Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Magdalena Witkiewicz
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8075-710-3
Скачать книгу
nie ma jego szczoteczki do zębów, nie ma jego wody po goleniu… nie ma go tutaj.

      – Wiesz dobrze, jaka jest sytuacja…

      – Sytuacja? Nie widzisz faceta prawie rok, a wciąż na niego czekasz? Ile będziesz jeszcze czekać? – pytał podniesionym głosem. – Dziesięć lat? Dwadzieścia? Czy ty jesteś jakąś męczennicą?

      – Czarek, myślałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi…

      – Tylko przyjaciółmi? Z tobą? Nie da się! Za późno, Justyna, za późno!

      – Czarek, przepraszam… – Skryłam twarz w dłoniach.

      – Nic nie mów! Nic już nie mów… – powtórzył. – Wychodzę. Nie wiem, przemyśl to wszystko, ja też to wszystko przemyślę, bo to, co robisz, jest kompletnie bez sensu.

      – Czarek, nie wychodź… – prosiłam. – Piłeś przecież.

      – Tylko łyka – warknął i zniknął za drzwiami.

      Usiadłam przy stole nakrytym dla dwóch osób i przy dwóch pełnych kieliszkach wina. Najpierw duszkiem wypiłam jeden, przeznaczony dla mnie, a potem ten, którego Cezary nie zdążył wypić. Nie pomogło. Sięgnęłam po wino i prosto z butelki wlałam w siebie całkiem sporo.

      Przed oczami przewijały mi się wspomnienia związane z Michałem. Nasze randki, studenckie czasy, jego śmiech i bardzo, bardzo niebieskie oczy, które zawsze na mnie patrzyły z taką fajną czułością. A Cezary? Był taki… swojski. Codzienny. A przede wszystkim był blisko. Już prawie nie pamiętałam, jak pachnie Michał, na pewno gdybym poczuła ten zapach, wiedziałabym, że to on, ale zaczęłam się zastanawiać, czy ja nie żyję tylko wspomnieniami.

      Pewnie Magda by mi powiedziała, że jestem młoda, że nie powinnam czekać na kogoś, kto nigdy pewnie już do mnie nie wróci. Ja w dalszym ciągu wierzyłam, że jeszcze będziemy razem. Przecież ja, do cholery, nigdy nie dałam do zrozumienia Cezaremu, że między nami może być coś więcej! W moim mieszkaniu wszędzie stały ramki ze zdjęciami z wakacji, na których Michał mnie czule obejmował. Pocztówki ze Stanów, zasuszone kwiaty. Tak, te wszystkie suszone róże przytargałam z mojego panieńskiego pokoju do kawalerki, w której teraz mieszkałam. Nawet ten wielki bukiet, który dostałam od niego na pożegnanie. Był już zakurzony, osypywał się i miałam go sprzątnąć, ale po prostu nie mogłam. To byłoby tak, jakbym się z nim miała pożegnać na zawsze. Nie z bukietem, z Michałem.

      On nawet jeszcze nie był w tym mieszkaniu. Tak bardzo chciałam mu je pokazać. Na razie ograniczyłam się tylko do wysyłania mu zdjęć. Wiadomo jednak, że zdjęcia nie oddają wszystkiego.

      Kolejny łyk wina.

      Do cholery, dlaczego nie mogło zostać tak, jak było?! Najchętniej chciałabym mieć ich obu. By obaj wiedzieli o swoim istnieniu i kompletnie nie mieli nic przeciwko swojej wzajemnej obecności w moim życiu.

      Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Nie mogłam się doliczyć, która godzina była u Michała. Nigdy do niego nie dzwoniłam. To on to zawsze robił. Tym razem wybrałam jego amerykański numer. Nie odbierał, więc napisałam mu wiadomość:

      Kocham Cię. Tęsknię. Nie chcę żadnego domu, nie chcę pieniędzy, wracaj do mnie. Teraz. Szybko. Naprawdę Cię potrzebuję.

      Zasnęłam na sofie przed telewizorem. Gdy się obudziłam, czekał na mnie mail.

* * *

      From: Michał Wilk

      To: Justyś B.

      Subject: nie da się

      Date: December 1, 2000

      Kochanie, to nie takie proste. Jeszcze trochę. Jeszcze trochę…

      Pewnie śpisz, ale gdy się obudzisz, zajrzyj na nasz czat. Będę jeszcze tutaj przez chwilę.

      Wolf

* * *

      Obudziłam się zaraz, gdy usłyszałam powiadomienie. Od niedawna mieliśmy sieć osiedlową i miałam stałe łącze internetowe. Od razu zalogowałam się na czat, na którym zwykle pisywaliśmy. Teraz pewnie zdzwonilibyśmy się na Skypie, wtedy nie było to takie proste. Kilka portali miało swoje czaty, gdzie można było porozmawiać nie tylko w „pokojach” tematycznych, ale również prywatnie.

      Zalogowałam się.

      Justyna: Ile to jest „trochę”?

      Siedział akurat przed komputerem, bo od razu odpisał.

      Michał: Nie wiem, naprawdę nie wiem.

      Justyna: Zapomniałam, jak pachniesz, nie pamiętam twojego dotyku, zapomniałam już, co to seks.

      Michał: Justyna…

      Justyna: Michał, właściwie dlaczego ty nie chcesz wrócić? Co cię tam trzyma?

      Michał: Zobowiązania. Wiesz przecież.

      Justyna: Tutaj też masz zobowiązania. Masz mnie.

      Michał: Justyna, rozmawialiśmy o tym wielokrotnie.

      Justyna: Michał, to nie jest normalne, ja tutaj, ty tam.

      Michał: Zawsze możesz przyjechać.

      Justyna: I co ja tam będę robić? Pracować na zmywaku, gnieżdżąc się w mieszkaniu z innymi Polakami, którzy szukają szczęścia? Ja mam tutaj dobrą pracę, mieszkanie, tylko brakuje mi miłości.

      Michał: Może ci się znudziło czekanie?

      Justyna: Tak, znudziło mi się! Masz rację! Bardzo mi się znudziło.

      Michał: Rozumiem. Śpij spokojnie.

      Uciął tę rozmowę i tej nocy już się do mnie nie odezwał. Ja dopiłam resztkę wina, po czym poszłam do łazienki i wszystko zwymiotowałam.

* * *

      Tamten wieczór nie należał do najbardziej udanych. Zasnęłam i obudziłam się bardzo późno. Z nadzieją zerknęłam na telefon. Żadnych nieodebranych połączeń. Czarek nie dzwonił. Skrzynka mailowa również była pusta.

      Poszłam do kuchni. Na stole leżały nie do końca pokrojone pomidory i zeschnięta mozzarella. Skrzywiłam się. Nalałam sobie wody z kranu do butelki po coca-coli, pomoczyłam ręcznik, który przyłożyłam do czoła i wróciłam do łóżka. Nad nim wisiało nasze zdjęcie. Z wakacji na Mazurach, gdy pływaliśmy jachtem, wtedy… wtedy kochaliśmy się po raz pierwszy. Nie wyszło, ale czułość Michała wynagrodziła nam wszystko.

      Życie naprawdę przypominało huśtawkę. Raz fruwasz wysoko, wysoko, by zaraz potem z hukiem spaść na ziemię i mocno się potłuc.

* * *

      Z Czarkiem spotkałam się potem jeszcze tylko raz. Minęłam go w galerii handlowej. Stał z jakąś kobietą. Rozmawiali, a on z uśmiechem poprawiał jej niesfornie spadający kosmyk włosów. Chyba nie zwrócił na mnie uwagi. Nawet nie chciałam, by mnie zauważył. Bo co mielibyśmy sobie powiedzieć? Wiadomo co: on powiedziałby, że właśnie układa sobie życie, a ja? Ja pewnie uśmiechnęłabym się i stwierdziła, że u mnie bez zmian. Że czekam. Wciąż czekam.

      Ileż, do cholery, można czekać? Całe życie?

      ROZDZIAŁ III

      Co mi, Panie, dasz, w ten niepewny czas?

      Jakie słowa ukołyszą moją duszę, moją przyszłość, na tę resztę lat?

Bajm, „Co mi, Panie, dasz?”Autor tekstu: Beata Kozidrak

      1

* * *

      „Ile można czekać? Całe życie?” – trudno zliczyć, ile razy Adela zadawała sobie to pytanie podczas tych