– Co pani przez to rozumie?
– Jezu, no, ja… Naprawdę nie chcę mu zaszkodzić, bo to dobry człowiek. I nie wiem, czy miał coś wspólnego ze śmiercią tej dziewczyny. To wy musicie dojść do prawdy. Może jest chory, nie wiem. Jego siostra mówiła mi, że mieli chorobę psychiczną w rodzinie i że może dlatego tak się zachował. Nigdy nie powiedział ani nie zrobił nic, co dałoby mi stuprocentową pewność, ale mam dwójkę dzieci! Dlatego uciekłam! A poza tym… – Anna zdała sobie sprawę, że ostatnie zdania wykrzyczała. Zeszła z tonu i starała się za wszelką cenę opanować. – Po śmierci męża zrozumiałam, że tak naprawdę to nie chciałam się z nim rozstać, że go kocham, a związek z Michałem nie powinien był się wydarzyć.
– Myślę, że na dziś wystarczy. Chce pani coś dodać?
Anna pokręciła głową. Była wyczerpana tą rozmową.
– W takim razie odczytam pani to, co zanotowałam w protokole. Jeśli będzie chciała pani coś sprostować albo dodać, proszę mi przerwać. Potem podpiszemy.
– Czy będę jeszcze wzywana?
– Nie wiem. Jest taka możliwość.
– Ale ja mieszkam za granicą.
– Jeśli zajdzie konieczność, wyślemy zawiadomienie na pani adres poza Polską.
Pożegnały się i Anna z ulgą opuściła gmach prokuratury. Nie była pewna, czy swoimi zeznaniami nie pogrążyła Michała. Nie chciała tego robić, ale przecież nie mogła niczego ukrywać. Zapragnęła już wrócić do Barcelony. Nagle uświadomiła sobie, że o tym hiszpańskim mieście myśli jak o domu.
Rozdział 2
Maciuś nadal był słaby, natomiast Kubusia rozpierała energia, dlatego Anna postanowiła zabrać go ze sobą do starego mieszkania. Przygotowali kilka worków bibelotów, które jedynie przyciągały kurz, i wynieśli je do biura. Swoje miejsce znalazła tam również większość księgozbioru. Przez całe lata Kalinowscy kolekcjonowali rozmaite gatunki literatury. Anna zdecydowała się pozostawić tylko jedną półkę lektur, których nie byłoby jej żal, gdyby powędrowały w obce ręce. To, czego nie była w stanie zrobić sama czy przy pomocy sześcioletniego dziecka, na przykład zsunięcie mebli do jednego pomieszczenia, spisała na kartce. O to musiał zatroszczyć się Marcin. Miał wolną rękę i skromny budżet na najpilniejsze prace.
Trzy razy schodzili do samochodu, by wynieść worki z rzeczami. Gdy po raz ostatni wrócili do mieszkania, by sprawdzić, czy wszystko zabrali, wzrok Anny spoczął na niewielkim obrazie wiszącym w sypialni. Widok ten poruszył ją bardziej, niż przypuszczała. Zdjęła ze ściany dowód bliskości z mężem i przytuliła do piersi. Wróciła wspomnieniami do dawnych lat, kiedy brali udział w zajęciach psychologicznych dla par. W ramach jednego z zadań Robert namalował żonę. Ktoś obcy miałby problem z identyfikacją, ale Anna widziała duże podobieństwo. Był to pierwszy i ostatni raz, kiedy jej mąż ją sportretował, tym cenniejsza pozostała pamiątka. Ten obraz chciała mieć przy sobie, dlatego postanowiła zabrać go do Hiszpanii.
Kiedy wrócili do domu ciotki, Teresa poinformowała siostrzenicę, że jej syn przespał niemal cały dzień. Martwiła się o jego stan, zwłaszcza że ich pobyt w Polsce powoli dobiegał końca.
Matka siedziała przy nim i głaskała go z czułością po głowie, gdy otworzył oczy. Widać było, że jest słaby, ale ani gorączka, ani katar czy kaszel się nie pojawiły.
– Pójdziemy jutro do doktora.
Choć udało im się dostać na wizytę, lekarz nie miał nic szczególnego do powiedzenia.
– Prawdopodobnie to lekka postać grypy albo inny rodzaj wirusowej infekcji. Proszę dawać paracetamol, witaminy i pozwolić dziecku się wysypiać. Za kilka dni objawy powinny ustąpić. Gdyby jednak doszły nowe, proszę się u mnie pokazać. Osłuchowo jest czysty.
Na szczęście podróż upłynęła bez większych problemów. Maciek poczuł się trochę lepiej. Gdy samolot lądował na lotnisku El Prat, obaj chłopcy radośnie podskakiwali na fotelach. Cieszyli się z powrotu do domu i swoich hiszpańskich przyjaciół. Nie mogli doczekać się szkoły po tygodniowej przerwie.
– Mamo, zadzwonisz do kogoś, żeby zapytać, co mamy nadrobić?
Anna uśmiechnęła się do swojego nad wyraz obowiązkowego syna. Kto by przypuszczał, że dziecko pomyśli o tym, iż może mieć zaległości!
– Zadzwonię, kochanie. Ale nie martw się, bo już za chwilę zaczną się wakacje. Na pewno nauczyciele nie wymagają dużo.
Przed nimi na szczęście był jeszcze weekend. Objawy grypopodobne u Maćka minęły, a Kuba nie zaraził się od brata. Anna miała wątpliwości, czy był to dobry moment, żeby puszczać osłabione chorobą dziecko do szkoły, ale chłopiec nalegał. Za niecałe dwa tygodnie wypadał koniec roku szkolnego. Klasy chodziły na wycieczki, ale dla świętego spokoju Anna skontaktowała się z mamą Nadii, jednej z bliższych koleżanek synów.
Obdzwoniła też przyjaciół, by dać im znać, że już wrócili, i zaproponować spotkanie. Dzieciom znajomych przywieźli drobne upominki i słodycze.
Carlos zasugerował, że po południu mogliby razem wybrać się na plażę. Kalinowskiej bardzo to odpowiadało, bo stęskniła się już za szumem fal i gorącym piaskiem pod stopami. Sezon plażowy rozpoczął się na całego. Jak przed wyjazdem do Polski, również teraz planowali prawie każde popołudnie spędzać na plaży. Dzieci nie interesowały już place zabaw. Ciągnęły tylko nad wodę.
Chłopcy uwielbiali morze. Anna zazwyczaj zabierała ich na plażę Nueva Icària, bo ta znajdowała się najbliżej domu. Kuba budował zamki, tunele, baseny z wodą. Wciąż siedział przy brzegu, mocząc stopy jedynie po to, by nabrać wody do wiaderka. Maciek z kolei miał duszę eksploratora, więc wciąż gdzieś odchodził, wyszukiwał w piasku skarby, muszelki czy wspinał się na falochrony. Matka jak zwykle starała się przestrzec ich przed niebezpieczeństwem wody, a oni zdawali się to rozumieć. Wciąż wszyscy pamiętali o dniu, w którym Anna nie mogła znaleźć syna. Nigdy sami nie wchodzili do morza. Zazwyczaj łapali mamę za ręce i razem z nią skakali przez fale.
Anna uwielbiała pływać. Marzyła o tym, by zanurkować w ciepłym morzu i wypłynąć daleko. Niestety nie mogła sobie na to pozwolić, bo nie miała nikogo, kto popilnowałby dzieci, podczas gdy ona oddawałaby się przyjemności daleko od brzegu. Tęsknie patrzyła na niebieską toń, wyobrażając sobie, że pewnego dnia się w niej zanurzy.
Tego popołudnia spotkali się na plaży z przyjaciółmi. Chłopcy polubili córkę Carlosa i z czasem dość sprawnie się z nią porozumiewali.
– To niesamowite, jak dzieci potrafią się dogadać – odezwała się Anna. – Nieraz każde mówi w swoim języku, a jednak się rozumieją.
– To prawda, ale zobacz, jakie postępy zrobili twoi synowie, od kiedy poszli do szkoły.
– Rzeczywiście. Wygląda na to, że wiedzą, co mówi nauczyciel. Chciałabym mieć taką zdolność do języków – zaśmiała się.
– Masz przecież! – Carlos zauważył, że przyjaciółka płynnie mówi po hiszpańsku, a zna przecież jeszcze angielski.
– Niby tak, tylko trochę więcej czasu kosztowała mnie ta nauka.
– Nie wchodzisz do wody?