Jednakże podróż Friedmana została wkrótce przerwana; na kilka lat znalazł się w Austrii. Tam mógł nadal realizować swoją pasję tropienia nazistów. Zamierzał wyrównać rachunki – nie uciekając się jednak do brutalnych, bezwzględnych metod, jakie preferowali nowi komunistyczni władcy Polski.
Gdy 5 maja 1945 r. odziany w pasiak, wycieńczony więzień obozu Mauthausen niedaleko Linzu, widząc wielki czołg z powiewającą na wieżyczce amerykańską flagą łamiący obozową bramę, zapragnął dotknąć wymalowanej na jego burcie białej gwiazdy, nie znalazł sił, by przebyć ostatnie kilka kroków dzielących go od pojazdu – kolana się pod nim ugięły i padł twarzą do ziemi. Kiedy podniósł go amerykański żołnierz, więzień zdołał wyciągnąć rękę i dotknąć gwiazdy, po czym stracił przytomność.
Gdy odzyskał ją w baraku, leżał samotnie na pryczy. Szymon Wiesenthal wiedział już, że jest wolnym człowiekiem. Wielu esesmanów uciekło poprzedniej nocy; obecnie na jednej pryczy spała tylko jedna osoba, zwłoki leżące w baraku jeszcze rankiem zabrano, a powietrze przesycał zapach DDT. Co najważniejsze, Amerykanie przywieźli wielkie kotły z zupą. „To była prawdziwa zupa i smakowała wybornie” – wspominał Wiesenthal51.
Zupa ta szybko stała się przyczyną gwałtownych dolegliwości u Wiesenthala i wielu innych więźniów, których żołądki odwykły od trawienia tak wartościowego pokarmu. Jednakże w ciągu następnych dni, które Wiesenthal zapamiętał jako okres „przyjemnej apatii” po nieustannej walce o życie przed wyzwoleniem, codzienna racja zupy, warzyw i mięsa oraz tabletek przepisywanych przez amerykańskich lekarzy w białych fartuchach przywróciły go z powrotem do świata żywych. Dla wielu innych – zdaniem Wiesenthala trzech tysięcy – było już za późno. Zmarli z wycieńczenia i wygłodzenia wkrótce po wyzwoleniu.
Wiesenthal doświadczył przemocy i tragedii jeszcze przed drugą wojną światową i Holokaustem. Urodził się 31 grudnia 1908 r. w Buczaczu, niewielkim miasteczku we wschodniej Galicji, należącej wówczas do Austro-Węgier, po pierwszej wojnie światowej do Polski, dzisiaj zaś do Ukrainy. Znaczną część ludności miasteczka stanowili Żydzi, cały region był jednak zamieszkany przez mieszaninę narodowości, toteż Wiesenthal dorastał wśród ludzi mówiących po niemiecku, w jidysz, po polsku, rosyjsku i ukraińsku52.
Wkrótce nadeszły pierwsza wojna światowa, rewolucja bolszewicka i wojna domowa, w której stanęli przeciw sobie Rosjanie, Polacy i Ukraińcy. Ojciec Wiesenthala, nieźle prosperujący kupiec, zginął na początku wojny w szeregach armii austriackiej. Później matka zabrała obu synów do Wiednia, jednakże po wycofaniu się Rosjan w 1917 r. powróciła do Buczacza. Gdy Szymon miał 12 lat, ukraiński maruder ciął go szablą w udo, pozostawiając widoczną do końca życia bliznę. Kilka lat później jego młodszy brat Hillel zmarł po upadku, w którym uszkodził sobie kręgosłup.
Wiesenthal studiował w Pradze architekturę, powrócił jednak do domu, by poślubić swoją sympatię z czasów szkolnych, Cylę Müller. Następnie założył pracownię architektoniczną projektującą domy mieszkalne. W latach studenckich i później w Buczaczu miał wielu przyjaciół wśród Żydów i nie-Żydów i w odróżnieniu od wielu rówieśników, nie przyciągały go radykalnie lewicowe poglądy. Jedyna idea polityczna, jaka go pociągała, była odmienna od lewicowych. „Jako młodzieniec byłem syjonistą” – przypominał często mnie i innym rozmawiającym z nim osobom.
Holokaust był dla niego doświadczeniem równie rzeczywistym co dla Friedmana i innych ocalałych. Wraz z rodziną pierwszą część wojny spędził we Lwowie, zajętym przez Sowietów w wyniku paktu Ribbentrop–Mołotow, który podzielił Polskę pomiędzy Niemcy a Związek Radziecki. Po agresji Hitlera na Związek Radziecki w 1941 r. zajęły go jednak szybko wojska niemieckie.
Wiesenthalowie początkowo trafili do miejskiego getta, następnie zaś do pobliskiego obozu koncentracyjnego, skąd przydzielono ich do zakładów naprawczych Ostbahn (Kolei Wschodniej). Tam Szymon malował nazistowskie godła na zdobycznych radzieckich lokomotywach i znaki drogowe. Wszystko to stanowiło jednak tylko preludium do pobytu w obozach, do ucieczek oraz licznych przygód, w wyniku których pod koniec wojny znalazł się w Mauthausen. Zdołał zorganizować ucieczkę Cyli, która ukrywała się potem w Warszawie pod przybranym katolickim nazwiskiem. Los nie był jednak tak przychylny dla jego matki.
W 1942 r. Wiesenthal ostrzegał matkę, że zbliża się kolejna wywózka, i aby jej uniknąć, musi się wykupić posiadanym wciąż złotym zegarkiem. Gdy u drzwi pojawił się ukraiński policjant, oddała zegarek. Jak jednak wspominał z bólem Wiesenthal: „Pół godziny później przybył inny ukraiński policjant, a ona nie miała już nic, by go przekupić, toteż ją zabrał. Miała słabe serce. Mam tylko nadzieję, że zmarła jeszcze w pociągu, że nie musiała się rozebrać i wejść do komory gazowej”53.
Wiesenthal wspominał liczne historie, gdy cudem tylko unikał śmierci. Podczas łapanki 6 lipca 1941 r. znalazł się, jak twierdził, wśród ludzi ustawionych pod ścianą przez żołnierzy ukraińskich formacji pomocniczych, którzy – popijając wódkę – zaczęli strzelać ofiarom w tył głowy. Gdy zbliżali się do Wiesenthala, który patrzył zrezygnowany w mur przed sobą, nagle usłyszał odgłos kościelnych dzwonów, na co jeden z Ukraińców krzyknął: „Wystarczy! Msza wieczorna!”54.
Znacznie później, gdy Wiesenthal zyskał światową sławę i zaangażował się w liczne spory z innymi łowcami nazistów, często kwestionowano wiarygodność jego opowieści. Nawet Tom Segev, autor raczej przychylnej biografii, radzi ostrożność w przyjmowaniu jego wersji wydarzeń. „Jako człowiek z aspiracjami literackimi, Wiesenthal zwykł poddawać się swej wyobraźni i niejednokrotnie dodatkowo dramatyzował wydarzenia, zamiast ograniczyć się do samych faktów – tak jakby nie wierzył, że sama prawda będzie wystarczająco silna, by wywrzeć wrażenie na słuchaczach” – pisał55.
Nie ma jednak wątpliwości, że przeżycia Wiesenthala podczas Holokaustu były straszne ani też że w wielu sytuacjach był bliski śmierci. Nie ma także wątpliwości, że tak jak Friedman i wielu innych ocalałych, czuł – jak to sam ujął – „silne pragnienie zemsty”56. Friedman, który niedługo miał spotkać się z Wiesenthalem w Austrii i przez pewien czas współpracować z nim w tropieniu nazistowskich zbrodniarzy, potwierdził to w sposób niepozostawiający wątpliwości. Jak pisał, „[Wiesenthal] opuścił obóz pod koniec wojny jako rozgoryczony, bezlitosny i żądny zemsty łowca nazistowskich zbrodniarzy”57.
Jednakże pierwsze doświadczenia Wiesenthala po wyzwoleniu nie pchnęły go ku brutalności, do której przyznawał się Friedman. Nadal był o wiele za słaby, by choćby rozważać czynny atak na kogokolwiek, a nawet gdyby chciał, nie piastował umożliwiającego to stanowiska. Wszystko poza tym wskazuje, że całkiem szybko pozostawił za sobą proste pragnienie zemsty.
Mimo to, tak jak Friedman, był