Rozbłysk był tak intensywny, że Ian aktywował polaryzację przesłony hełmu.
– Rakiety w celu – oznajmił Sellige. – To znaczy część rakiet – poprawił się natychmiast.
– Konkretnie ile? – spytał pułkownik, mrugając szybko w daremnej próbie pozbycia się powidoków.
– Siedemdziesiąt procent. Odchodzimy na bezpieczny dystans.
– Co z dyszami manewrowymi? – Chociaż powidoki z wolna ustępowały, otaczający Oumuamua obłok gazu i szczątków uniemożliwiał Ianowi dokonanie bezpośredniej obserwacji.
– Trudno powiedzieć, pułkowniku, straszny bajzel, ale na razie obiekt wciąż porusza się niezmienionym kursem. Istnieje duża szansa, że obezwładniliśmy ich na dobre.
Ian nie odpowiedział. Od kilku chwil kątem oka rejestrował zmieniające się szybko cyfry na wyświetlaczu detektora promieniowania. Gdy odwrócił się w tamtą stronę, urządzenie wskazywało dokładnie dziesięć sivertów. Tuż nad ekranikiem świeciły rubinowe diody, sygnalizujące czwarty, najwyższy stopień zagrożenia radiologicznego.
– Jakiego rodzaju głowic pan użył, kapitanie? – zapytał Ian, siląc się na spokój.
– Penetracyjnych, ze wzbogaconym rdzeniem. Mają najwyższy współczynnik przebicia – wyjaśnił Sellige. – O co chodzi, pułkowniku? – zapytał podejrzliwie.
– Nie jestem pewien… – Ian wygramolił się zza konsoli i otworzył drzwi kabiny. Stalowa gródź odsunęła się na bok ze zgrzytem, który Ian nie tyle usłyszał, co raczej wyczuł jako lekką wibrację podłoża. – Albo wleciałem w jakąś radioaktywną chmurę, albo mam wyciek z reaktora.
– Skażenie? – domyślił się Sellige.
– Delikatnie mówiąc.
– Ile?
– Dziesięć i rośnie.
– Wyciek z reaktora, zdecydowanie – stwierdził kapitan. – Nasze czujniki wskazują tylko nieznaczny wzrost radiacji… Z całym szacunkiem, pułkowniku, ale widziałem, w jakim stanie są dysze tej pańskiej łajby. Domniemywam, że wymienili panu wszystko oprócz nich?
– Reaktor, tak. Został przełożony z kanonierki, co do dysz, to nie mam, szczerze mówiąc, zielonego pojęcia… – Mówiąc to, Ian wszedł do wąskiego, skąpo oświetlonego korytarzyka, który prowadził wprost do masywnej grodzi oddzielającej przedział załogowy od modułu napędowego. – Technicy wspominali coś o problemach z układem chłodzenia – przypomniał sobie słowa sierżanta Marlowa.
– W takim razie sugeruję sprawdzić wskaźniki temperatury rdzenia. Systemy chłodzące na kanonierkach to zwykłe nieporozumienie. Zresztą akurat tego chyba nie muszę panu tłumaczyć.
– Nie musi pan – potwierdził Ian, krzywiąc się na samo wspomnienie niesamowicie ciasnej i gorącej niczym piekarnik kabiny pilota, z której kilka tygodni wcześniej półżywego wyciągnął go Larson, gdy awaryjnie wylądował pokiereszowanym przez Skunów stateczkiem w Habitacie Czwartym.
Wycofał się z korytarza i usiadł za pulpitem sterowania. Wskaźniki stanu systemu napędowego potwierdziły przypuszczenia dowódcy fregat – temperatura rdzenia reaktora niebezpiecznie oscylowała wokół wartości krytycznych. System chłodzenia niby działał, ale przyrządy sygnalizowały potężny spadek ciśnienia w przewodach doprowadzających mieszankę chłodzącą. Gdyby nie awaryjny system radiatorów, których żebrowane płyty odprowadzały nadmiar energii cieplnej prosto w próżnię, moduł napędowy wyglądałby teraz zapewne jak bryła stopionego wosku.
– Miał pan rację, kapitanie. Wysiadł system chłodzący, komora rdzenia uległa rozszczelnieniu, stąd ten skok promieniowania. Wygląda to nieciekawie – westchnął Dressler, kładąc dłoń na dźwigni automatycznego zwolnienia zaczepów spajających moduł napędu z resztą okrętu. – Jestem zmuszony odrzucić cały segment, inaczej za chwilę wytopi mi rufę.
– Cholera jasna! – tym razem zaklął Sellige. – Czyli nici z naszej ochrony.
– Przykro mi, kapitanie. Bez zasilania nie uruchomię systemów bojowych. Odpalcie, co tam wam jeszcze zostało, i wynoście się stąd. Ja spróbuję jakoś dowlec się do najbliższej stacji na silnikach manewrowych. Zbiorniki mam pełne.
– Możemy pana ewakuować – zaproponował Sellige, choć bez wielkiego entuzjazmu.
– Doceniam chęci, ale nie ma takiej potrzeby – odrzekł Ian. – Dla mnie to nie pierwszyzna – dodał, macając się odruchowo po plecach skafandra. Zregenerowane w komorze medkomu włókna mięśni grzbietowych wciąż jeszcze potrafiły zamrowić boleśnie, od czasu do czasu czuł też nieprzyjemne kłucie w pachwinie. – Mam tylko jedną prośbę.
– Słucham.
– Nie mam już orbiterów, a chciałbym jednak mieć podgląd od zewnątrz na rufę okrętu.
– Żaden problem – oświadczył Sellige. – Wypuścimy sondę i przekierujemy transmisję bezpośrednio do pana.
– Byłbym zobowiązany. Jeżeli uda mi się odpowiednio ustawić, zrzucę Skunksom ten cholerny reaktor prosto na łby.
– Dwie tony materiałów rozszczepialnych! – Sellige niemal się zachłysnął. Przez kilka sekund ze słuchawek dobiegały odgłosy suchego kaszlu. – To będą gigatony energii… – wykrztusił w końcu. – Pułkowniku, to jest więcej niż wszystkie nasze rakiety razem wzięte! Odparujemy im na tym głazie całą zewnętrzną infrastrukturę. To jest… to jest kapitalny pomysł!
– Najpierw muszę zająć dogodną pozycję, a to nie będzie takie proste – ostudził jego zapał Ian, przyglądając się wskazaniom przyrządów.
Temperatura w komorze reaktora wciąż rosła, na głównym ekranie jeden po drugim zaczęły się wyświetlać komunikaty informujące o uszkodzeniu podzespołów napędu, licznik dozymetru wibrował jak opętany, a jego elektroniczny wskaźnik wyświetlał już tylko jaskrawoczerwone wykrzykniki.
– Mamy pana na ekranach – poinformował dowódca eskadry. – Transmisja w toku.
Na wyświetlaczu pojawiła się sylwetka torpedowca, przypominająca z daleka skupisko połączonych ze sobą metalowych sześcianów o najprzeróżniejszych odcieniach, z których najbardziej rzucała się w oczy nowiuteńka, stalowo-srebrna bryła modułu napędowego, zakończona baniastymi, opancerzonymi wylotami dysz pulsacyjnych.
– Może pan dać zbliżenie na łącznik modułu reaktora? – spytał Ian, bezskutecznie próbując powiększyć obraz, by sprawdzić, w jakim stanie są zaczepy spajające segment z sąsiadującym z nim, okrytym warstwą pancerza reaktywnego pudłem modułu torpedowego. Po bokach tego ostatniego zlokalizowane zostały kopułki działek kinetycznych oraz korpusy silników manewrowych.
– Już się robi – odpowiedział Sellige.
Obraz na wyświetlaczu wyostrzył się, a następnie powiększył. Wskazany przez Iana fragment torpedowca wypełnił cały ekran.
– I jak?
– Wygląda na to, że wszystko w porządku. Zaczepy bez śladów korozji, przewody siłowników też nienaruszone. Działa nawet sygnalizator optyczny… – Pochylony nad ekranem Ian dostrzegł przy największej z obejm pulsującą błękitem lampę. Obraz był teraz na tyle szczegółowy, że dało się nawet zauważyć drucianą siatkę osłaniającą jej klosz. – Silniki manewrowe działają bez zarzutu – dodał, zerknąwszy pobieżnie na przyrządy. – No dobrze, spróbujemy podrzucić Skunksom ten gorący kartofel –