze, wciąż jednak za mało. Starał się zamaskować swoją bladość, nacierając policzki czerwonym papierem.
Najwyraźniej poruszony jego entuzjazmem porucznik przydzielił Wiesenthala do kapitana Tarracusia. Wkrótce były więzień jechał już z kapitanem aresztować esesmana nazwiskiem Schmidt. By się do niego dostać, musiał wejść na piętro domu. Gdyby Schmidt stawił opór, ekswięzień nie byłby w stanie niczego wskórać, ponieważ drżał z wysiłku, jakim było pokonanie schodów. Może też drżał, gdyż denerwował się tym, co miało nastąpić. Schmidt jednak także drżał, a gdy Wiesenthal chwilę odpoczął, by złapać oddech, esesman pomógł mu zejść po schodach.
Gdy dotarli do jeepa, w którym czekał kapitan Tarracusio, esesman płakał i błagał o litość, mówiąc, że jest tylko płotką i że pomógł wielu więźniom.
„Tak, pomagałeś więźniom – powiedział Wiesenthal. – Często cię widywałem. Pomagałeś im dostać się do krematorium”.
Wypowiadając te słowa, Wiesenthal rozpoczął swoją pracę jako łowca nazistów. Nigdy nie przeniósł się do Izraela, choć dzisiaj mieszkają tam jego córka, zięć i wnuki. Dla niego Izrael był drogą, której nie obrał. Zamiast tego obrał drogę, na której często współpracował – a czasami też ścierał się – z tymi Izraelczykami, którzy później zajmowali się wymierzeniem sprawiedliwości jednemu z głównych autorów Holokaustu – Adolfowi Eichmannowi.
Wiesenthal i Friedman twierdzili potem, że niemal natychmiast rozpoczęli polowanie na człowieka, który organizował masowe wywózki Żydów do Auschwitz i innych obozów koncentracyjnych. Jednakże w najwcześniejszym okresie powojennym skupiano się na tych, których już ujęto lub których ująć było łatwiej, oraz na wytaczanych im potem procesach. Łowami na nazistów – i wymierzaniem im kar – nadal zajmowały się głównie zwycięskie państwa.
3
Wspólnie i w porozumieniu
Jesteśmy bardzo zdyscyplinowanym narodem. W tym leży nasza największa siła, a zarazem największa słabość. To nam pozwala dokonać cudu gospodarczego, kiedy w tym samym czasie Anglicy strajkują, a jednocześnie każe nam pójść za kimś takim jak Hitler prosto do olbrzymiej zbiorowej mogiły59.
Po kapitulacji Niemiec większość byłych poddanych Hitlera pragnęła zdystansować się wobec masowych mordów i zbrodni popełnionych w ich imieniu. Żołnierze zwycięskich armii i ocaleni z obozów nieustannie spotykali Niemców twierdzących, że od początku sprzeciwiali się nazistom – co prawda nie czynem, ale w swych sercach. Wielu twierdziło też, że pomagało Żydom i innym ofiarom nazistowskiego reżimu. „Gdyby ocalono tylu Żydów, o ilu słyszałem w tych miesiącach, na świecie byłoby ich więcej niż w chwili rozpoczęcia wojny” – stwierdził sucho Wiesenthal60.
Podczas gdy wielu Niemców początkowo spoglądało z niechęcią na procesy w Norymberdze i w innych miejscach jako na „sprawiedliwość zwycięzców”, byli i tacy, dla których wymierzanie kar sprawcom upadku Niemiec przynosiło satysfakcję. Saul Padover, urodzony w Austrii historyk i politolog, który przeszedł w szeregach amerykańskiej armii szlak bojowy od Normandii do Niemiec, prowadził obszerne notatki na temat postaw Niemców. Zapisał na przykład swoją rozmowę z młodą kobietą, która pełniła kierowniczą funkcję w Bund Deutscher Mädel, Związku Dziewcząt Niemieckich, żeńskiego odpowiednika Hitlerjugend.
Zapytana o rolę, jaką odgrywała w BDM, „skłamała”, że została „zmuszona” do objęcia kierowniczej funkcji. Co jej zdaniem należało uczynić z czołowymi nazistami? „Jeśli o mnie chodzi, możecie ich wszystkich powywieszać” – brzmiała zapisana przez Padovera odpowiedź dziewczyny61.
Z pewnością nie była jedyną, która pragnęła egzekucji nazistowskich szych, co jednocześnie pomagało jej samej zdystansować się od wydarzeń. Twierdziła, tak jak wielu Niemców, że nic nie wiedziała o większości popełnianych przez Trzecią Rzeszę zbrodni.
Peter Heidenberger, który spędził ostatni okres wojny w szeregach niemieckiej dywizji spadochronowej na froncie włoskim, a krótko przed końcem wojny dostał się do niewoli, dotarł do Dachau niedługo po wyzwoleniu tamtejszego obozu koncentracyjnego. Szukał swojej narzeczonej, która uciekła z rodzinnego Drezna po nalocie na miasto z 13 lutego, szukając schronienia u mieszkających w okolicach Dachau przyjaciół. „Wiesz, Dachau to bardzo ładne miasto, mają tutaj zamek” – stwierdził, wspominając wydarzenia po dziesięciu latach62. Gdy wchodził na zamkowe wzgórze, amerykański żołnierz zapytał go, czy wiedział, co działo się w leżącym poniżej obozie. „Odpowiedziałem mu, że nie byłem tam i nie wiedziałem nic poza tym, że był to obóz karny. Nie uwierzył mi” – wspominał Heidenberger.
Wkrótce jednak miał się dowiedzieć o wiele więcej – wystarczająco wiele, by podzielić pragnienia młodej Niemki z BDM. „Oni wszyscy powinni trafić pod mur i mielibyśmy sprawiedliwość” – powiedział, wspominając swoją reakcję na prawdę o obozie.
Poglądy Heidenbergera miały się z czasem zmienić ze względu na jego udział w procesach odbywających się równolegle z norymberskimi. To właśnie w Dachau Amerykanie zorganizowali proces tych, którzy wcielali w życie decyzje czołowych nazistów, także tych, których powieszono w Norymberdze. Byli wykonawcami, oficerami SS i funkcjonariuszami kierującymi nie tylko Dachau, lecz także innymi obozami koncentracyjnymi. Amerykanie szukali niezależnego dziennikarza, który pisałby korespondencje z procesów w Dachau dla Radia Monachium, nowej stacji utworzonej przez zwycięzców. Miejscowy urzędnik zaproponował Heidenbergera, który był dobrze wykształconym Niemcem i nie należał do NSDAP.
Młody Niemiec musiał się najpierw dowiedzieć, jaka jest rola niezależnego dziennikarza, chętnie się jednak zgodził. „Korzyścią było to, że w obozie dostawaliśmy doskonałe jedzenie” – pisał. Wkrótce miał się okazać cennym reporterem dla kolejnych mediów, w tym Niemieckiej Agencji Informacyjnej oraz Agencji Reutera. Procesy w Dachau, choć mniej znane od norymberskich, pozwoliły odkryć wiele niezwykłych szczegółów dotyczących codziennej praktyki funkcjonowania Trzeciej Rzeszy.
To właśnie tego rodzaju szczegóły miał na myśli Truman, gdy długo po zakończeniu swej prezydentury mówił o pierwotnym celu wszystkich procesów: „by uniemożliwić w przyszłości twierdzenie «To się nigdy nie wydarzyło, to tylko propaganda, stek kłamstw»”