Kolory uczuć Tom 3 Słoneczne jutro. Ewa Bauer. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ewa Bauer
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-65684-79-0
Скачать книгу
dzieci, i odkryła źródło spokoju. Na małym przenośnym telewizorku leciały bajki, a cała trójka leżała w łóżku dziewczynki i oglądała animacje. Kubuś mocno przecierał oczy. Zawołała chłopców, by się zbierali, ale ubieranie szło im opornie. Carlos jakby odgadł jej myśli, proponując, że odwiezie gości. Polka nie oponowała. Zdała sobie sprawę, że to konieczność. Chłopcy przelewali się przez ręce. Przez myśl jej przeszło, że będzie miała problem z wniesieniem ich, jeśli usną w samochodzie, ale tym postanowiła martwić się później.

      – Dobranoc, Marto. Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie. Będziemy w kontakcie. – Pocałowała gospodynię w oba policzki i zajrzawszy ponownie do pokoju dziecięcego, pomachała dziewczynce, która nie zamierzała rezygnować z bajki i nadal leżała na łóżku wpatrzona w telewizor.

      Gdy podjechali pod dom Anny, Carlos pomógł jej przetransportować dzieci do mieszkania. Była mu bardzo wdzięczna za tę bezinteresowną pomoc. Zgodnie z przewidywaniami chłopcy już smacznie spali.

      – Carlos? – zagadnęła, bo coś nie dawało jej spokoju. – Nie chcę sprawiać kłopotów. Dziękuję za pomoc i obiecuję, że gdy tylko stanę na nogi, to nie będę wam już zawracać głowy.

      – Ale co ty mówisz?! W każdej chwili jesteśmy do dyspozycji. Proś, o co chcesz.

      – Marta chyba ma nieco inne zdanie. Nie lubi mnie?

      – Dlaczego tak myślisz? Porozmawiam z nią. Jutro zapytam, czy ma coś przeciwko, ale jestem pewien, że nie. Nie zna cię i dlatego jest zdystansowana.

      – Ty też znasz mnie tyle o ile, a jednak mam wrażenie, że traktujesz nas inaczej.

      – Aniu, widziałem, jak opiekowałaś się moimi kwiatami. One ci zaufały, więc ja nie mam wyjścia. Marta też się otworzy. Nie myśl już o tym. Dobranoc.

      Jeśli liczyła na to, że bez problemu znajdzie pracę, która choć trochę pasowałaby do jej wykształcenia czy doświadczenia zawodowego, to była w błędzie. Wszyscy znajomi, których pytała o wolną posadę, wzruszali ramionami. Hiszpanię, podobnie jak wiele europejskich krajów, dopadł kryzys. Dodatkowo ciągły napływ ludzi przemieszczających się swobodnie wewnątrz Unii powodował nadmiar rąk na rynku pracy. Pora roku także nie sprzyjała zatrudnieniu. Ani restauracje, ani plantacje czy inne sezonowe miejsca nie potrzebowały dodatkowych pracowników. Na szczęście Anna wciąż dysponowała oszczędnościami zgromadzonymi przez jej męża na rachunku bankowym, co dawało jej względne poczucie bezpieczeństwa. Przynajmniej na razie. Gratulowała sobie pomysłu, żeby wynająć małą kawalerkę, a nie od razu wygodny apartament. Chłopcy nie mieli wielkich wymagań. Choć nie można było mówić o komforcie czy swobodzie w tym maleńkim mieszkanku, czuli się w nim dobrze.

      – Mamo! Widziałem w parku pieska podobnego do Forêta. Czy on też się kiedyś przeprowadzi? Bardzo za nim tęsknię – wyznało dziecko któregoś dnia, gdy jedli obiad.

      – Raczej nie, kochanie. Myślę, że jest mu bardzo dobrze u cioci Teresy i nie chciałby się wyprowadzać. Tam ma ogród, dużo przestrzeni, a u nas… sam widzisz, że nie ma zbyt wiele miejsca.

      – Mógłby spać ze mną. Ja wcale nie zajmuję dużo miejsca.

      Anna przytuliła synka, który powstrzymywał płacz ostatkiem sił. Jej też było smutno. Pamiętała spojrzenie Forêta, kiedy żegnała go u Teresy. Była pewna, że ma doskonałą opiekę. Pies to nie mebel, żeby go tak przestawiać z kąta w kąt.

      – Zbieramy się, chłopaki. Dziś pójdziemy do waszej przyszłej szkoły. Zobaczymy, jak wygląda. Rozmawiałam już z panią dyrektor. Oprowadzi nas i wszystko pokaże.

      – Nie chcę iść do szkoły! – krzyknął Maciek.

      – Jak to? Przecież jeszcze niedawno nie mogłeś się doczekać. Coś się zmieniło?

      – Chciałem, ale jak byliśmy w Polsce. Tu mi się nie podoba.

      – Chodź do mnie. Usiądź. – Zdarzało się, że nawet codziennie musiała przypominać im o dobrych stronach przeprowadzki. Dla nich to wciąż było trudne. – Co ci się nie podoba?

      Chłopiec spuścił głowę. Milczał.

      – A mi się podoba wszystko. Najbardziej morze – odezwał się nagle Kuba. – Pójdziemy dziś na plażę?

      – Dobrze, na promenadę, ale nie będziemy chodzić po piasku, bo jest za zimno.

      – Mówiłaś, że tu jest cieplej niż w Polsce i że można się kąpać w morzu.

      – Tak, to prawda. A wiesz, ile dziś jest stopni w Krakowie? Trzy. A w Barcelonie ile?

      Kuba podbiegł do okna i zerknął na termometr przyczepiony na zewnątrz.

      – Tu jest piętnaście. Ale to wcale nie jest ciepło…

      – Cieplej niż w Polsce, prawda? Teraz akurat jest jesień. Musimy ją przeczekać, potem zimę, a za kilka miesięcy zrobi się wiosna i wtedy będzie dużo cieplej. No dobrze. Chciałam porozmawiać z Maciusiem.

      Synek wtulał się w nią i milczał.

      – Dlaczego uważasz, że szkoła nie jest fajna?

      Wzruszył ramionami. Pogłaskała go czule po plecach.

      – Bo oni mówią inaczej. Ja ich nie rozumiem.

      – Rozmawialiśmy już o tym. Szybko nauczycie się hiszpańskiego, a sam wiesz, że nie zawsze trzeba mówić w tym samym języku, żeby się dobrze bawić. Lubicie Amelię, prawda? Chociaż ona nie zna polskiego, to jakoś się dogadujecie.

      – Ale ona jest miła.

      – Na pewno spotkacie wiele miłych dzieci. Najważniejsze jest to, że jesteście razem. Zawsze możecie na siebie liczyć i sobie pomóc, prawda? A z czasem będziecie mówić po hiszpańsku tak samo dobrze jak inni. A może i po katalońsku! Tak, jestem tego pewna. No, zbieramy się. – Delikatnie odsunęła Maciusia, żeby wstać. – Nie martw się, synku. Obejrzymy dziś szkołę, a potem pomyślimy, co mogłoby poprawić ci humor.

      Dziecko z ociąganiem poszło do łazienki, by przygotować się do wyjścia. Anna długo patrzyła za nim, zastanawiając się, co zrobić, by obaj synowie poczuli się w tym mieście jak u siebie. Miała nadzieję, że szkoła wywrze na nich pozytywne wrażenie. Wprawdzie pójdą do niej dopiero od semestru letniego, czyli po Wielkanocy, ale od stycznia będą mogli przychodzić na kilka godzin w tygodniu, żeby oswoić się z otoczeniem. Na szczęście szkoła umożliwiła im taką formę integracji.

      Tego dnia Anna planowała jeszcze jedno spotkanie. Umówiła się z byłym szefem Ortega España, Miguelem Ortega Martezem. Kiedy do niego zadzwoniła, by poinformować, że jest w Barcelonie i chciałaby porozmawiać, zdziwił się nieco, ale zaproponował, żeby spotkali się w foyer hotelu Paseo de Gràcia przy ulicy o tej samej nazwie. Nie śmiała zaproponować innego miejsca. Lokalizacja wskazywała, że to bardzo drogi hotel i sama kawa może ją sporo kosztować. Nie wypadało przychodzić tam z dziećmi, dlatego miała nadzieję, że będzie mogła zostawić je w szkole, by trochę pobawili się z rówieśnikami. Omówiła to z dyrektorką podczas rozmowy telefonicznej, jednak synowie mogli pokrzyżować jej plany, zwłaszcza Maciek, który od rana był nie w humorze.

      Zebrali się wreszcie i chwycili za hulajnogi. Zakup sprzętu sportowego był strzałem w dziesiątkę. Dzieci chętnie jeździły po mieście tym środkiem transportu. Wywoływali powszechne poruszenie wśród pieszych, kiedy równo turkotali po płytkach chodnikowych. Anna, próbując za nimi nadążyć, miała niezły jogging. Bieganie za bliźniakami doskonale rozgrzewało nawet w bardzo chłodne dni, dlatego zarzucała lekką kurteczkę na koszulę, rezygnując ze swetrów czy bluz.

      Szkoła