Przy okazji zdał sobie sprawę, że nie kocha Moniki Skirmuntówny, że nie wyobraża sobie życia pod jej pantoflem i że taki los byłby okrucieństwem nie tylko wobec jego własnej natury i uczuć, ale przede wszystkim wobec tej biednej, tak zapatrzonej w siebie istoty. Monika nie pojęłaby jego duszy w sposób, jakiego pragnął. To zrozumienie okazała mu Golda Cwajnblum, obca dla jego polskiego, katolickiego świata. Zrozumiał, że ona nie tylko dawała mu swoje ciało, choć to także, w dodatku sama to lubiła (kobieta ma przecież swoje potrzeby), ale dała mu po stokroć więcej – wiedzę o sobie samym, nareszcie uświadomioną i nazwaną tęsknotę za uczuciem ostatecznym.
Czekając na posiłek, otworzył Sezon w piekle Rimbauda i przeczytał:
Moje życie, jeżeli mnie pamięć nie zwodzi, było niegdyś ucztą, na której otwierały się wszystkie serca, płynęły wszystkie wina.
Pewnego wieczoru wziąłem na kolana Piękno. – I przekonałem się, że jest gorzkie. – Znieważyłem je[2].
Pozazdrościł podmiotowi lirycznemu Rimbauda tej bolesnej samowiedzy, ponieważ on nigdy nie posiadł Piękna w całej jego istocie, a rozkoszował się jedynie wrażeniami miłosnymi, z których chyba najprawdziwszym była Golda Cwajnblum. Żałował, że nie może teraz pójść z nią na spacer po Dzielnicy Łacińskiej albo pojechać z nią metrem na plac Pigalle, upić się tanim winem i spędzić noc w wynajętym pokoju, gdzie świt zastaje kochanków zmęczonych kacem. Jednak szybko odrzucił to bezpieczne myślenie o sobie w miłości. Nigdy nie posiadł Piękna, ponieważ nie odważył się wejść za nieznanym chłopcem do rzeki. Pragnął wziąć na kolana Piękno i oddać się mu bez reszty, ale nie rozumiał jeszcze, co znaczy, że ono jest gorzkie, kapryśne, złudne i nieskłonne do przebaczenia. Owego dnia w Paryżu miał przeświadczenie graniczące z przeczuciem o jakimś fatalnym końcu, który czekał go u kresu hiszpańskiej podróży.
*
Kelner postawił przed nim posiłek. Był gorący i wyśmienity. Smakował dań, wkładając do ust powoli każdy kęs.
Z zamyślenia wyrwał go nieznajomy mężczyzna.
– Czy mogę się przysiąść? – zapytał go po francusku z silnym niemieckim akcentem.
– Tak, proszę się nie krępować – odparł Mokrzycki, zastanawiając się, czy gdzieś już nie widział tego człowieka.
– Nie przedstawiłem się. Nazywam się Maximilian Klarenbach. Wsiadłem w Berlinie do tego samego pociągu, którym pan podróżował. Dlatego też ośmielam się pana niepokoić. Wydaje mi się, że jedziemy w tym samym kierunku.
Mokrzycki przypomniał sobie słowa Becka o tym, że Niemcy mogą sprawiać kłopoty w Hiszpanii. Czyżby rozmawiał ze szpiegiem? Te wątpliwości wyjaśnił sam monseigneur Klarenbach.
– Jestem pracownikiem niemieckiej ambasady w Madrycie. Wiem, że pan ma objąć podobne stanowisko w polskiej. Zapytałem konduktora, jakiego użył pan paszportu przy przekraczaniu granicy. Odparł, że dyplomatycznego...
– To prawdziwie niemieckie – przerwał mu Mokrzycki. – Ale na szczęście jestem dziś w dobrym humorze. Napije się pan ze mną? Zamówiłem całą butelkę Châteauneuf-du-Pape. Proszę się częstować.
Niemcowi spodobała się ta odpowiedź. Był blondynem o pociągłej twarzy, ze szramą ciągnącą się od lewego ucha po podbródek, zapewne z czasów Wielkiej Wojny. Mokrzycki pomyślał, jakie to szczęście, że historia, jako młodszemu, oszczędziła mu tego doświadczenia. Mógł rozmawiać z Niemcem, ale musiał być ostrożny. Czasem między szpiegiem a dyplomatą nie było specjalnych różnic. Słowa Becka o tym, że Niemcy będą chcieli coś ugrać dla siebie w Hiszpanii, stały się dla Mokrzyckiego paląco rzeczywiste. Nalał Niemcowi kieliszek Châteauneuf-du-Pape i zszedł na bezpieczne tematy.
– Jak smakuje panu wino? – zapytał Mokrzycki. – W Niemczech nie dostanie pan takiej głębi. To ulubione wino Napoleona.
– Oczywiście, ma pan rację, jeśli chodzi o wina czerwone – odparł Klarenbach. – Ale z pewnością doceniłby pan białe wina mozelskie, ich lekkość i słodycz, gdyby zechciał pan kiedyś odwiedzić Niemcy w wakacje. Co do Napoleona, cenimy go w moim kraju.
– Doprawdy? Wszak to on obalił mit o niezwyciężoności armii pruskiej – zaznaczył Mokrzycki.
– Ach, mówi pan o kampanii tysiąc osiemset szóstego roku – westchnął Niemiec. – Wtedy Francuzi byli górą. Cenimy Napoleona za to, że zapoczątkował proces zjednoczenia Niemiec, który potem pogłębił Bismarck, a do końca doprowadził nasz Führer.
Mokrzycki uśmiechnął się ironicznie na wzmiankę o Hitlerze, co nie uszło uwadze Niemca. Włożył kęs wybornej cielęciny do ust i przeżuwał go dokładnie. Po chwili Mokrzycki odpowiedział:
– Wyobraża pan sobie Polaka podróżującego po Niemczech w czasie, gdy narodowy socjalizm stał się tam wyznacznikiem poprawności? A gdybym tak poszedł do hotelu w Bawarii i powiedział, że jako Polak chcę najlepszy pokój z widokiem na góry? Czy nie usłyszałbym w odpowiedzi: „To tylko dla Niemców”?
Klarenbach zrozumiał doskonale sens słów Mokrzyckiego. Jednak musiał jakoś odeprzeć ten atak.
– Gdyby tak się stało, a nie przeczę, że jest to bardzo prawdopodobne, wówczas proszę poprosić właściciela o telefon i zadzwonić do mnie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeszy Niemieckiej. Jestem pewien, że właściciel natychmiast przeprosiłby pana za swoje zachowanie.
– Doceniam pana gest – odrzekł Mokrzycki. – Czy jedzie pan jutrzejszym pociągiem do Madrytu?
– Tak. Czeka nas dwa dni podróży. Kupiłem sobie na drogę oryginalne wydanie powieści Agathy Christie. Akcja rozgrywa się właśnie w pociągu.
Mokrzycki spojrzał na okładkę. Widniała na niej lokomotywa, a pod nią napis w języku angielskim: Morderstwo w Orient Expressie. Christie była znana w Polsce jedynie elitom mówiącym po angielsku i choć Mokrzycki radził sobie w tym języku doskonale, tej powieści nie czytał. Wydana w 1934 roku, do Polski jeszcze nie dotarła.
– Agatha Christie pisze świetne powieści detektywistyczne, ale ja nie gustuję w tego typu literaturze. – Zmienił temat. – Co pan sądzi o tym, co dzieje się w Hiszpanii?
Niemiec upił łyk wina.
– Sytuacja jest gorsza niż w lutym, kiedy Front Ludowy zyskał większość w wyborach. Prawica czuje się oszukana i z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Jednak determinacja lewicy do przeprowadzenia reform jest naprawdę imponująca.
– I pan to mówi?