Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Cixin Liu
Издательство: PDW
Серия: s-f
Жанр произведения: Научная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788380628427
Скачать книгу
są „machinacje” i „udawanie”?

      Evans nic nie odpowiedział.

      Ludzkie narządy komunikacji są ewolucyjnym mankamentem, konieczną kompensatą niezdolności waszych mózgów do emitowania wystarczająco silnych fal. To jeden z waszych biologicznych słabych punktów. Bezpośrednia ekspozycja myśli jest lepszą, bardziej wydajną formą komunikacji.

      – Mankament? Słaby punkt? Nie, Panie. Mylisz się. W tej sprawie całkowicie się mylisz.

      Tak uważasz? Pozwól, że o tym pomyślę. Szkoda, że nie możesz ujrzeć moich myśli.

      Tym razem przerwa trwała dłużej. Gdy minęło dwadzieścia minut i nie pokazał się żaden tekst, Evans przeszedł z dziobu na rufę i przyglądał się ławicy ryb wyskakujących z wody i kreślących na powierzchni oceanu łuki, które lśniły srebrzyście w świetle gwiazd. Przed kilkoma laty spędził trochę czasu w łodzi rybackiej na Morzu Południowochińskim, badając wpływ nadmiernych połowów ryb na formy życia na wybrzeżu. Rybacy nazywali to zjawisko „przejściem smoczych żołnierzy”. Evansowi wydawało się to słowami rzutowanymi na oko oceanu. Potem zobaczył tekst przed własnymi oczami.

      Masz rację. Kiedy wracam do tych dokumentów, rozumiem je teraz trochę lepiej.

      – Musisz pokonać długą drogę, Panie, zanim naprawdę zrozumiesz ludzkie sprawy. Trochę się boję, że nigdy ci się to nie uda.

      Rzeczywiście są bardzo skomplikowane. Na razie wiem tylko, dlaczego nie rozumiałem ich wcześniej. Masz rację.

      – Potrzebujesz nas, Panie.

      Boję się was.

      Na tym rozmowa się skończyła. Była to ostatnia wiadomość, jaką Evans otrzymał z Trisolaris. Stał na rufie i patrzył na śnieżnobiały kadłub Dnia Sądu Ostatecznego niknący w mglistej nocy jak uciekający czas.

      CZĘŚĆ I

      WPATRUJĄCY SIĘ W ŚCIANĘ

      3 rok ery kryzysu

Odległość floty trisolariańskiej od Układu Słonecznego: 4,21 lat świetlnych

      „Wygląda tak staro…”

      Była to pierwsza myśl Wu Yue na widok Tanga, ogromnego okrętu w budowie, skąpanego w błyskach łuków elektrycznych. Oczywiście wrażenie to powodowały niezliczone, pozostałe po spawaniu zaawansowaną techniką gazową plamy na płytach stali manganowej pokrywających kadłub prawie ukończonej jednostki. Bezskutecznie starał się wyobrazić sobie, jak wspaniale i nowocześnie będzie wyglądał okręt pomalowany świeżą warstwą szarej farby.

      Właśnie zakończyły się czwarte manewry z udziałem Tanga. Podczas dwóch miesięcy dowódcy okrętu, Wu Yue i Zhang Beihai, którzy stali teraz obok siebie, pełnili niewdzięczną rolę. Dowódcy zgrupowania bojowego kierowali w morze formacje niszczycieli, okrętów podwodnych i statków zaopatrzenia, natomiast Tang, na którym wciąż trwały prace montażowe, stał w doku, więc zwykłe miejsce lotniskowca albo zajmował okręt ćwiczebny Zheng He, albo w ogóle pozostawało puste. Podczas szkoleń Wu Yue często patrzył z nieobecnym wyrazem twarzy na pusty pas morza, którego powierzchnia, zakłócona przecinającymi się kilwaterami przepływających okrętów, niespokojnie falowała, zupełnie jak jego nastrój. W takich chwilach nieraz zadawał sobie pytanie: „Czy to puste miejsce zostanie kiedykolwiek wypełnione?”.

      Kiedy patrzył na nieukończonego Tanga, widział nie tylko jego wiek, ale sam upływ czasu. Lotniskowiec wydawał się potężnym, starożytnym, opuszczonym fortem, jego usiany plamami kadłub kamiennym murem, deszcz iskier sypiących się z rusztowania roślinami porastającymi te kamienie… jakby nie był to statek w budowie, lecz stanowisko archeologiczne.

      Bojąc się podążać tym torem myślenia, Wu Yue skierował uwagę na Zhang Beihaia.

      – Jak się czuje twój ojciec? – zapytał. – Jest jakaś poprawa?

      Zhang Beihai pokręcił głową.

      – Nie. Po prostu jeszcze się trzyma.

      – Poproś o urlop.

      – Poprosiłem, kiedy pierwszy raz poszedł do szpitala. W obecnej sytuacji zajmę się tym, gdy nadejdzie czas.

      Potem umilkli. Tak przebiegała każda ich rozmowa. Oczywiście kiedy chodziło o pracę, mieli sobie więcej do powiedzenia, ale zawsze był między nimi jakiś niewidzialny mur.

      – Beihai, nasza służba nie będzie już taka jak dawniej. Myślę, że skoro dzielimy to stanowisko, powinniśmy się lepiej porozumiewać.

      – Dawniej porozumiewaliśmy się całkiem dobrze. Niewątpliwie dowództwo skierowało nas na Tanga dzięki naszej owocnej współpracy na Chang’anie.

      Zhang Beihai roześmiał się, ale Wu Yue nie wiedział, co ma znaczyć ten śmiech. Zhang z łatwością zaglądał w głąb duszy każdego na okręcie, zarówno kapitana, jak i zwykłego marynarza. Przejrzał na wylot Wu Yue, ale ten nie potrafił przejrzeć Zhanga. Był pewien, że jego śmiech nie był udawany, ale nie rozumiał, jaka była jego przyczyna. Owocna współpraca nie była tożsama z dobrym zrozumieniem. Nie ulegało wątpliwości, że Zhang Beihai był najbardziej kompetentnym oficerem politycznym na okręcie, solidnym, analizującym z absolutną precyzją każde zagadnienie, ale jego świat wewnętrzny pozostawał dla Wu Yue nieprzenikniony. Wu zawsze miał wrażenie, jakby Zhang Beihai mówił: „Po prostu zrób to tak. To najlepszy albo najwłaściwszy sposób. Ale tak naprawdę nie tego chcę”. Początkowo było to niejasne wrażenie, ale z czasem Wu Yue doszedł do wniosku, że jest tak naprawdę. Oczywiście wszystko, co robił Zhang Beihai, było zawsze najlepszym albo najwłaściwszym w danej sytuacji posunięciem, ale Wu Yue nie miał pojęcia, czego on tak naprawdę chce.

      Wu Yue trzymał się jednej zasady: dowodzenie okrętem jest niebezpiecznym zajęciem, a zatem obaj dowódcy muszą znać swoje myśli. Stwarzało to dla niego trudny problem. Najpierw sądził, że Zhang Beihai ma się przed nim na baczności, co mu ubliżało. Czy na stanowisku kapitana niszczyciela był ktoś bardziej otwarty i prostolinijny niż on? „Czy jest we mnie coś, przed czym trzeba się strzec?”

      Kiedy ojciec Zhang Beihaia był przez krótki czas ich przełożonym, Wu Yue zwierzył mu się, jak trudno rozmawia mu się z komisarzem.

      – Czy nie wystarczy dobrze wykonywać zadania? Dlaczego musisz wiedzieć, co on myśli? – odparł łagodnie generał, po czym, być może mimowolnie, dodał: – Szczerze mówiąc, ja też nie wiem.

      – Przyjrzyjmy mu się bliżej – powiedział Zhang Beihai, wskazując na Tanga prześwitującego przez iskry.

      Akurat wtedy zaterkotały ich telefony – obaj otrzymali wiadomość, by wrócić do samochodu. Zazwyczaj oznaczało to sytuację nadzwyczajną, bo tam znajdował się sprzęt umożliwiający rozmowę na linii zabezpieczonej przed podsłuchem. Wu Yue otworzył drzwi pojazdu i podniósł słuchawkę. Dzwonił doradca ze stanowiska dowodzenia.

      – Kapitanie Wu, dowództwo floty wzywa pana i komisarza Zhanga do natychmiastowego stawienia się w Sztabie Głównym.

      – W Sztabie Głównym? A co z ćwiczeniami piątej floty? Połowa zgrupowania jest na morzu, reszta dołączy jutro.

      – Nic mi o tym nie wiadomo. Rozkaz jest jasny. Może się pan zapoznać ze szczegółami, kiedy pan wróci.

      Kapitan i komisarz polityczny wciąż niezwodowanego Tanga popatrzyli na siebie, a potem nastąpiła jedna z tych rzadkich chwil podczas lat wspólnej służby, kiedy pomyśleli to samo: „Wygląda na to, że ten pas wody pozostanie pusty”.

      Fort Greely na Alasce. Kilka