Gdybym umiał się uśmiechnąć, teraz bym to zrobił. Strasznie mnie śmieszy wizja tłustego Spajka, który posapując, ściga zwinną, szybką jak strzała myszkę. Przy czym co do meritum, ma rację: ja też nie jestem fanem polowań. Ale ponieważ wydaje mi się, że Odetcie wcale by się to nie spodobało, nie odzywam się ani słowem.
Karmelek wyczołguje się ze swojej kryjówki. Jemu jest to najwyraźniej zupełnie obojętne.
– Nie, Odetto, ja też nie jestem jakimś wielkim myśliwym. I wcale nie uważam, żeby upolowane jedzenie było smaczniejsze. Najczęściej w zupełności zadowalam się tym, co ludzie włożą mi do miseczki.
Ciekawe! A więc Karmelek jednak mieszka z ludźmi. Nawiasem mówiąc, zastanawiam się, kto pozwala takiemu skołtunionemu kotu latać po podwórku! Gdybym wyglądał tak okropnie jak Karmelek, Anna już dawno zorganizowałaby mi kąpiel z czesaniem.
– Prrrrych! – Odetta prycha lekceważąco. – Miska! Szkoda gadać! W takim razie jedzcie sobie, co chcecie, chłopaki. Uważajcie tylko, żeby koci morderca nie dobrał się wam do skóry! – Po tych słowach znika w bramie podwórza.
– A ją co ugryzło? – dziwi się Karmelek.
Ja też, zaskoczony, spoglądam w stronę, w którą pobiegła Odetta. Takie fochy wcale do niej nie pasują.
Spajk kręci głową.
– Mówcie sobie, co chcecie, ale z Odettą coś jest nie tak.
– Co masz na myśli? – dopytuję.
– No co, słyszeliście kiedyś, żeby Odetta opowiadała o domu? Cokolwiek? Na przykład o istocie dwunożnej, z którą mieszka? Nie trzeba się od razu tak bratać z ludźmi jak ty, Winstonie, ale kocie życie całkiem bez człowieka też nie jest zbyt przyjemne.
Bratać się z ludźmi? Chyba mu odbiło! Czy on sądzi, że jestem jakimś mięczakiem i tańczę, jak Stanisław mi zagra? Kompletna bzdura, bo w rzeczywistości to ja rządzę w domu. No dobra. Może tak naprawdę rządzi babuszka. Ale co do reszty, w sumie Karmelek ma rację: po pierwsze, życie w ogóle bez istot dwunożnych nie byłoby zbyt fajne, a po drugie, Odetta faktycznie nigdy nic nie mówi o domu.
– Hm, to prawda, właściwie nic nie wiemy o ludziach Odetty – przytakuję więc. – Ale dlaczego akurat teraz przyszło ci to na myśl?
Spajk przekrzywia głowę.
– No przecież to jasne jak słońce: Karmelek i ja opowiadamy, że nasi otwieracze puszek z jedzeniem całkiem dobrze o nas dbają, a Odetta się zmywa. Trochę dziwne, no nie? Jak gdyby był to temat, z którym nie bardzo sobie radzi.
– Och, Spajk – Karmelek wzdycha. – Od razu widać, że mieszkasz z psim cholągiem. Czy raczej, w przypadku Ramony, z psią cholążką.
Psią… co? Zdezorientowany patrzę to na Spajka, to na Karmelka. Spajk wydaje z siebie odgłos przypominający beczenie. To pewnie ma być chichot.
– To prawda, Karmelku. Moja Ramona raczej nie da sobie nic powiedzieć.
Aha. A więc Ramona jest psią cholążką. Ale co to, u diabła, w ogóle znaczy? Czy ma coś wspólnego z psem? Jeśli tak, byłbym to jeszcze w stanie zrozumieć, ale co to jest „choląg” albo „cholążka”, już zupełnie nie mam pojęcia. Poza tym, dlaczego akurat pies, skoro Ramona ma kota?
W ogóle ta Ramona jest chyba trochę dziwna. Jakaś taka mało serdeczna. Raczej oschła. Na przykład tych biednych ludzi, którzy chcieli porozmawiać z nią o Biblii, potraktowała bardzo ostro. No cóż, może ludzie mają nieco inne pojęcie o uprzejmości i serdeczności niż ja.
– Winstonie? – Wyrywa mnie z zamyślenia głos Spajka.
– Tak?… Że co proszę?
– Sprawiasz wrażenie nieobecnego duchem. Tak bardzo cię nudzimy?
– Ależ skąd! Tylko wydaje mi się, że Ramona chyba nie jest specjalnie przyjacielska. I nie sądzę, żeby lubiła psy. Przynajmniej tak wynika z tego, co o niej usłyszałem.
Oczy Spajka robią się coraz większe i większe.
– Co takiego? Psy? Ramona? A skąd ci to przyszło do głowy?
– No, przez tę psią cholążkę. To przecież musi być ktoś, kto szczególnie dobrze zna się na psach, prawda?
Spajk parska, przewraca się na ziemię i tarza zapamiętale. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że się ze mnie naśmiewa.
– Wiesz co, stary, naprawdę się zastanawiam, jakim cudem robisz tu za eksperta od spraw ludzi – prycha. – Przecież ty nie masz o nich zielonego pojęcia!
Karmelek też najwyraźniej świetnie się bawi.
– Ależ Winstonie, psi choląg to ktoś, kto bardzo dobrze zna się na innych ludziach. Obserwuje, co mówią i jak się zachowują, i potrafi dość dokładnie określić, co naprawdę myślą. Albo jak się w danej chwili czują.
Wszechmocna sardynko w oleju! To naprawdę fascynujące.
– Ale dlaczego właśnie tak się nazywa? – dopytuję.
Karmelek przekrzywia głowę.
– Skąd ja to mogę wiedzieć? Ale faktycznie jest tak, że psi choląg potrafi czytać w cudzych myślach.
– O rany! – wołam zachwycony. – I ta Ramona też to potrafi?
Karmelek i Spajk nabożnie kiwają głowami.
– Właśnie tak. Skończyła specjalne studia. Psią cholągię – wyjaśnia Spajk z ważną miną. – Na uniwersytecie. I dlatego u niej w pokoju wisi taka wielka kartka. Jest na niej napisane, że potrafi zajrzeć innym ludziom do głowy. To jest jej dyplom.
No dobra. Na kimś takim jak ja, Winston Churchill, nie robi to oczywiście wrażenia. Przecież profesorski kot dobrze wie, że tytuł profesora jest znacznie ważniejszy od jakiegoś tam dyplomu. U Stanisława też prawdopodobnie wala się gdzieś jakiś dyplom, znacznie większy niż ta kartka Ramony. Muszę jednak przyznać, że zaglądanie do głowy to jest jednak coś.
Też bym tak chciał. Jakie to były piękne czasy, kiedy z Darią czytaliśmy sobie w myślach! Ale że ludzie mogą coś takiego studiować? Super!
Rzeczywiście jestem odrobinę zazdrosny o to, że umiejętności Ramony najwyraźniej trochę przeszły na grubego Spajka. W każdym razie natychmiast się zorientował, że Odetta ma jakiś problem, kiedy rozmawiamy o miskach i o tym, co ludzie do nich wkładają. Jak się nad tym dobrze zastanowić, właściwie o wiele za mało o niej wiem. To niedobrze, bo z całą pewnością jest dla mnie najwspanialszą kotką na świecie. Postanawiam baczniej przyjrzeć się Odetcie w przyszłości. To znaczy, jeszcze baczniej. O ile w ogóle można się jeszcze bardziej przyglądać. Może się dowiem, dlaczego Odetta ma jakiś problem z miską. Albo z istotami dwunożnymi.
Przed powrotem do domu postanawiam poszukać Odetty. Śnieg na chodniku skrzypi, gdy przysiadając na chwilę, wygniatam w nim zadkiem niewielkie wgłębienie. O rany, jak mi zimno. Zdecydowanie wolę lato. W ogóle uważam, że śnieg to właściwie granda. I nie mogę pojąć tej przesadnej radości, jaką okazuje Daria i jej przyjaciele, Tomek i Paula, gdy tylko polecą z nieba pierwsze białe płatki. Najwyraźniej ludzie nie mają pojęcia, jak bardzo marzną moje delikatne kocie łapki w zetknięciu ze śniegiem!
Szkoda, Odetty nie widać na ulicy ani po lewej, ani po prawej stronie. Chcąc nie chcąc, muszę się chyba przedrzeć przez