Tommy to ciacho. Nie ta sama perfekcja Adonisa co Logan, ale mimo to przystojny z niego chłoptaś.
– Ellie! – Uśmiecha się. Wygląda na uradowanego moim widokiem. Tommy zawsze jest zadowolony. Wyjmuje papierosa z ust. – Co tu robisz, zwierzaczku? Wszystko w porządku?
– Tak, nie, w porządku. Zastałam Logana?
Tommy unosi pytająco brwi, ale nie docieka. Zamiast tego odwraca głowę w stronę wnętrza mieszkania i wrzeszczy:
– Lo! – Opiera się o futrynę. – Zaprosiłbym cię do środka, ale nie ma tu miejsca dla takiej jak ty. Nie jesteśmy zbyt przyzwoicie ubrani.
Czerwienię się, a moja wyobraźnia pracuje na podwyższonych obrotach.
W tej samej chwili na progu pojawia się zdziwiony Logan.
Jednak to zaskoczenie ledwie widać na jego twarzy. On również jest bez koszuli. Mówiąc nieśmiertelnymi słowami Joey Lawrence – Wow.
Jego tors i ramiona pokrywa gładka napięta skóra. Jest brązowa, prócz kolorowych tatuaży, które rozciągają się od jednego ramienia i schodzą na rękę.
Ma wyrzeźbione mięśnie – najwidoczniej ćwiczy. I ma sześciopak na brzuchu – prawdziwy, złożony z twardych, solidnych mięśni jak u mężczyzn z ulotek reklamowych siłowni.
To piękne ciało. Bardzo męskie.
Rozgląda się po korytarzu.
– Co się stało?
– Nic, ja…
– Sama tu przyszłaś?
Wydaje się poirytowany, więc zaczynam myśleć, że to był nie głupi pomysł, lecz najgłupszy w całym moim życiu. A przez lata wpadłam na kilka niezgorszych.
– Tak, ja…
– Gdzie Cory? – Nawet gdyby chłopak nie spał, to nie z nim chciałam podzielić się wiadomością. I nie chciałam, by przychodził tu ze mną, ponieważ pragnęłam rozmawiać z Loganem na osobności.
– W kawiarni.
– Wymknęłaś mu się? – pyta, jakby nie mógł w to uwierzyć.
– Nie do końca.
Krzyżuje ręce na piersi.
– Więc jak się tu bez niego dostałaś? Co?
Dla dobra Cory’ego próbuję wymyślić dobrą wymówkę… ale nigdy nie byłam biegła w kłamstwach.
– Zasnął.
Zła odpowiedź. W oczach Logana natychmiast rozpala się ogień.
– Wydawał się bardzo zmęczony. Nie złość się, Logan.
Przeczesuje palcami czarne włosy i przez chwilę zastanawiam się, jak gęste i miękkie byłyby w dotyku. Jak by to było, gdyby przepływały mi pomiędzy palcami.
W tej samej chwili z wnętrza mieszkania dociera głos – głos, który nie należy do żadnego z chłopaków.
– Wracaj, Logan. Twoja kolej.
Dziewczyna pojawia się na widoku i nie jest tylko „dziarska” – wydaje się, że to słowo zostało wymyślone specjalnie dla niej. Ma długie lśniące rude włosy, nieskazitelną skórę, długie nogi w mocno opiętych jeansach, wąską talię i spore cycki, które okrywa cieniutki czarny podkoszulek na ramiączkach.
Wygląda jak managerka knajpy Hooter’s w niebie wyłącznie dla mężczyzn.
Spojrzeniem zielonych oczu przeskakuje od Logana do mnie, po czym wraca.
– O, przepraszam. Nie wiedziałam, że macie gościa. – Uśmiecha się. – To twoja młodsza siostra?
Znacie dźwięk, jaki wydaje powietrze uchodzące z balonu?
To w tej chwili moje serce.
Logan kładzie dłoń na jej nagim ramieniu, a mnie pochłania najdziwniejsza mieszanina smutku i agresji. Chce mi się płakać… i mam ochotę odgryźć mu tę łapę jak jakaś wściekła szympansica.
– Wracaj do środka. Powiedz Tommy’emu, by rozdawał.
Rozdawał? Grają w rozbieranego pokera?
Zabijcie mnie, zabijcie. Chcę umrzeć…
Kiedy dziewczyna się odwraca, przestępuję z nogi na nogę.
– Przepraszam, że przeszkodziłam.
– Nic nie szkodzi – odpowiada cicho. – Czego potrzebujesz, Ellie?
– Niczego. Nieważne. Powinieneś wrócić do swojej… przyjaciółki.
Logan kręci głową.
– To przyjaciółka Tommy’ego.
Ale tym właśnie dla niego jest? Czymś więcej niż zwykłą przyjaciółką? Koleżanką do łóżka? Kochanką?
Wywraca mi się żołądek. Jestem kretynką.
– To dobrze. Przyjaciele są ważni. – Wskazuję kciukiem za ramię. – To ja już pójdę. Narazicho.
Nie ma nic lepszego, co mogłaby w takiej sytuacji powiedzieć dojrzała, wyrafinowana kobieta. Jezu, niech ktoś przybije mi język gwoździem do ściany.
– Ellie…
Odwracam się jednak, omijam windę i kieruję się bezpośrednio do klatki schodowej, próbując wyglądać dostojnie i jednocześnie wyrzucić z pamięci obraz Logana dotykającego tej laski.
– Pa, Logan.
– Kurwa…
Będąc na schodach, słyszę trzask zamykanych drzwi.
Wybiegam na ulicę, gdzie powietrze jest wilgotne, a samochody warczą i trąbią. Jest po dwudziestej trzeciej, więc chodnik nie jest zatłoczony, ale znajduje się na nim wystarczająco dużo ludzi, bym zdołała się rozpłynąć, gdyby Logan postanowił mnie gonić.
A raczej zrobiłabym to… gdybym miała do czynienia z jakimś przeciętnym typem.
– Ellie! Czekaj!
W Loganie St. Jamesie nie ma niczego przeciętnego.
Udaje mi się przejść zaledwie przecznicę, nim mężczyzna zagradza mi drogę. Ma na sobie koszulę, ale jest ona zapięta tylko do połowy.
– Dlaczego tak szybko odchodzisz?
Wzruszam ramionami, bębniąc szybko palcami o uda.
– No wiesz, jak to jest, spotkania i takie tam.
Logan pochyla głowę, patrząc mi głęboko w oczy.
– Dlaczego tu przyszłaś? Powiedz prawdę.
– To nic takiego… – Wzdycham, czując się bardzo głupio.
– I tak powiedz.
Spoglądam na przemierzających chodnik ludzi.
– Pamiętasz, gdy uczyłam się do ostatniego egzaminu?
Prycha.
– Tak, fizyka, prawda?
– Dostałam ocenę. – Wyjmuję z kieszeni kartkę i rozwijam. – Najwyższą. – I po raz pierwszy przyznaję na głos. – Będę głosić mowę.
Logan przez chwilę przygląda się kartce, a kiedy ją bierze, ocierają się nasze palce.
– No proszę – mówi z podziwem. – Świetnie. Mądra dziewczyna z ciebie. – Kładzie dużą dłoń na moim ramieniu i ściska. Czuję to dosłownie wszędzie. Zalewa mnie ciepło, od czubków uszu aż po końcówki