Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał. Sławomir Nieściur. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sławomir Nieściur
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Shadow raptors
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-66375-09-3
Скачать книгу
Ostrzeżenia Marlowa przed nadzwyczajnie wysokim poziomem radiacji wcale nie były przesadzone.

      Następne minuty Dressler poświęcił na sprawdzenie systemów bojowych i diagnostykę układu napędowego, zwłaszcza silników manewrowych, których obłe korpusy od samego początku, czyli od momentu, gdy po raz pierwszy ujrzał torpedowiec w hangarze remontowym Habitatu Czwartego, wyglądały na o wiele bardziej wyeksploatowane niż reszta podzespołów.

      Wykorzystując fakt, że obwody logiczne torpedowca wciąż jeszcze były podpięte do komputerów krążownika, pobrał szczegółowe dane dotyczące aktualnej pozycji wykrytych przez „Rubież” obiektów w sektorze. Następnie uruchomił lidar i zainicjował proces ekstrapolacji.

      Ekrany na pulpicie sterowania natychmiast rozświetliły się różnokolorowymi wykresami przewidywanych trajektorii i kolumnami danych astrolokacyjnych, aktualizowanych na bieżąco, na podstawie wyników skanowania lidarem.

      Gdy Ian sprawdzał dane, za szybą kabiny przeleciał majestatycznie automat spawalniczy, wciągany właśnie na pokład krążownika. Umieszczone na końcu manipulatorów robota elektrody musnęły kadłub torpedowca, odrywając jedną z zamontowanych przez zespoły naprawcze płytek pancerza. Nafaszerowany materiałem wybuchowym plaster kompozytu odpłynął w przestrzeń, by po chwili zniknąć z pola widzenia.

      – Przepraszam, panie pułkowniku! – zatrzeszczał w słuchawkach hełmu głos Marlowa. – Poluzowała się linka holownicza. Mam tam jeszcze parę maszyn, podeślę którąś, żeby załatała ten ubytek.

      Ian pochylił się w stronę szyby, by przyjrzeć się uszkodzeniom. W powstałej pomiędzy płytkami luce połyskiwał brudnym srebrem metal właściwego poszycia.

      – Nie ma takiej potrzeby, sierżancie – powiedział po chwili. – To tylko jedna mała płytka. – Na wszelki wypadek obejrzał się przez ramię na zamontowany nad wejściem błyszczący nowością panel sygnalizatora uszkodzeń. Umieszczone na nim kontrolki jarzyły się uspokajającą zielenią.

      – W takim razie ściągam roboty na pokład – odrzekł mechanik. – Proszę zamknąć wewnętrzne grodzie, za parę minut odłączone zostaną tuby transportowe. Panel zamykania znajdzie pan w lewym podłokietniku. Po odcumowaniu proszę odejść na dolnym silniku manewrowym, inaczej wytopi nam pan dziurę w poszyciu.

      – Hydrazyna? – domyślił się natychmiast Ian. Już wiedział, z jakiego powodu obudowy i dysze silników manewrowych torpedowca są w tak opłakanym stanie i dlaczego okręt zamiast parkować w bezpiecznym, ekranowanym hangarze eskortowców, cumuje na zewnątrz, skierowany częścią dziobową do osi poprzecznej krążownika.

      – Właśnie tak – potwierdził jego przypuszczenia Marlow. – Ktoś naprawdę mocno improwizował, remontując ten okręt. Zastanawiam się, jakim cudem zamierzał zalegalizować tę prowizorkę. Przecież ten PF-2 nawet reaktor ma nieoryginalny, wymontowany z jakiejś kanonierki i niekompatybilny z systemem chłodzenia. Nie ma pan pojęcia, jakie mieliście szczęście, że „Rubież” była w pobliżu, gdy rozpoczęliście lot. W ciągu kilku godzin stopiłby wam się rdzeń. Oczywiście wymieniłem co trzeba i teraz wszystko powinno chodzić jak w zegarku. Proszę mieć jedynie oko na bank pamięci. Jest dokumentnie zapchany jakimś zaszyfrowanym syfem, którego nijak nie dało się wykasować. Wolnego miejsca zostało raptem kilka procent. Po pana powrocie wymienimy kości pamięci na nowe, fabrycznie czyste.

      – Dziękuję, sierżancie.

      Ian rozejrzał się po kabinie. Pomieszczenie miało mniej więcej sześć metrów kwadratowych, z czego większość zajmował pulpit sterowania i dwa kubełkowate, mocno zużyte piankowe fotele, dotykające wysokimi oparciami tylnej ściany, do której przymocowano pasy uprzęży bezpieczeństwa. Sama ścianka, powleczona brudnoszarym laminatem, pokryta była pajęczyną chaotycznie porozciąganych różnokolorowych przewodów i kabli, prowizorycznie doczepionych za pomocą wbitych w laminat metalowych zszywek. Tu i ówdzie widniały ciemniejsze prostokąty i pasy, ślady po zdemontowanych przez ekipę inżynieryjną urządzeniach.

      – Dobra robota – pochwalił Dressler.

      – E tam, to tylko prowizorka, pułkowniku. Gdybyśmy mieli więcej czasu i więcej zapasowych części, wyrychtowalibyśmy go panu na błysk.

      – I tak wygląda o niebo lepiej niż przedtem.

      – Działać też będzie o niebo lepiej, przekona się pan.

      – Wierzę, sierżancie. I jeszcze raz dziękuję.

      – Zawsze do usług, pułkowniku – roześmiał się Marlow. – Automaty już zabrane – dodał po chwili. – Rozpoczynam procedurę składania kołnierzy. Proszę zabezpieczyć przedziały.

      W słuchawkach ponownie zatrzeszczało, po czym rozległo się kliknięcie wyłączanego mikrofonu. Widoczny za szybą fragment łącznika, przez który Ian wszedł na pokład torpedowca, zapadł się nagle w sobie, a na jego ażurowym usztywnieniu rozbłysły pulsującą czerwienią lampy ostrzegawcze.

      Pułkownik podniósł górną część podłokietnika i kolejno uruchomił mechanizmy opuszczania grodzi, a następnie przypiął się do fotela – po zwolnieniu uchwytów cumowniczych wyłączona zostać miała również wiązka grawitacyjna, a jemu niespecjalnie uśmiechała się perspektywa obijania się po całym kokpicie jak piłka.

      W momencie, gdy zapinał ostatnią klamrę, okręt zadrżał lekko, jakby szturchnięty od spodu. Wlewające się do kabiny światło z lamp pozycyjnych krążownika zmieniło barwę z jaskrawobiałej na kremowożółtą, blachy pod stopami Iana zatrzeszczały, a następnie rozległo się przeraźliwe skrzypienie mechanizmu wciągającego do wnętrza torpedowca teleskopowe pręty cum dziobowych.

      Niedługo potem systemy „Rubieży” zakomunikowały wygaszenie wiązki grawitacyjnej, a następnie przysłały długą listę zawierającą standardowe wytyczne procedury odcumowania.

      Pomny sugestii sierżanta, Dressler uruchomił dolny silnik manewrowy, szybko skorygował ustawienie dyszy, po czym, delikatnie regulując dopływ paliwa do komory spalania, odprowadził torpedowiec na bezpieczną odległość od burty krążownika i wystającej zeń ogromnej płetwy.

      W słuchawkach znowu rozległy się trzaski zakłóceń. Po kilku chwilach przebił się przez nie głos komandora:

      – I jak tam okręt, pułkowniku? Mechanicy się spisali?

      – Jestem pod wrażeniem – odrzekł Dressler zupełnie szczerze. – Marlow zna się na rzeczy.

      – Doskonale. Fregaty ustawiają się już na pozycjach. Powiadomiłem kapitana Sellige’a, że dołączy pan do jego eskadry. Za chwilę otrzyma pan współrzędne celu i dedykowany kanał komunikacji z formacją. Powodzenia.

      – Dziękuję. – Ian wyświetlił na ekranie rejestr komunikatów operacyjnych.

      Plik z danymi dotyczącymi aktualnej i docelowej pozycji okrętów, które miał ochraniać, znajdował się na górze listy, opatrzony klauzulą „pilne”. Otworzył go i skopiował dane do pamięci systemu nawigacyjnego.

      – Współrzędne przyjęte – oznajmił, ale nie doczekał się odpowiedzi. Być może zagłuszyły ją trzaski zakłóceń, a może Lupos po prostu się rozłączył.

      W tej chwili nie miało to już większego znaczenia. Sprawdziwszy, czy klamry uprzęży są dociśnięte, Dressler sięgnął do panelu aktywatora napędu głównego.

      4

Krążownik „Pandemonium”Układ Słoneczny

      – Admirale, z „Herkulesa” meldują, że wrogie jednostki zaczęły zwalniać. – Siedzący przy pulpicie łączności komandor Tsugawa zdjął słuchawki i tęsknym wzrokiem popatrzył na