Straciłam dziewictwo z Aaronem Myersem po zimowym balu w zeszłym roku. Znałam chłopaka, odkąd byliśmy dziećmi, wiedziałam, że był dobry, ale nie zakochałam się w nim. Zrobiliśmy to, bo jakoś tak wyszło, i było dobrze. Pozostało mi po tym miłe wspomnienie.
Teraz jednak żałuję, że nie poczekałam. Na Logana. Wiem, że to głupie i nigdy by do tego nie doszło, ale w jakimś odwróconym, alternatywnym wszechświecie, gdyby się tak jednak stało, mężczyzna wstrząsnąłby moim światem. Tylko przy nim czuję, że naprawdę żyję. Mogę zatem sobie wyobrażać, śnić, że jestem w jego ramionach i rozkoszuje się jego silnym ciałem. Jak mogłabym się czuć, gdyby otoczyła mnie i wniknęła we mnie jego pasja i namiętność.
– Cieszę się, że to ja. – Ponownie ściska moje ramię. – Odprowadzę cię.
– Nie musisz.
Choć uwielbiam przebywać w jego towarzystwie, nie chcę go też irytować. Nie chcę stać się dla niego utrapieniem.
– Tak, muszę. Tu nie jest bezpiecznie.
Przewracam oczami na otaczające nas wieżowce.
– Wychowywałam się w Nowym Jorku, to moje miasto, znam je lepiej od ciebie. Na miłość boską, jesteśmy w dolnej części Manhattanu… tu nie jest niebezpiecznie.
– Jesteś młodą, piękną dziewczyną, Ellie. Cały świat stanowi dla ciebie niebezpieczeństwo.
I, oczywiście, pośród tych wszystkich słów słyszę tylko jedno… piękna. Ponieważ nadal jestem kretynką.
Pół godziny później wchodzimy do kawiarni, w której na jednym ze stolików wciąż spoczywa jasnowłosa głowa Cory’ego. Logan podchodzi wprost do niego i kopie nogę krzesła… niemal przewracając chłopaka.
Cory budzi się gwałtownie.
– Co… Kto? – Przeciera oczy. – Co jest, Lo?
– To jest – odpowiada Logan śmiertelnie spokojnym głosem, od którego mam ciarki – że zabierasz dupę do mieszkania, pakujesz swoje graty i wracasz do domu. Tutaj skończyłeś.
O cholera.
– Nie, Cory… Nie musisz mu tego robić. To nie jego wina – mówię Loganowi. – Nie jego.
Ale mężczyzna nawet na mnie nie patrzy. Piorunuje wzrokiem biednego podwładnego. Wręcz go biczuje.
– Może zechcesz się ruszyć, koleś, nim ja ruszę ciebie?
Cory marszczy brwi, patrząc w blat. Wstaje tak gwałtownie, że krzesło wywraca się do tyłu. Wychodzi.
Logan zamyka za nim drzwi.
– Dlaczego to zrobiłeś? To ja nawaliłam. To moja wina.
Ochroniarz wskazuje na drzwi.
– Walnęłaś go w głowę? Dosypałaś mu coś do herbaty?
– Nie.
– Więc to jego wina i on o tym wie.
– Nie mógłbyś mu dać drugiej szansy?
– Nie. Nie w tej robocie. – Przysuwa się. – Musimy być skoncentrowani i gotowi, zawsze czujni. Wystarczy jeden kiepski ruch, by ktoś ucierpiał lub zginął. Co by było, gdyby zasnął, a byłaby tu twoja siostra z księciem Nicholasem? – pyta ostro. – Co by było, gdyby coś ci się stało?
I znów wraca cudowne ciepło, wypełniając moje kończyny. Każde słowo i każdy oddech Logana sprawiają, że czuję się ceniona.
ROZDZIAŁ 5
Dzień, w którym Ellie odbiera dyplom, jest słoneczny. To jeden z tych pogodnych, pięknych dni, gdy niebo jest błękitne, a powietrze jest zarówno chłodne, jak i ciepłe. Wyjeżdżam czarnym SUV-em z parkingu przed naszym budynkiem i jadę do Amelii, aby odebrać Marty’ego, Ellie i jej tatę. Tommy zajmuje miejsce pasażera. Po około dziesięciu minutach drogi kolega zerka na mnie podejrzliwie kątem oka.
– To REO Speedwagon?
Włączam kierunkowskaz i skręcam w lewo.
– Co?
– Nucisz Can’t Fight This Feeling zespołu REO Speedwagon, jeśli się nie mylę.
Ha. Nawet o tym nie wiedziałem.
Moje dłonie przesuwają się na kierownicy, gdy wzruszam ramionami.
– Ellie zrobiła playlistę… Właściwie nie jest taka zła.
Tommy zsuwa okulary przeciwsłoneczne na nosie i patrzy na mnie ponad ich oprawkami.
– Kim ty, u diabła, jesteś?
Spoglądam na niego, marszcząc brwi, po czym pokazuję mu środkowy palec.
Śmieje się i poprawia okulary, by znalazły się na poprzednim miejscu. Chwilę później palant odchyla głowę do tyłu i śpiewa Keep on Loving You.
Szukam miejsca, bym mógł przystanąć i wepchnąć go do bagażnika.
Dziesięć minut później parkuję w uliczce za kawiarnią, po czym tylnymi drzwiami wchodzimy z Tommym do kuchni. Wita nas wrzask Ellie…
– Noż chuj w dupę!
Krztuszę się.
– Coś ty powiedziała?
Odwraca się, stojąc przy umywalce, wytrzeszcza oczy i się jąka:
– Nie… To znaczy… Nie żebym… – Unoszę brwi. – Tak się tylko mówi!
Tommy mamrocze pod nosem:
– Amerykanki i ich przedziwne wyrażenia.
Ellie unosi biały sandałek.
– Złamałam obcas. I nie mam innych butów, które mogłabym włożyć do tej sukienki! Mam przerąbane.
Wskazuję na but.
– Pokaż. – Obracam go w dłoniach. – Mam w samochodzie trochę kleju. Naprawię.
Patrzy na mnie z uwielbieniem.
– Jesteś moim bohaterem, Logan. Mogłabym cię teraz wycałować.
A sposób, w jaki to mówi – cicho i z przejęciem – sprawia, że wydaje mi się, że nie jest to tylko zwykłe gadanie.
Nie jestem głupi, wiem, że Ellie się we mnie kocha. Widzę, jak na mnie spogląda, gdy jej się wydaje, że nie patrzę. Idealizuje mnie, przez co czuję się, jakbym stał na piętnastometrowym piedestale. Niekiedy też jej spojrzenie jest tak pełne pożądania, że odczuwam je jak cios w brzuch, ponieważ choć Ellie jest ponętna… jest również bardzo młoda i cholernie poza moimi możliwościami. A jeśli jesteśmy tu tylko na wakacje, nie ma po co jej zawstydzać i o tym rozmawiać. Zamierzam udawać, że nie wiem, o co chodzi.
– Wyglądasz uroczo, Ellie – mówi Tommy.
Naprawdę tak jest. W prostej jasnoróżowej sukience z odkrytymi ramionami, lśniącymi kolorowymi włosami, które podkręciła na końcach, wygląda jak… księżniczka. Potrzeba jej tylko korony.
– Dzięki, Tommy.
Przez wahadłowe drzwi do kuchni wchodzi Marty, trzyma dość dużą wiązkę srebrnych i niebieskich balonów, z wypisanymi przeróżnymi gratulacjami, i kołysze się mocno.
– Masz wystarczająco dużo balonów? – pytam.
Ellie chichocze.
– Są od Olivii. Chyba jej przykro, że jej tu nie ma, ale nie powinna się tak czuć.
Tommy spogląda