– Słyszałem, że ciężko teraz znaleźć pracę. Niestety nie jestem w stanie pomóc. Jeśli coś się zmieni, to dam znać. Na pewno znajdziesz pracę. Jesteś mądrą kobietą.
Przytaknęła. Nie było już nic do powiedzenia. Nawet nie wypiła kawy, którą kelnerka przyniosła i postawiła przed nią, chociaż jej nie zamawiała. Miguel zerkał od czasu do czasu na zegarek. Pewnie spieszył się na kolejne spotkanie. Anna musiała jechać już po dzieci. Wstała więc i sięgnęła do kieszeni, by wyciągnąć banknot i zapłacić za kawę. Miała w ręku pięć euro. Nie była pewna, czy wystarczy. Były szef spojrzał na nią, jak jej się wydawało, z litością, i powiedział, że absolutnie nie zgadza się, by regulowała rachunek. Była jego gościem. Zacisnęła zęby i się pożegnała. Kolejna porażka nie powinna już robić na niej wrażenia, a jednak poczuła się podle. Przy tylu kłodach, ile życie rzuciło jej pod nogi, dzisiejsze niepowodzenie było właściwie nic nieznaczącym szczegółem.
Niestety w szkole czekała na nią kolejna niespodzianka. Kuba przewrócił się podczas zabawy i bolała go noga. Płakał głośno i nie pozwolił nikomu obejrzeć stopy dopóty, dopóki nie przyjechała mama. W związku z tym nikt nie zorientował się, co tak naprawdę się stało. Chłopcy mówili tylko po polsku. Wobec braku możliwości porozumienia z nimi nauczyciel uznał, że najlepiej będzie do niczego bliźniaków nie zmuszać, tylko poczekać na matkę.
– Co się stało, kochanie? Bardzo cię boli?
Kuba wtulił się w mamę i płakał, tym razem cichutko.
– Nie lubię tej szkoły. Nie chcę tu chodzić.
– Już spokojnie. Odpoczniemy sobie razem w domu. Dasz radę pojechać na hulajnodze?
Dziecko wstało i zaraz na nowo zaniosło się płaczem.
– Boli!
– No dobrze. W takim razie ruszamy na pogotowie.
Nauczyciel wskazał znajdujące się dwie przecznice dalej CAP1. Anna wzięła Kubę na ręce, a drugiego syna poprosiła, by prowadził obie hulajnogi.
Niestety okazało się, że kostka jest skręcona i konieczne było jej unieruchomienie. Kiedy przyszło do zapłaty, Kalinowska uświadomiła sobie, że zapomniała w Polsce wyrobić dzieciom karty, które umożliwiłyby bezpłatne korzystanie z hiszpańskiej służby zdrowia, przynajmniej w podstawowym zakresie. Wizyta nadwyrężyła fundusze Anny. Wściekła na siebie, zmęczona i zmartwiona, wróciła z dziećmi do domu. Poszkodowany syn w kółko powtarzał, że nie chce chodzić do szkoły. Długo czytała dzieciom do snu, by ukoić emocje, ale sama nie mogła zaznać spokoju.
Do tej pory trzymała się dzielnie. Starała się panować nad wszystkim i nie poddawać, gdy coś szło nie po jej myśli. Wiedziała, że musi być twarda, bo tylko w ten sposób sprosta trudnościom, jakie stawia przed nią życie. Ale nadszedł w końcu ten dzień, gdy poczuła, że zaraz się udusi. Rozpacz, strach, rezygnacja, poczucie pustki i beznadziei coraz bardziej ogarniały jej umysł. Nie dam rady! – krzyczało całe jej wnętrze. – Po prostu nie dam rady!
Dlaczego sama musiała zmagać się ze wszystkim? Dlaczego to jej życie wciąż rzucało kłody pod nogi?
Przyjazd do Hiszpanii miał być ratunkiem, lekiem na całe zło. To tu jutrzejszy dzień miał być słoneczny, tymczasem nawet aura się temu sprzeciwiała. Od rana z nieba leciały ciężkie krople, a chmury zasnuły horyzont.
Wszystkie smutki świata zgromadziły się właśnie w jej głowie. Już nie raz tak bywało, ale rzadko z taką intensywnością. Kiedy dzieci wyczuwały, że mama ma się nie najlepiej, zwykle grzecznie bawiły się w swoim pokoju. Wiedziała, że ów spokój jest tylko pozorny. Widziała ich zalęknione twarze. Niewytłumaczalny strach czaił się pod skórą. Bardzo chciała im tego oszczędzić.
Znów nie mogła zasnąć. Łzy jak grochy spływały po twarzy i moczyły poduszkę. Już nawet ich nie ocierała. Gdyby tak miała magiczną różdżkę, która jednym zaklęciem usunęłaby wszystkie kłopoty… Niestety, czarodziejskie akcesoria już dawno gdzieś się zapodziały. Anna nie potrafiła ich odnaleźć. Jako dziecko wierzyła, że różdżka, którą dostała od cioci Lidii z Ameryki, ma czarodziejską moc. Nieraz przecież spełniała jej życzenia. Na przykład wtedy, gdy zamarzyła sobie lalkę Barbie w sukni ślubnej czy zestaw do robienia biżuterii. Takie zabawki były tylko w Peweksie i za granicą, niedostępne dla wielu małych dziewczynek. Jednak różdżka sprawiła, że jej właścicielka dostała oba prezenty. Wierzyła w nią przez całe dzieciństwo. Teraz także zapragnęła chwycić czarodziejski przedmiot w dłoń i wypowiedzieć życzenie. Tyle że już nie była dzieckiem, dla którego wszystko jest możliwe. Nie zdawała sobie sprawy, że to nie ów przyrząd, a rodzice mieli moc sprawiania, że uśmiech gościł na jej twarzy. A teraz? Była sama. Ojciec odszedł wiele lat temu, matka przed kilku laty, a mąż… Samotność coraz bardziej dawała jej się we znaki. Czuła się słaba. Była odpowiedzialna za dwa małe istnienia, które widziały w niej bohaterkę. Nie mogła się poddawać. Dla nich musiała być silna. Tak ciężko było jej znaleźć wolę do walki.
Dlaczego to takie trudne? Dlaczego zawsze, gdy wydaje mi się, że już wszystko nabiera kształtów, wydarza się coś, co wali cały dotychczasowy spokój? Wciąż zadawała sobie te pytania.
Dziś zwątpiła, że Barcelona stanie się ich domem, że tu odnajdą radość i szczęście. Jeszcze wczoraj gratulowała sobie pomysłu przeprowadzenia się do tego pięknego miasta, a teraz nie była pewna decyzji. Rzecz w tym, że gdziekolwiek by się znajdowała, demony by ją dopadły.
Na szczęście noga Kuby szybko wydobrzała i chłopiec zapomniał o niemiłej przygodzie. Po tym, jak dwa tygodnie spędzili w domu, bo ze względu na kontuzję spacery nie wchodziły w grę, jeszcze raz odwiedzili szkołę. Tym razem chłopcy brali udział w zajęciach plastycznych. Uczniowie robili papugi z pasków kolorowego papieru.
Pogoda na szczęście się poprawiła i choć był już koniec listopada, pojawiało się słońce. Anna pomyślała, że od kiedy mieszkają w Barcelonie, prawie w ogóle nie pokazała dzieciom miasta, nie opowiedziała jego historii ani nie zapoznała z dziełami Gaudiego, który był jej ulubionym artystą. Do tej pory koncentrowała się na urządzaniu mieszkania, organizowaniu szkoły i poznawaniu najbliższej okolicy. Spacerowali po parkach albo wzdłuż plaży. Tymczasem w mieście roiło się od wspaniałych miejsc. Wstyd było mieszkać tu i ich nie znać.
Anna postanowiła zostawić Gaudiego na inny, bardziej słoneczny dzień, by móc w pełni nasycić oczy widokiem kolorowych mozaik. Tym razem więc zabrała synów do dzielnicy gotyckiej, by przejść trasę od katedry po Plaça Reial. Pojechali metrem na stację Jaume I. Ledwo wyszli z podziemi, a o zawrót głowy przyprawił ich tłum ludzi sunących ulicą we wszystkich kierunkach. Fala była nieporównywalna z liczbą przechodniów w części miasta, w której mieszkali. Barcelona jest jednym z tych miejsc na świecie, które turyści odwiedzają o każdej porze roku, spacerując w dzień i w nocy. Z metra do placu przed katedrą Świętej Eulalii mieli spory jak na dziecięce nóżki kawałek, ale Anna zabawiała synów rozmową i szybko dotarli na miejsce.
– Dziś wejdziemy do katedry, ale tylko na chwilkę, żebyście zobaczyli, jaka jest piękna, a potem wstąpimy na dziedziniec