Ależ broń Boże! To nam, nieznającym średniowiecza, tak się tylko zdaje. Na dworze średniowiecznym obowiązywała kurtuazja niedopuszczająca uchybień. Każda prośba damy, a zwłaszcza królowej czy księżnej, musiała być uznana za zaszczyt, za radość. Rycerz królowej Małgorzaty nie mógł się wyrazić inaczej.
III
Wspomniałem już o dziwnym i dla nas niezrozumiałym stosunku do kobiet, o Dantem i Petrarce. Dante widział swoją Beatrycze cztery razy w życiu: raz, jak była dzieckiem i on był dzieckiem, potem jeszcze trzy razy, z tego raz na jej ślubie z Szymonem dei Bardi i raz, jak mu się nie odkłoniła na ulicy. Tak przynajmniej utrzymują biografowie Dantego, może trochę przeinaczając rzeczywistość, bo jak można było nie spotkać częściej kobiety mieszkającej w tym samym mieście? W każdym razie Beatrycze nie tylko nie była żadną kochanką Dantego, ale nawet jego znajomą, z którą by choć czasami rozmawiał. A oto Dante od chwili poznania Beatrycze-dziewczynki jest w niej zakochany przez całe życie i nie tylko Boska Komedia, ale i wszystkie inne poezje Dantego są pisane o Beatrycze i dla Beatrycze. Dante ma zresztą żonę, dzieci, jest kochankiem różnych innych kobiet, ale miłuje, uwielbia, ubóstwia tylko Beatrix, i to zarówno za jej życia, jak i po jej śmierci.
Nasi powieściopisarze wywołujący zjawę średniowiecza cofają się przed tego rodzaju obyczajami, które są przecież powszechnie znane i uznane, a bynajmniej nie stanowią jakiegoś wyjątkowego fenomenu.
Petrarca był o trzy lata młodszy od swej Laury, zobaczył ją po raz pierwszy w Awinionie w roku 1327 dnia 6 kwietnia. Miał wtedy lat 23 – ona 26. Laura była żoną kogo innego i miała dwanaścioro dzieci. Poeta kochał ją całe życie i swoje poezje podzielił na In vita di madonna Laura i na In morte di madonna Laura, czyli że po jej śmierci nadal pisywał o niej i wyłącznie dla niej.
Dante, Petrarca – to wiek XIV, czyli dekadencja średniowiecza, względnie okres przejściowy pomiędzy renesansem a średniowieczem właściwym. Ale stosunek Dantego czy Petrarki do Beatrycze czy Laury był właśnie kontynuacją obyczajów jak najbardziej średniowiecznych. Trubadur, czyli poeta-rycerz, ślubował jakiejś damie i potem jeździł po świecie i głosił chwałę jej piękności i cnotliwości. Mógł nawet nie widzieć tej, której poświęcał całą swoją poezję i poniekąd życie. Zacytuję tu opowieści Villemaina, historyka literatury francuskiej z czasów Karola X i Ludwika Filipa:
„Geofroy Rudel był chwalony za pomysłowość swych pieśni i słodycz głosu. Wymyślał on także długie historie, których nie śpiewał, lecz opowiadał w czasie wieczorów na zamkach. Pewnego dnia pokazano mu portret pewnej damy francuskiej z Ziemi Świętej, hrabiny Trypolisu. Spojrzawszy na ten portret, postanowił pojechać na krucjatę. Wypłynął z portu w Marsylii, pisał wiersze czarowne, opisywał podróż.
Zachorował w drodze. Do Trypolisu przyjechał umierający. Rozniosło się po tym mieście pół francuskim, pół saraceńskim, iż przypłynął okręt z Zachodu, a na nim rycerz i poeta ściągnięty z daleka sławą cnót hrabiny Trypolisu, że jest ciężko chory i chciałby ją ujrzeć przed śmiercią. Hrabina Trypolisu, wzruszona tym przywiązaniem i tym nieszczęściem, wstąpiła na pokład i ofiarowała pierścień rycerzowi, który umarł w nią się wpatrując. Hrabina kazała go pochować w kościele Templariuszy i niedługo później przyjęła welon zakonnicy”.
Proszę! Gdzie teraz znaleźć taką hrabinę lub takiego członka Związku Literatów!
Sądzę wreszcie, że poeci średniowiecza idealizowali kobiety nieznane może także dlatego, iż idealizacja kobiet znanych jest o wiele trudniejsza.
IV
To, co było w średniowieczu nikczemnością, dzisiaj może być uważane za szlachetność i – odwrotnie. Inne były wymiary moralne, inne wszystko.
Razi nas nadmiar morderstw w tych czasach. Wszyscy wszystkich mordują naokoło. To także wymaga korektywy moralnej. Kronikarze lubili rozpisywać się o mordach, podobnie jak dzisiaj kronikarze londyńscy przepadają za rozpisywaniem się o kryminałach. Cudzoziemiec, przyjechawszy do Londynu i naczytawszy się „Evening Standardu” i „News of the Worldsów”, czyli pism o największym nakładzie, może wywnioskować, że życie w Anglii składa się z samych fałszerstw, oszustw, gwałtów nad niemowlętami płci męskiej, topienia bogatych ciotek w wannach, mordowania prostytutek, aby mieć jakieś trupy w ścianie, za tapetami, i tego rodzaju rozrywek życiowych.
Podobnie i z czcigodnymi kronikami: bratobójstwa, dzieciobójstwa. Obrzydliwe zbrodnie podawania trucizny w hostii przez przekupionego zakonnika i inne kryminały godne naszych czasów.
Na równi jednak ze zbrodniami spotykamy objawy wielkiego humanitaryzmu, dowody, że słuchano nauki Chrystusa o miłości bliźniego. Król Baldwin, ranny na polu bitwy, nie zezwala lekarzowi na skaleczenie w podobny sposób jeńca dla studiów, celem jego uzdrowienia; zatrzymuje pochód całego wojska przez pustynię, aby wziętej do niewoli muzułmance pozwolić odbyć połóg w spokoju.
V
Wróćmy teraz do Karola d’Anjou, przodka Jadwigi.
Konrad IV, syn Fryderyka Hohenstaufa, pozostawił małego synka, zwanego Konradkiem, „Conradino”, i syna nieprawego, bękarta, jak wtedy mówiono, Manfreda3. Zamiast zarządzać królestwem Sycylii w imieniu małego króla, Manfred przywłaszczył sobie tron Neapolu. Ale papież, Aleksander IV, podzielał pogląd swego poprzednika, że Hohenstaufowie to „gatunek żmij”, i ofiarował swoje lenno, Sycylię, wpierw synowi króla angielskiego – Edmundowi, a gdy ten okazał się nieodpowiedni, bratu Ludwika Świętego francuskiego, Karolowi Andegaweńskiemu4, ze ślicznego miasta Angers, które w roku 1939 było stolicą rządu generała Sikorskiego. Karol przyjechał w 1265 roku z doskonałym wojskiem francuskim, rozbił Manfreda. Conradino, wydziedziczony po raz drugi ze swego królestwa, usiłował wzniecić powstanie. Wojska Karola pobiły go na głowę i nieszczęśliwy młodzieniaszek zaczął tułać się po lasach i w pobliżu zamku Frangipaniego, słynnego w owych czasach rozbójnika morskiego, pirata, właściciela wielu okrętów rozbójniczych, poprosił jakiegoś rybaka o pomoc w zdobyciu łodzi, aby uciec. Dał temu rybakowi pierścień w charakterze zadatku. Podejrzliwy rybak poszedł po radę do pirata, ten obejrzał pierścień, po czym złowił Conradina i ofiarował go Karolowi, który zorganizował proces pokazowy, po czym Conradino został ścięty. Ale, widać, niedole młodego chłopca ujęły serca Neapolitańczyków, skoro w kaplicy grobowej, wzniesionej później na miejscu stracenia szesnastoletniego Conradina, płyty posadzki kamiennej były zawsze mokre, nawet w największe upały. To ziemia królestwa opłakiwała swego synka – króla.
Następca Karola na tronie w Neapolu, Karol Kulawy, „lo Zoppo”, wdaje się w najrozmaitsze intrygi i walki w związku z obsadzeniem tronu papieskiego. Ma trzech synów: Karola Martela, który objął tron węgierski, Ludwika, zakonnika, niepretendującego do żadnego stanowiska politycznego, i Roberta Mądrego. Ten ostatni, aby utrzymać tron neapolitański, wpierw otruł swego brata Karola Martela, a potem nie dopuścił do tronu Karoberta, dziadka rodzonego naszej królowej Jadwigi.
Syn Roberta Mądrego, znowu Karol, znany pod nazwiskiem księcia Kalabrii, zostawił po sobie dobrą pamięć. Co dzień o godzinie jedenastej zasiadał w pałacu, aby odprawiać sądy. Obawiając się, że służba będzie odpędzać ubogich przychodzących po wymiar sprawiedliwości, kazał zawiesić przed bramą sznur do dzwonu. Każdy mógł zadzwonić, co oznaczało, że przybywa w sprawie swej krzywdy. Razu pewnego dzwon zadzwonił. Książę Kalabrii posłał po dzwoniącego, tymczasem służący powrócił ze śmiechem i z wiadomością,