Stanisław kiwa głową.
– Tak, ma pani rację. U nas większość ludzi bardzo uroczyście obchodzi Wigilię w rodzinnym gronie. Ja jednak w ostatnich latach raczej tego unikałem. Nie przepadam za Bożym Narodzeniem.
Babuszka mierzy go wzrokiem.
– Da, da, tak właśnie myślałam. Ale w tym roku zrobi pan inaczej. Zaprosi pan tutaj jeszcze raz całą swoją rodzinę. I będziemy razem świętować: profesor, Anna, Daria, babuszka, mamuszka Gradowa, siostra, brat i ta straszna Beata z dzieciakami. I może jeszcze Olga z Tadeuszem i dzidziusiem. Jeśli będziemy razem obchodzić Boże Narodzenie, to staniemy się prawdziwą rodziną.
Co? Mam nadzieję, że ta propozycja nie jest na serio! Cała ta banda jeszcze raz tutaj? Gdybym był psem, to bym zawył. A tak pozostaje mi tylko pomiaukiwać sobie pod nosem. Szybki rzut oka na mojego współlokatora: tak, Stanisław też raczej nie wygląda na zachwyconego. Zupełnie przeciwnie niż Anna, która z entuzjazmem klaszcze w dłonie i się rozpromienia. Wizja siedzenia przy choince razem z tą głupią Beatą najwyraźniej się jej podoba.
Stanisław bierze głęboki wdech, a potem odchrząkuje. No jasne, trzeba mieć trochę odwagi, żeby powiedzieć dziarskiej babuszce, że jej pomysł naprawdę jest do bani!
– Pani Kowalenko, to doskonały pomysł. Tak zrobimy, prawda, wróbelku?
Anna nie odpowiada, zamiast tego rzuca się Stanisławowi na szyję i daje mu całusa.
Plakat i doskonały plan. I chiński cesarz
Zaciekawiony spoglądam Darii przez ramię i próbuję odcyfrować, co takiego smaruje właśnie grubym mazakiem na kartce papieru. Siedzi na podłodze, tyłem do mnie, a ja się wygodnie rozpieram na łóżku, żeby mieć lepszy widok.
Jeszcze przed chwilą byłem straszliwie zmęczony, bo babuszka przesadziła dzisiaj z obiadem i spożyłem stanowczo zbyt dużo wątróbek drobiowych. Ale mimo śpiączki z przeżarcia podrywam się na równe łapy. Chodzi o tego drania, który nienawidzi kotów! Tego strasznego truciciela zwierząt, o którym Daria opowiadała kilka dni temu! Zsuwam się po krawędzi łóżka i przytulam jak najmocniej do ramion Darii, które znalazły się teraz na tej samej wysokości co ja. Doskonale! Teraz widzę jeszcze lepiej.
Daria odsuwa mnie z powrotem na materac.
– Hej, Winston, nie mogę pisać, kiedy mi wchodzisz na głowę.
Na głowę? Jaką głowę? Dlaczego Daria mówi o głowie? Patrzę na nią zdziwiony.
Daria się śmieje.
– Ojej, tak się tylko mówi, kiedy ktoś komuś bardzo przeszkadza. Takie ludzkie powiedzonko, rozumiesz?
Aha! Trzeba było od razu powiedzieć. Mruczę potakująco. Ale i tak się nie dam przegonić, za bardzo interesuje mnie ta historia!
Daria wzdycha i wraca do swojej kartki.
Drodzy właściciele psów i kotów!
Szaleniec, który nienawidzi zwierząt, czyha na życie waszych pupili. Rozrzuca zatrute kąski: kawałki pasztetu, sardynki w oleju i inne rzeczy, które na pierwszy rzut oka wyglądają jak przysmaki. Ale zwierzęta, które to zjadły, bardzo chorują i mogą nawet umrzeć. A więc nie pozwólcie swoim psom i kotom jeść niczego z ulicy!!!
Miau!!! Po grzbiecie przebiega mi zimny dreszcz. Oczami duszy widzę Spajka zwijającego się w boleściach po spożyciu jakiejś bardzo apetycznej sardynki w oleju, która leżała na skraju drogi. Nie, nie, uspokajam sam siebie, przecież Spajk został ostrzeżony i jest bezpieczny. Ale Daria ma całkowitą rację. Musimy powiadomić innych, żeby nie przydarzyło się jakieś nieszczęście. Zadaję sobie jednak pytanie, do ilu istot dwunożnych można dotrzeć za pomocą takiej jednej karteczki. W zamyśleniu biję ogonem na prawo i lewo, zastanawiając się, gdzie najlepiej wywiesić tę informację.
– Jak tam, wszystko w porządku, Winstonie? – Daria mierzy mnie wzrokiem i gładzi po grzbiecie. – Wyglądasz na bardzo spiętego. Ciągle cię jeszcze boli brzuch? Czy może ten temat tak cię rusza?
Miauczę głośno.
– Świetnie to rozumiem. – Daria kiwa do mnie głową. – Trudno pojąć, że człowiek może robić coś tak podłego. Jak już napiszę do końca, skserujemy to ogłoszenie, a potem razem z Paulą i Tomkiem porozwieszamy w całej dzielnicy. To na pewno pomoże, Winstonie!
Aha, tak Daria chce to zrobić! Faktycznie bardzo przemyślny plan! I oczywiście znacznie bardziej skuteczny niż rozmowa z każdą z istot dwunożnych z osobna. Zastanawiam się, czy ja mogę dotrzeć do większej liczby kotów. Jasne, dobrze, że ostrzegłem moich przyjaciół na podwórzu, ale co znaczą trzy koty, skoro na samej naszej ulicy jest ich pewnie ponad setka. A może i więcej!
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.