– Głównie w „Herkulesa”, ale mam też sygnały z „Naomi”. Śledzi ich kilka wiązek – zameldował Tsugawa. – Kapitan Invald prosi o zezwolenie na otwarcie ognia – dodał, uśmiechając się przy tym nieznacznie.
Uśmieszek pojawił się również na zasępionym dotychczas obliczu Krawczenki. Osiemdziesięcioletni Jorge Invald, od niemal pół wieku nieprzerwanie piastujący funkcję dowódcy krążownika „Herkules” – najstarszego okrętu bojowego w układzie – słynął z temperamentu i nieustępliwości.
– Odmawiam. „Naomi” i „Herkules” mają natychmiast przesunąć się do środka formacji – powiedział admirał, wpatrując się w ekran. – Lukę zapełnić szperaczami eskorty. Włączyć zagłuszanie elektromagnetyczne.
Palce Tsugawy zatańczyły po klawiaturze. Widoczna na ekranie trójkątna formacja, złożona z symboli oznaczających poszczególne jednostki flotylli, zaczęła powoli tracić swój regularny kształt. Jeden z jej boków zapadł się po tym, jak wskazane przez admirała okręty i ich jednostki pomocnicze przemieściły się do środka. Niedługo później od wierzchołka oderwała się grupka punkcików, które jeden po drugim ustawiły się półkolem w powstałej luce, jeszcze bardziej zniekształcając pierwotny szyk.
– Do wszystkich jednostek! Emitery kierunkowe, pełna moc! – zarządził admirał. Pomimo ewidentnie nieprzyjaznej postawy lokalnych władz w dalszym ciągu nie miał ochoty zapisać się na kartach historii jako ten, który rozpętał pierwszą w historii bratobójczą wojnę międzyukładową. Dlatego też do unieszkodliwienia wrogich torpedowców postanowił wykorzystać stosowaną przez skuńskie sondy przechwytujące metodę, polegającą na paraliżowaniu okrętów przeciwnika poprzez oślepienie ich seriami silnych impulsów elektromagnetycznych.
Stukot klawiszy przybrał na sile, a gdy ucichł, na mostku przygasło oświetlenie, zmienił natężenie szum klimatyzacji, a na ekranach wizyjnych pojawiły się pasy zakłóceń.
– Wiązki elektromagnetyczne wyemitowane – zameldował operator systemu uzbrojenia.
– Potwierdzam. – Tsugawa notował coś szybko elektronicznym rysikiem na wyświetlaczu podręcznego terminala.
– Powtarzać emisje co dwie minuty, dopóki nie odskoczymy poza zasięg torped! – rozkazał Krawczenko.
Pomniejszył obraz, tak aby było na nim widać również lokalizację namierzających flotyllę okrętów. Wyświetlane u dołu wartości określające odległość między intruzami a zgrupowaniem w dalszym ciągu się zmniejszały, choć już nie w takim tempie, jak kilka minut wcześniej. Jednocześnie zwiększał się kąt, pod jakim podchodziły wrogie jednostki.
– To naprawdę może się udać… – mruknął Tsugawa. On również uważnie wpatrywał się w główny ekran.
– Poprawka, komandorze, to na pewno się uda – oznajmił chełpliwie Krawczenko. – Stara sztuczka Skunksów. Oślepić, zdezorientować, przypierdolić i w nogi!
– Ostrzelamy ich? – Tsugawa zamrugał ze zdziwienia.
– Ależ skąd! Ktoś w tym popapranym układzie musi wykazać się odrobiną zdrowego rozsądku. A właśnie, byłbym zapomniał…
Krawczenko sięgnął do schowka pod pulpitem i wyjął z niego zapakowany w folię, opatrzony plombami krążek grafenu.
– Proszę wystosować do lokalnych władz oficjalny protest i wysłać go kapsułą dyplomatyczną. Na dysku są moje uwierzytelnione pełnomocnictwa. Proszę je załączyć do korespondencji. – Rzucił przedmiot Tsugawie. – Sonda z kapsułą ma zostać wystrzelona bezpośrednio do ich głównej stacji pocztowej, gdziekolwiek by takowa była, jeszcze przed naszym dotarciem do Fałdy.
– Zajmę się tym – skinął głową komandor, wprowadzając polecenie do systemu.
Po chwili znowu nałożył słuchawki i ze zmarszczonymi brwiami wysłuchał meldunków z obu namierzanych przez torpedowce krążowników.
– „Naomi” wyszła z zasięgu wrogich lidarów, „Herkules” odnotowuje jedynie pojedyncze sygnały w przypadkowych interwałach. To samo dotyczy pozostałych jednostek. Wygląda na to, że powoli znikamy im z ekranów – poinformował.
– Smażyć ich do oporu! – Krawczenko uniósł zaciśniętą w geście tryumfu pięść. – Aż im tam wszystko zacznie skwierczeć!
Nim przebrzmiały jego słowa, na mostku znowu przygasło światło.
– Zmniejszyć interwały do sześćdziesięciu sekund.
– Nadal pełna moc? – upewnił się kanonier.
– Tak.
– Admirale, przeciążymy emitery! – ostrzegł Tsugawa, wskazując ekrany wokół kokonu artylerzysty. Słupki obrazujące temperaturę membran skupiających wiązki elektromagnetyczne przybliżały się niebezpiecznie do wartości granicznych.
Krawczenko podążył za jego spojrzeniem.
– Musimy zaryzykować – odpowiedział. – Walka elektroniczna, jak każda inna, również wymaga poświęceń, komandorze – skwitował sentencjonalnie, przenosząc wzrok na główny ekran. – Gdy unieruchomimy te jednostki, już nic nas nie zatrzyma.
– Zapomina pan o umocnieniach przy Fałdzie – mruknął Tsugawa. Rysikiem wskazał widoczne w rogu głównego ekranu, oznaczone krwistoczerwonymi symbolami X punkciki, układające się w wielki łuk otaczający krzywiznę granicy nieciągłości.
– Czyli pełna moc? – upewnił się kanonier. Wszyte w materiał jego rękawic światłowody rozjaśniały się z wolna pajęczyną błyszczących nitek.
– Tak. Rozkaz dotyczy też reszty naszych jednostek. Rozumiemy się, komandorze? – rzucił przez ramię do wyraźnie niezadowolonego z tej decyzji Tsugawy.
– Tak jest – potwierdził komandor i zabrał się do rozsyłania najnowszych wytycznych, choć już z nieco mniejszym entuzjazmem.
Kilka minut później w kierunku wrogich jednostek pomknęły wiązki promieniowania, przeciążając im sensory i czujniki, przepalając delikatne obwody głowic nuklearnych oraz powodując spięcia w podzespołach elektronicznych, nieprzystosowanych do operowania w warunkach silnych rozbłysków.
Niestety, zgodnie z przewidywaniami Tsugawy nie obyło się bez strat własnych i kiedy flotylla znalazła się już poza zasięgiem nieprzyjaciela, terminal admirała dosłownie zalały komunikaty o awariach emiterów oraz prośby o przysłanie ekip naprawczych. Nie namyślając się długo, Krawczenko przesłał całą tę litanię bezpośrednio na serwer okrętu naprawczego „Grot”, zostawiając cały bałagan jego dowódcy, kapitanowi Karpinskiemu. Wkrótce z pokładu trawlera wysypały się w przestrzeń obsadzone dwuosobowymi zespołami technicznymi awionetki serwisowe i błyskając rytmicznie dyszami silników korekcyjnych, pomknęły w kierunku jednostek monitujących o pomoc.
– Ostrzegałem… – westchnął Tsugawa, widząc to na ekranie. Krawczenko prychnął tylko lekceważąco.
– Odległość od krawędzi anomalii: osiemnaście milionów kilometrów – zameldował jeden z nawigatorów.
– Admirale, ten wielki pancernik zaczął przyspieszać – oznajmił kanonier. – Chyba chce nas przechwycić.
– Дальшеотних, дальшеотдома, нас недогонят, нас недогонят1 – zanucił