Są społeczeństwa, w których poczucie honoru jest mniej żywe, natomiast bardziej żywe jest poczucie korzyści materialnej, pieniężnej i gospodarczej. W średniowieczu oskarżano Republikę Wenecką, że więcej dbała o dukaty niż o honor. Społeczeństwo rozsądne, mniej dbające o honor, skoro nie może z korzyścią dla siebie dotrzymać jakiejś zawartej i podpisanej umowy politycznej, to jej nie dotrzymuje. Ludzie honoru średniowiecznego woleliby życie stracić, a zrobić wszystko, aby obietnicy dotrzymać. Są dzisiaj ludzie w Polsce, którzy się nie oburzają, iż Anglia nie dotrzymała nam podpisanych umów – o tyle w Polsce poczucie honoru się obsunęło. Może to i dobrze, bo kiedyś było odwrotnie. Utopienie się Poniatowskiego w Elsterze było niezgodne z rozsądkiem, było natomiast zgodne z honorem.
Nie przedłużajmy drażliwej dyskusji o honorze, powiedzmy tylko, że instytucja ta stworzona była w średniowieczu i że aby ją dobrze zrozumieć, trzeba dobrze rozumieć średniowiecze.
Przypisy
1 Gerbert z Aurillac urodził się ok. 945.
2 Mackiewicz myli pojęcia suzerena i seniora. Suzeren w średniowiecznych stosunkach lennych był seniorem stojącym na szczycie hierarchii feudalnej w państwie.
3 Potoczne określenie „Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego” było używane dopiero od XV w. Jego władcy używali tytułu cesarza rzymskiego.
Pesymizm i optymizm
I
Wśród książek o św. Franciszku przeczytałem Chestertona, znajdując w niej wiele rzeczy miłych sercu, ale wiele też płycizn dość irytujących. Do ludzi oczytanych Chesterton nie należy: przypisuje on Wolterowi słynne powiedzenie o szczątkach ryb na wierzchołkach gór, znane ze sporu z Leonardem da Vinci, a więc wypowiedziane na dwieście lat przed Wolterem – miałem lat trzynaście, kiedy już je znałem; przypisywanie go Wolterowi nie ma najmniejszego sensu. Gdzie indziej pisze: „Wszystkie rzeczy, które Tołstoj odkrył pierwszy, św. Franciszek dawno uważał za prawdy”. Aby przyrównywać Tołstoja do św. Franciszka, trzeba zupełnie nie znać i nie rozumieć Tołstoja i niewiele św. Franciszka. Wreszcie Chesterton pisze: „Świat średniowieczny był daleko bardziej postępowy niż czasy współczesne. Jego uogólnienia były o wiele bardziej zdrowe i bardziej mądre, nikt by wtedy nie tolerował Schopenhauera pogardzającego życiem”. Jak kulą w płot! Nie rozumiem nawet, jak można było napisać książkę o św. Franciszku, nie słysząc nigdy o współczesnych temu świętemu katarach, którzy dosłownie pogardzali życiem, światem i wszelką w ogóle materią. Przecież nauka św. Franciszka jest oczywistą reakcją i polemiką z teoriami katarów. Jak można o tym nie wiedzieć, skoro się o tym świętym pisze.
II
Czasy św. Franciszka to właśnie czasy walki zbrojnej i propagandowej z nauką katarów, która rozpowszechniła się we Francji, Flandrii, Niemczech – katarowie posiadają swe biskupstwa w Bułgarii, Turcji, Bośni, Dalmacji, a nawet we Włoszech i Francji południowej. Aby ich wytępić i spalić, trzeba było specjalnej krucjaty, wojny, która się rozpoczęła w roku 1208, ale dopiero od roku 1335 nie było już słychać o działalności katarów, czyli albigensów, do których przyłączyło się kilka innych sekt, jak na przykład waldensi. Wywodzą się katarzy niewątpliwie od manichejczyków i ich proroka Maniego, który w roku 270 ogłosił, że jest zapowiedzianym przez Jezusa Chrystusa Parakletem. Mani był potomkiem perskich magów, przyjąwszy chrzest, nie wyrzekł się światopoglądu opartego o walkę Ormuzda z Arymanem, pierwiastka dobra z pierwiastkiem zła. Podobno katarzy są dalszym ciągiem bułgarskich bogomiłów, przesiąkniętych manicheizmem, w każdym razie uważali oni, że dobrem jest tylko duch, a złem i dziełem szatana jest wszelka materia. Katarzy rozumowali, że „drzewo poznaje się po owocach”; otóż materia wyrządza ludziom same świństwa i przykrości, i jest rzeczą tak obrzydliwą, iż nie mogła być stworzona przez Pana Boga, a tylko przez szatana. Woda – powiadali katarzy – powoduje powodzie i topi ludzi, jest przyczyną zagubienia wielu dusz ludzkich, których śmierć zastała w stanie nieprzygotowanym do zbawienia. Ogień to samo – to pożary i inne tego rodzaju klęski; powietrze, wiatr, huragan wyrządzają także okropne szkody i roznoszą zarazy. Dlatego też obrazą Boga jest chrzest z wody. Jest to podnoszenie do świętości czegoś, co jest obrzydliwe, przeklęte, piekielne, szatańskie, mianowicie wody, która jest materią, czyli należy do dziedziny szatana.
Widzimy więc, że Chesterton nieco się pomylił w swym twierdzeniu, że średniowiecze nie znało wzgardy do życia. Katarzy szli nawet tak daleko, że praktykowali tak zwaną „endura”, czyli zakaz przyjmowania jakichkolwiek lekarstw1. Im prędzej człowiek opuści ten wstrętny świat i stanie się duchem – tym lepiej. Człowiek winien dążyć do wyzwolenia się jak najszybszego z powłoki cielesnej, innymi słowy: jak najprędzej umrzeć. Kochający rodzice powinni ułatwiać śmierć swoim dzieciątkom, a bogobojne wnuki powinny się starać wyprawić pośpiesznie dziadków na tamten świat. Jedyny szkopuł jest w tym, aby człowiek umarł w stanie bezgrzesznym. Tylko czysty znajdzie się w niebie. Każdy inny dostanie się w łapy Lucypera, który w wizjach katarów był jeszcze straszniejszy niż w naszych, ponieważ posiadał naraz dwie żony.
Katarzy przez całe życie pościli. Mogli jeść ryby, ale to właśnie dlatego, że akty seksualne ryb odbywały się, zdaniem katarów, w sposób ekstranieprzyzwoity, i że ryba zdycha, jak się ją wyciągnie z wody, a więc zabijać jej już nie trzeba.
Katarów obowiązywała także abstynencja od wszelkich cielesnych stosunków z kobietą, co uważali za rzecz obrzydliwą (dziwne poglądy!). Na szczęście nie wszyscy katarzy mieli się stosować do tych wymagań, a tylko ci, którzy przyjęli obrzęd zastępujący im chrzest, nazywający się consolamentum, polegający na nałożeniu rąk. W razie pójścia na rękę szatanowi, czyli zgrzeszenia, katar musiał się poddać obrzędowi oczyszczania, czyli jak gdyby ponownego chrztu, co się nazywało reconsolatio. Ale to wszystko dotyczyło tylko „czystych”. Zwyczajny katar mógł mieć żonę i dzieci i składał tylko convenensa, w której się zobowiązywał, że przed śmiercią stanie się wolny od pokus szatana i obcowania z wszelką materią, w tej liczbie także z kobiecą, oraz że przyjmie consolamentum przed swoim zgonem.
Znam się trochę na różnych rzeczach, na prawie konstytucyjnym, na polityce pułkownika Becka, na literaturze rosyjskiej w XIX wieku, natomiast jestem ignorantem w dziedzinie teologii. Pogląd, że rzeczy czyste pochodzą od ducha, a grzechy od ciała, wydawał mi się podobny do ogólnych nastrojów związanych z umartwianiem, bezżeństwem, włosiennicami, samobiczowaniem, postami, odmawianiem sobie wszelkich przyjemności, z ograniczeniem mówienia do wyrazów memento mori, czyli z tymi wszystkimi regułami, które powstały w średniowieczu, a obowiązują