– Przynajmniej wszystko w porządku?
– Tego właśnie nie wiem. Musimy zrobić badania.
– Mam nadzieję, że nie dolega mu nic poważnego, bo wiesz, chore dziecko nie powinno przebywać w publicznym miejscu. Gdyby tu wpadła inspekcja sanitarna, mógłbym mieć poważne problemy. Lepiej, żeby nie wchodził do części jadalnej, dobrze?
– Jasne, szefie, ale jemu nic nie jest. Po prostu upał go męczy. – Chciała wierzyć w to, co mówi, ale głos wewnątrz powtarzał, że nie wie jeszcze wszystkiego.
Tego dnia nie mogła się skupić na pracy. Brakowało jej energii. Nieraz zamyślona obserwowała synów.
– Uważaj, bo szef jest wściekły. – Dostała kuksańca w bok od Martina, który ostrzegł ją, by skupiła się na pracy.
– Mam dość tej cholernej restauracji – odpowiedziała po polsku. Szybko jednak zreflektowała się, że nie powinna tak mówić, i rozejrzała się wokół, czy aby nikt jej nie zrozumiał. Klienci jednak zajęci byli swoimi sprawami.
Wieczorem zadzwoniła do Xaviera, by poradzić się w kwestii lekarza. Opowiedziała o tym, czego się dowiedziała, a właściwie to, że nadal nic nie wie. Kolega znał lekarza, u którego byli, i sam nieraz był bardzo zadowolony z jego diagnoz i wdrażanego procesu leczenia.
– Nasza córeczka na szczęście rzadko choruje, ale ten doktor wydaje się kompetentny. Może po prostu nic Maczkowi nie jest?
– Obyś miał rację. Rano zrobimy badanie krwi.
– Gdybyś potrzebowała pomocy, daj znać.
Pożegnali się, obiecując, że pozostaną w kontakcie, a gdy tylko wyjaśni się sprawa dolegliwości Maćka i okaże się zdrowy, to umówią się na odwiedziny. Córeczka Xaviera miała ledwie kilka miesięcy, więc głupotą byłoby ryzykować teraz zarażenie niewiadomą infekcją.
Anna obserwowała drugiego syna, ale Kuba zdawał się zdrowy jak ryba, a energii miał teraz za dwóch.
Morfologia krwi nie wykazała żadnych odchyleń od normy, jednak gruczoły chłonne Maćka nadal pozostawały powiększone. Dalsza diagnostyka wymagała badań odpłatnych. Lekarz wypisał skierowanie na usg węzłów chłonnych i kolejne badania krwi.
Anna była coraz bardziej zaniepokojona.
– Ale co się dzieje? Panie doktorze, proszę powiedzieć, co pan podejrzewa? – naciskała.
– Dopóki nie będzie kompletu badań, nic nie wiadomo. Mogą być różne przyczyny.
– Na przykład co?
– Nie chciałbym…
– No dobrze, a jeśli usg nic nie wykaże, to jakie będą dalsze kroki?
– Tomografia klatki piersiowej i jamy brzusznej.
– Och! – Kobieta zdławiła okrzyk ręką. Czuła narastające w niej przerażenie. To nie mogła być zwykła infekcja. Ten lekarz podejrzewał coś, czego nie chciał jej zdradzić.
Bała się.
Postanowiła nie iść do pracy następnego dnia. Stwierdziła, że zostanie z synami w domu tak długo, jak będzie musiała. Zdrowie dzieci było najważniejsze i choć poza słabością stan Maćka wyraźnie się nie pogarszał, nie chciała przegapić symptomów, które mogłyby dać odpowiedź na ważne pytanie: co mu jest?
W drodze powrotnej z przychodni do domu usłyszała dzwonek swojej komórki. Ze złością wyszarpywała ją z torebki.
– Poczekaj, kochanie, muszę wyciągnąć ten cholerny telefon. – Puściła dłoń syna, którą trzymała, od kiedy wyszli od lekarza. – Słucham – warknęła do słuchawki.
– Ana?
– Si.
– Tu Miguel Ortega Martez. Co słychać? Dzwonię nie w porę?
– O, witaj, Miguel! Przepraszam, właśnie wracam z dzieckiem od lekarza i jestem zdenerwowana. Ale oczywiście możemy rozmawiać.
– Telefonuję, bo mój znajomy dostał twoje CV i zadzwonił do mnie po rekomendację. Oczywiście udzieliłem jej. Jak mówiłem kiedyś…
– A z której firmy? – przerwała niegrzecznie znajomemu.
– Z MacroTailler. Obiecałem, że dopytam, czy wciąż jesteś zainteresowana tą pracą. Bo może już coś znalazłaś?
– Jestem zainteresowana! Tylko teraz nie mam do tego głowy.
– Co się dzieje?
– Miguel, bardzo ci dziękuję za telefon. Pracuję w restauracji i bardzo chciałabym zmienić pracę. MacroTailler wydaje się idealnym miejscem, tylko mój syn jest na coś chory, a ja nie wiem na co. Muszę zrobić masę badań. Nie mam dostępu do pełnego wymiaru służby zdrowia. Te wszystkie badania są drogie, nie wiem, co będzie dalej. Nie mogę teraz myśleć o pracy, kiedy nie wiem, co się dzieje z moim dzieckiem! – zamilkła nagle, zawstydzona swoim wybuchem.
Taka szansa się przed nią rysowała, a ona jedną rozmową pokazała, że nie panuje nad emocjami. Nie takiego pracownika szukał przyjaciel Miguela. Przeraziła się swojego zachowania. Dzieci zaniepokojone patrzyły na mamę, a ludzie przechodzący obok spoglądali z zaciekawieniem.
W słuchawce zaległa cisza.
– Miguel? Przepraszam – odezwała się w końcu. – Jesteś tam?
– Jestem. Zastanawiam się, jak mogę ci pomóc.
– Nie musisz mi pomagać.
– Chciałbym. Wiesz, mój synek miał wadę serca i nikt tego nie stwierdził, bo go nie badali. A kiedy już zaczęły się problemy, było za późno.
Anna zaczęła płakać.
– Jestem przekonany, że z twoim synem wszystko będzie dobrze, ale trzeba go szybko zdiagnozować. Żeby właśnie mieć pewność, że nic mu nie jest. Pokryję wszystkie wydatki, które będziesz musiała w związku z tym ponieść.
– Nie mogę…
– Możesz. Jestem ci winien przeprosiny. Nie pomogłem, kiedy potrzebowałaś pomocy. Pozwól mi się choć w ten sposób zrewanżować. I spotkaj się z prezesem MacroTailler. Najwyżej zaczniesz pracę za jakiś czas, jak już wszystko się wyjaśni. Jesteś świetnym pracownikiem. Będzie z ciebie zadowolony.
– Dziękuję…
Wróciła do domu jak w transie. Dzieci dopytywały, co jej jest i dlaczego płacze, ale Anna nie potrafiła im odpowiedzieć jednoznacznie. Zbyt dużo emocji zebrało się w niej na raz.
Kiedy chłopcy poszli spać, uruchomiła komputer i wpisała w wyszukiwarkę zaobserwowane objawy. Chłoniak. To hasło pojawiało się najczęściej.
Nie, nie, nie! Powtarzała sobie cały czas: nie!
Rozdział 3
Siedziała na krześle jak odrętwiała. Carlos postawił przed nią szklankę wody, jednak nie znalazła sił, by podnieść ją do ust. To, co usłyszała przed chwilą, wstrząsnęło nią bardziej, niż mogła sobie wyobrazić. Wielokrotnie zastanawiała się, co zrobi, gdy okaże się, że Michał jest winny, jednak mechanizmy obronne skutecznie tłumiły emocje i nie pozwalały, by myśli pofrunęły zbyt daleko. Trzymały je na wodzy, podsuwając różne wytłumaczenia. Wiadomości, którą przed chwilą nadano w hiszpańskiej telewizji, nie dało się zignorować. Zdjęcie było rozmyte i nie podano nazwiska, lecz fakty mówiły