Lao Yang, który miał na imię Jinwen, był emerytowanym nauczycielem gimnazjum. Często radził Zhang Yuanchao, by uczył się nowych rzeczy, jeśli chce się cieszyć schyłkiem życia. Mówił na przykład: „Weźmy internet. Nawet dziecko potrafi nauczyć się z niego korzystać, dlaczego nie miałbyś zrobić tego ty?”. Twierdził, że największą wadą Zhang Yuanchao jest to, że w ogóle nie interesuje się światem zewnętrznym: „Twoja żona ociera przynajmniej łzy przy tych kiczowatych operach mydlanych, a ty nawet nie oglądasz telewizji. Powinieneś zwracać uwagę na to, co dzieje się w kraju i na świecie. To część pełni życia”. Zhang Yuanchao był wprawdzie starym mieszkańcem Pekinu, ale w ogóle na takiego nie wyglądał. Przekonującą analizę sytuacji krajowej i międzynarodowej mógł przedstawić pierwszy lepszy taksówkarz, ale nie Zhang Yuanchao. Nawet jeśli znał nazwisko obecnego prezydenta, to nie wiedział, kto jest premierem, i prawdę mówiąc, szczycił się tym. Jak mawiał, prowadził ustabilizowane życie pospolitego człowieka i nie chciał zawracać sobie głowy takimi nieistotnymi sprawami. Nie miał z nimi nic wspólnego i ignorowanie ich oszczędzało mu bólu głowy. Yang Jinwen bacznie śledził wydarzenia i starał się codziennie oglądać wieczorne wiadomości, a potem tak zajadle sprzeczał się w internecie z różnymi komentatorami na temat polityki gospodarczej i rozpowszechniania broni jądrowej, że robił się czerwony na twarzy. I co mu to dało? Rząd nie podniósł jego emerytury nawet o jednego fena. „Jesteś śmieszny – powiadał. – Uważasz, że to nieistotne? Że nie ma z tobą żadnego związku? Posłuchaj, Lao Zhang. Każda poważniejsza sprawa krajowa i międzynarodowa, każda poważniejsza kwestia w polityce wewnętrznej i każda rezolucja ONZ ma zarówno bezpośredni, jak i pośredni wpływ na twoje życie. Myślisz, że amerykański najazd na Wenezuelę to nie twój interes? Mówię ci, że ma to związek z wysokością twojej emerytury”. W owym czasie Zhang tylko się śmiał z przemądrzałych tyrad sąsiada. Teraz jednak wiedział, że Lao Yang miał rację.
Zhang Yuanchao zadzwonił do drzwi Yang Jinwena. Gdy tamten je otworzył, wyglądał tak, jakby dopiero co wrócił do domu. Wydawał się wyjątkowo zrelaksowany. Zhang Yuanchao spojrzał na niego jak człowiek, który spotkał na pustyni innego podróżnika i nie pozwoli mu odejść.
– Właśnie cię szukałem – powiedział. – Gdzie byłeś?
– Wybrałem się do marketu. Widziałem twoją starą. Kupowała jedzenie.
– Dlaczego w naszym domu jest tak pusto? Zupełnie jak… w mauzoleum.
– Bo nie mamy dzisiaj święta. To wszystko. – Yang roześmiał się. – To twój pierwszy dzień na emeryturze. To, co czujesz, jest zupełnie normalne. Przynajmniej nie byłeś dyrektorem. Im jest ciężej, kiedy kończą pracę. Wkrótce przywykniesz. Chodźmy do osiedlowego domu kultury. Może znajdziemy tam jakąś rozrywkę.
– Nie, nie. To nie dlatego, że przeszedłem na emeryturę, ale z powodu… jak mam to ująć? Z powodu sytuacji w kraju, a raczej na świecie.
Yang Jinwen wskazał na niego palcem i wybuchnął śmiechem.
– Z powodu sytuacji na świecie? Nie myślałem, że kiedykolwiek usłyszę coś takiego z twoich ust…
– Owszem, dawniej nie obchodziły mnie problemy ogólne, ale teraz stały się ogromne. Nigdy nie sądziłem, że mogą tak narosnąć!
– To zabawne, Lao Zhang, ale teraz ja zacząłem podchodzić do tych kwestii tak jak dawniej ty. Nie przejmuję się już nieistotnymi dla mnie sprawami. Możesz mi wierzyć albo nie, ale od dwóch tygodni nie oglądałem wiadomości. Kiedyś interesowałem się tym, co się dzieje na świecie, bo ludzie są ważni. Mogliśmy mieć jakiś wpływ na bieg spraw, ale teraz nikt nie jest w stanie nad nimi zapanować. Po co w takim razie zawracać sobie tym głowę?
– Ale nie może cię to nie obchodzić. Za czterysta lat ludzkość przestanie istnieć!
– Hmm. Ty i ja nie będziemy istnieć za czterdzieści parę lat.
– A nasi potomkowie? Zostaną unicestwieni.
– Mnie nie martwi to tak bardzo jak ciebie. Mój syn, który mieszka w Ameryce, jest żonaty, ale nie chce mieć dzieci, więc naprawdę nie dbam o to. Ale ród Zhangów przetrwa jeszcze z dziesięć pokoleń, prawda? To nie wystarczy?
Zhang Yuanchao patrzył przez kilka sekund na Yang Jinwena, po czym spojrzał na zegarek. Włączył telewizor, w którym na kanale informacyjnym przedstawiano główne wydarzenia dnia:
Associated Press donosi, że dzisiaj o 18.30 czasu wschodniego amerykański system Obrony przed Atakiem Jądrowym dokonał zakończonej pomyślnie próby zniszczenia sofonu rozwiniętego w małej liczbie wymiarów na orbicie blisko Ziemi. Był to już trzeci test OAJ, odkąd rakiety przechwytujące wymierzono w przestrzeń kosmiczną. Celem ostatniego ataku była powłoka odblaskowa Międzynarodowej Stacji Kosmicznej porzucona w październiku ubiegłego roku. Rzecznik Rady Obrony Planety powiedział, że rakieta uzbrojona w głowicę bojową zniszczyła cel o powierzchni trzech tysięcy metrów kwadratowych. Znaczy to, że zanim rozwijający się w trzech wymiarach sofon osiągnie odpowiedni rozmiar i zajmie powierzchnię odbijającą światło, która będzie zagrożeniem dla ludzkości, system Obrony przed Atakiem Jądrowym będzie w stanie go zniszczyć…
– To nie ma sensu. Sofon się nie rozwinie – powiedział Yang, sięgając po pilota, którego trzymał Zhang. – Zmień kanał. Może będzie powtórka półfinałów Pucharu Europy. Wczoraj w nocy zasnąłem przed telewizorem…
– Pooglądasz je u siebie.
Zhang Yuanchao mocno zacisnął dłoń na pilocie i nie dał go sobie odebrać. Spiker kontynuował wiadomości:
Lekarz z 301 Szpitala Wojskowego, który zajmował się leczeniem akademika Jia Weilina, potwierdził, że zmarł on na nieuleczalną chorobę, białaczkę, a bezpośrednią przyczyną zgonu była niewydolność narządów i utrata krwi w zaawansowanym stadium tej choroby. Nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. Jia Weilin, znany ekspert w dziedzinie nadprzewodników, który wiele wniósł do nauki w zakresie materiałów nadprzewodzących w temperaturze pokojowej, zmarł dziesiątego. Opowieści o tym, jakoby stało się to wskutek ataku sofonu, są zwykłymi plotkami. W osobnym sprawozdaniu rzecznik Ministerstwa Zdrowia potwierdził, że kilka innych zgonów spowodowanych rzekomo uderzeniami sofonu nastąpiło w wyniku zwykłych chorób lub wypadków. Wysłannik naszej stacji rozmawiał o tym ze znakomitym fizykiem Dingiem Yi.
Reporter: Co pan sądzi o panice spowodowanej przez sofony?
Ding Yi: Wynika ona z braku wiedzy o fizyce. Przedstawiciele rządu i społeczności naukowej wyjaśniali wielokrotnie, że sofon jest mikroskopijną cząstką, która mimo iż posiada wysoką inteligencję, może wywierać bardzo ograniczony wpływ na świat makroskopowy. Głównym zagrożeniem, jakie sofony stanowią dla ludzkości, jest to, że zakłócają eksperymenty w zakresie fizyki wysokiej energii, co prowadzi do błędnych rezultatów, oraz tworzą sieć splątania kwantowego, która śledzi, co się dzieje na Ziemi. W stanie mikroskopowym sofon nie może zabijać i nie może przypuścić ataku na nikogo i na nic. Jeśli sofon chce uzyskać większy wpływ na świat makroskopowy, może to osiągnąć tylko dzięki rozwinięciu się w mniejszej liczbie wymiarów. Zresztą nawet w takiej sytuacji skutki jego działania są bardzo ograniczone, ponieważ rozwinięty w mniejszej liczbie wymiarów w świecie makroskopowym jest on bardzo słaby. Teraz, gdy ludzkość stworzyła skuteczny system obrony, sofony nie mogą tego zrobić, nie stwarzając nam jednocześnie okazji do ich zniszczenia. Uważam, że główne środki przekazu powinny wykonywać lepszą pracę i rozpowszechniać te