Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał. Sławomir Nieściur. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sławomir Nieściur
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Shadow raptors
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-66375-09-3
Скачать книгу
nie – odrzekł Lupos. – Przepadli jak kamień w wodę.

      2

Krążownik „Pandemonium”Układ Słoneczny

      – Komandorze, widzi pan to, co ja?! – Krawczenko obrócił wyświetlacz w stronę Tsugawy.

      Na ekranie przesuwał się gigantycznych rozmiarów obiekt, składający się z kilkudziesięciu metalicznie połyskujących kul, połączonych rozległymi pajęczynami masywnych kratownic. Widoczny na tle tej ogromnej konstrukcji krążownik „Ukulele” wyglądał jak trzmiel unoszący się obok wielkiej kiści winogron.

      Trawlera naprawczego, który holował uszkodzony krążownik, pomimo uruchomionego systemu wzmocnienia obrazu nie widać było w ogóle.

      – Niesamowita konstrukcja! – cmoknął z uznaniem Tsugawa. – To nawet nie jest pojedynczy okręt… – stwierdził, przysuwając się bliżej ekranu. – Raczej konglomerat jednostek. Proszę spojrzeć. – Wskazał palcem jedną z kul. – Silniki manewrowe, a te wypustki pod nimi to zapewne dysze pulsacyjne głównego napędu. Zgrubienia na obwodzie – musnął ekran – wyglądają mi na wieżyczki artyleryjskie… Niesamowita konstrukcja – powtórzył. – Że też nasi inżynierowie na to nie wpadli. – Pokręcił głową z niedowierzaniem.

      – Komandorze. – Krawczenko spojrzał nań surowo. – Mnie nie jest potrzebny sprawozdawca. Wzrok mi wciąż dopisuje. Proszę lepiej powiedzieć, w jaki sposób mamy się temu czemuś wymknąć, i to tak, żeby uniknąć konfrontacji.

      – Nie mam pojęcia, admirale. – Tsugawa rozłożył ręce. – Dogonili nas z łatwością, a patrząc na liczbę tych modułów i ich uzbrojenie, siłę ognia mają większą niż wszystkie nasze okręty razem wzięte. Może gdybyśmy poszli w rozsypkę… – Zastanowił się przez chwilę. – Nie, to też nie wchodzi w grę – odpowiedział zaraz sam sobie. – Te dźwigary wyglądają na ruchome, więc najprawdopodobniej będą mogli szybko uwolnić poszczególne moduły.

      – A wtedy będziemy mieli na karku nie jeden okręt, tylko cały ich rój, z czego każdy rozmiarów naszego krążownika – dokończył za niego Tsugawa.

      Jakby na potwierdzenie słów komandora, jedna z kul oderwała się i plując strumieniami gazów z dysz silników manewrowych, majestatycznie poleciała w stronę „Ukulele”. Nawet oddalona od krążownika, zdawała się od niego niemal o połowę większa.

      Obserwujący tę scenę mężczyźni jęknęli unisono.

      – O cholera! – sapnął Krawczenko. – Toż to ma z kilometr średnicy!

      – Dokładnie tysiąc trzysta metrów – poinformował Tsugawa.

      Pochylił się jeszcze niżej i powiększył okienko na dole ekranu, w którym wyświetlane były dane telemetryczne.

      – Ile takich jest na tym cholernym rusztowaniu?

      – Dwadzieścia cztery. Całość ma osiem kilometrów długości, nie licząc iglic nadajników.

      – I to jest ten „Dragon Siedem”?! Że niby tylko pancernik?! – W głosie admirała zabrzmiało niedowierzanie.

      – Tak wynika z otrzymanych przez nas danych identyfikacyjnych – odrzekł Tsugawa. – Jednostka pomocnicza służb ochrony Dystryktu Fobos.

      – Słucham?! – Niedowierzanie admirała przeszło w coś na kształt szoku. – Jednostka… pomocnicza?! – wykrztusił. – Toż to pieprzony gigalotniskowiec, z pancernikami w charakterze myśliwców! Jeśli to okręt wsparcia, to co u nich wchodzi w skład sił głównych?! Księżyce Jowisza?! Planety wyposażone w napęd?! Skąd, do diabła, wzięli środki i surowce na budowę takiego monstrum? Przecież to jest ze dwadzieścia milionów ton stali!

      – Szacowana masa konstrukcji: dwadzieścia cztery i pół miliona ton… – odczytał Tsugawa z ekranu. – Dużo, to fakt – przyznał spokojnie. – Proszę jednak pamiętać, że oni mają tutaj do dyspozycji masę surowców. Planety, pas planetoid i ze dwie setki większych i mniejszych księżyców… To nie jest nasz skromniutki układzik z jedną jedyną planetą, podziurawionym jak ser szwajcarski księżycem i do cna wyeksploatowanymi przez Skunów pasami asteroid. Poza tym nie narzekają też na brak rąk do pracy, w przeciwieństwie do nas. A i maszyn też nikt im nie uprowadza, jak nam Skunksy.

      – Zdaję sobie z tego sprawę – odburknął Krawczenko.

      Ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w ekran.

      – Nie odpowiada na transmisje? – spytał po chwili.

      – Nie. Żadnej reakcji. Ponawia tylko żądanie dezaktywacji systemów uzbrojenia i w kółko wysyła koordynaty kotwicowiska.

      – Udało się skontaktować z lokalnymi władzami?

      – Próbowaliśmy z komisarzem dystryktu oraz centralą na Marsie. Bez rezultatu. McReady najprawdopodobniej uruchomił systemy zagłuszania. Żeby nawiązać z kimkolwiek łączność, musielibyśmy uzyskać kody dostępu do sieci tutejszych przekaźników – wyjaśnił Tsugawa, zerkając jednocześnie na przysłuchującego się ich rozmowie dyżurnego łącznościowca.

      Mężczyzna pokiwał głową na znak, że się z nim zgadza.

      – Admirale, ta kula wzięła właśnie „Ukulele” na celownik – zameldował kanonier. – Kapitan Karpinski prosi o zezwolenie na otwarcie ognia.

      – Odmawiam! – krzyknął Krawczenko, podrywając się z fotela. – Komandorze, proszę nie spuszczać z oka tego… tego lewiatana! – rzucił przez ramię do Tsugawy.

      Szybkim krokiem podszedł do podestu, nad którym zawieszony był kokon sensoryczny z unieruchomionym wewnątrz kanonierem.

      – Niech zwolnią cumy i dołączą do głównej formacji! – rozkazał, wskakując na podwyższenie i zajmując miejsce za niewielką konsolą, stanowiącą pomniejszoną kopię jego stanowiska dowodzenia. Kolejno uruchomił rozmieszczone wokół konsoli nieduże wyświetlacze. Na wszystkich pulsowały komunikaty o wykryciu obcych wiązek radarowych i lidarowych.

      – Proszę aktywować napęd pulsacyjny. Pełna sekwencja. Spróbujemy odskoczyć! – zawołał do Tsugawy, po czym wprowadził stosowne polecenie dla systemu harmonizacji dowodzenia, który natychmiast przesłał jego rozkaz na pozostałe okręty.

      – A co z „Ukulele”, panie admirale? – padło pytanie z kokonu.

      – To się zaraz okaże – odrzekł. – Jest pan w stanie uruchomić stąd któryś z jego systemów uzbrojenia?

      – Tylko system przeciwrakietowy. Aktywować?

      – Tak. Rozumiem, że systemy namierzania również nie działają?

      – Niestety, admirale. Wyrzutnie antyrakiet zasilane są przez generator awaryjny i mają własne moduły naprowadzania na cel, pozostałe systemy czerpały moc z reaktora głównego, podobnie jak lidary.

      – Mówi się trudno. Proszę uruchomić wszystko, co tylko da się zdalnie odpalić. Żeby im świeciło w czujniki do oporu.

      – Admirale, holownik dołączył do głównej formacji! – zameldował Tsugawa.

      – Doskonale. – Palce Krawczenki po raz kolejny zatańczyły po klawiaturze. – Wiejemy w stronę Fałdy – oznajmił, zapinając uprząż. – Komandorze, może pan rozpocząć odliczanie.

      Ze wszystkich stron rozległy się szczęknięcia klamer, tu i ówdzie syknęła pneumatyka regulacji fotela. Przygasło oświetlenie, nad wejściem na mostek zapaliła się szkarłatna lampa alarmowa.

      – Uruchamiam