Nie mijają nawet trzy sekundy i wyskakuję przez klapkę w drzwiach na korytarz. Kącikiem ucha słyszę jeszcze, jak Beata znowu zaczyna bardzo głośno i bardzo fałszywie wyć pieśń, która nijak nie kojarzy się ze świętami, nawet gdyby człowiek nie wiadomo jak się starał. Interesujące jest jedynie, że to pieśń o rybie – chyba była tam mowa o pstrągu z rączego strumienia. No cóż, to akurat coś naprawdę pysznego, ale i tak się cieszę, że udało mi się umknąć z tego rodzinnego piekiełka. Myślę, że poszukam na dworze mojej kociej przyjaciółki Odetty.
Odetta jest przepiękną białą kotką, która niemal całe dnie spędza na podwórzu naszej kamienicy. Dawniej, kiedy byłem jeszcze leniwym domowym kocurem, który nie miał odwagi wyjść na zewnątrz, powiedziałbym, że jest dachowcem. Ale potem do mojego i Stanisława mieszkania wprowadziła się Daria ze swoją mamą, Anną. Na początku wcale nie byłem zachwycony wizją dzielenia się moją kanapą z jakimś dzieckiem. Ale z czasem ja i Daria coraz bardziej się zaprzyjaźnialiśmy i w końcu odważyłem się wyruszyć w świat, który rozciąga się poza moimi własnymi czterema ścianami. Od tamtej pory wiem, że Odetta nie jest żadnym dachowcem, tylko łowczynią przygód! I do tego najpiękniejszą na świecie! Zawsze, kiedy widzę Odettę, serce zaczyna mi bić jak oszalałe. Do tego wszystkiego ta kocia piękność jest jeszcze szaleńczo mądra i chyba to właśnie najbardziej mi się w niej podoba. Uwielbiam inteligentne kobiety!
Latem Odetta wraz z dwoma pozostałymi podwórzowymi kotami, Spajkiem i Karmelkiem, siaduje często na daszku wiaty śmietnika. Ale teraz, zimą, ta trójka znalazła sobie inne miejsce: murek koło klapy wywietrznika pralni! Jest tam znośnie nawet w czasie większych mrozów, bo klapa znajduje się w osłoniętym od wiatru kącie, a z pralni, od suszarek, przez cały czas napływa przyjemnie ciepłe powietrze.
I rzeczywiście, Odetta, Spajk i Karmelek także i teraz siedzą w swojej zimowej kwaterze. Drzemią sobie, ciasno przytuleni. Mimo grudniowego chłodu wygląda to naprawdę bardzo miło!
Podkradam się do nich i głośno miauczę na powitanie. Wzdrygają się i gramolą na równe łapy.
– Heloł, ziom – mówi Spajk i przeciąga się leniwie. To gruby, pręgowany kocur, raczej bardzo łagodny, ale nie wolno go lekceważyć. – Z jakiej to okazji spotkał nas ten zaszczyt w takim mroźnym dniu? Myślałem, że macie w domu imprezkę?
– A ty skąd wiesz? – pytam zaskoczony.
– Trudno nie zauważyć. A dokładniej rzecz biorąc: nie usłyszeć, gdy ta straszna kobieta z rozdzierającym głosem przybywa do twojego biednego pana z całym swoim majdanem. – Spajk chichocze. – Naprawdę się cieszę, że moja ludzka współlokatorka nie przepada za towarzystwem. Przynajmniej jeśli chodzi o istoty dwunożne.
Kiwam głową.
– No cóż, co ja mogę powiedzieć? Też bym wolał, żeby Beata zaoszczędziła nam swego towarzystwa. Ale niestety w czasie Gwiazdki to jest niemożliwe – wzdycham.
Spajk patrzy na mnie z zainteresowaniem.
– A co to właściwie… ta Gwiazdka? – pyta.
– Nie wiesz, co to jest Gwiazdka? – Wlepiam w niego wzrok.
– Nie, a skąd miałbym wiedzieć?
– Bo każdy to wie! Wszyscy ludzie obchodzą Gwiazdkę i każdy kot, kotka czy kocur, który spędził ze swoim człowiekiem więcej niż rok, po prostu wie, co to jest Gwiazdka.
Spajk przekrzywia głowę.
– Mieszkam z moim człowiekiem już kilka lat i z własnego doświadczenia nie znam żadnej Gwiazdki. Wiem tylko, że moja pani, Ramona, powtarza, że nie będzie brać udziału w tym całym szaleństwie.
Co racja, to racja! Pewnie zna Beatę i się boi, że Beata do niej też mogłaby przyjść na Gwiazdkę.
Karmelek odchrząkuje.
– No dobra, Spajk. To ja ci powiem, co to jest Gwiazdka. Mnie także zajęło sporo czasu zrozumienie, o co w tym wszystkim chodzi. Ale teraz już wiem: ludzie świętują Gwiazdkę, żeby w tej ciemnej porze roku zapalić jak najwięcej świec w mieszkaniu i w różnych innych miejscach. Dlatego istoty dwunożne stawiają w domach choinki i wieszają na nich światełka – to coś w rodzaju ogromnego świecznika.
Hę? Co to za dyrdymały? Ten Karmelek faktycznie nie ma o niczym pojęcia! Ale wcale mnie to nie dziwi. Nie jestem pewien, czy ten bury, mocno rozczochrany kot kiedykolwiek mieszkał z człowiekiem. Wydaje mi się, że przez całe życie tylko się włóczy z innymi kotami. Skąd w takim razie miałby wiedzieć, czym jest Gwiazdka?
– Karmelku, wybacz, że cię poprawiam. – (Prawdę mówiąc, nawet mnie to cieszy, bo w gruncie rzeczy fajnie jest wytknąć mu niewiedzę). – Opowiadasz jednak o Gwiazdce jakieś bzdury. Zastanów się: kiedy Gwiazdka się kończy, w mieście dalej jest dość ciemno, ale nikt już nie trzyma w domu drzewka ze światełkami. Wszystkie choinki lądują na ulicy, aż w końcu przyjeżdża śmieciarka i je zabiera.
Spajk i Odetta chichoczą cichutko.
Karmelek piorunuje mnie wzrokiem.
– No oczywiście! Przecież ty jesteś PAN WSZYSTKOWIEDZĄCY! Skoro tak wszystko wiesz lepiej, to może nam wytłumaczysz, co to jest ta Gwiazdka.
Odchrząkuję i prostuję się. Stanisław zawsze tak robi, kiedy przygotowuje w domu nowy wykład na uczelnię. Wtedy mówca wygląda na bardzo ważną osobę.
– Podczas Gwiazdki ludziom przede wszystkim chodzi o jedzenie. Gdy jest zima, nic nie rośnie na polach ani na drzewach i ludzie boją się wielkiego głodu. Dlatego wymyślili Gwiazdkę. Wtedy jedzą, ile wlezie, można by powiedzieć, że się najadają na zapas, na ciężkie czasy. A zatem Gwiazdka to taki trening przeżycia dla ludzi. Dzięki niemu pamiętają o tym, by zawsze, jak tylko jest okazja, jeść do syta.
Spajk, Karmelek i Odetta gapią się na mnie. Potem Odetta zaczyna rzęzić i sapać, a w końcu przewraca się na bok. Cóż to, zasłabła? Może pod wpływem niewiarygodnej błyskotliwości mojego wykładu? Podobno kobiety tak mają: często mdleją z zachwytu. Na przykład gdy spotkają gwiazdę rocka. Albo słynnego aktora filmowego. Albo właśnie wtedy, kiedy ktoś tak wspaniale im wytłumaczy, na czym polega świętowanie Gwiazdki.
A więc niewątpliwie Odetta zemdlała z wrażenia: ja, Winston Churchill, jestem po prostu półtora gościa!
O zbawicielach świata, sosie z tuńczyka i złych ludziach
Powoli Odetta mogłaby się już ocknąć z tego swojego omdlenia wywołanego zachwytem. Tymczasem cały czas leży między Spajkiem i Karmelkiem, a jej rzężenie przeszło w sapanie. Kiedy się dokładniej przysłucham, zdaje mi się, że słyszę śmiech. To bardzo zastanawiające!
– Winstonie – mówi wreszcie Odetta z niejakim trudem. – Jak to jest, że ty przez cały czas myślisz o jedzeniu?
Chwila moment, a co to ma ze mną wspólnego? Ja tylko wyjaśniłem, dlaczego ludzie obchodzą Gwiazdkę.
Odetta gramoli się do góry i patrzy na mnie, przekrzywiając głowę.
– Naprawdę wierzysz w tę historię z treningiem przeżycia?
– Oczywiście. – Kiwam głową. – O to właśnie chodzi na Gwiazdkę: żeby zjeść jak najwięcej!
Odetta wzdycha.
– Winstonie, jak długo mieszkasz już z ludźmi? – pyta. I to tonem,