Na szczycie. K.N. Haner. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: K.N. Haner
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7942-511-2
Скачать книгу
na taksówkę, więc droga do domu zajmie mi całą wieczność. W dodatku te buty. Kurwa mać! Nie zadzwonię do Treya, bo przecież się domyśli i przyjedzie tu zabić Seda. Spuścił lanie wielu facetom, z którymi się spotykałam, każdy kolejny był gorszy od poprzedniego. Dlaczego ja trafiam na takich dupków? Ruszyłam ze schodów do drzwi głównych, zgarniając po drodze moją torebkę ze stolika w holu.

      – Cześć, Reb! – usłyszałam męski głos. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Clarka, gitarzystę wspomagającego zespołu. Cholera, co on tu robi?

      – Cześć, Clark, a właściwie to żegnaj – burknęłam pod nosem.

      – Wychodzisz już? – zapytał zaskoczony moim tonem.

      – Tak.

      – Gdzie Sed?

      – Nie wiem.

      Zmarszczył brwi.

      – Pokłóciliście się?

      – Nie.

      – Zostań, zaraz będzie reszta chłopaków. Zrobimy sobie imprezę i poznamy się lepiej, skoro mamy jechać razem w trasę.

      – Nie jadę z wami, a teraz naprawdę muszę iść – ruszyłam do drzwi, w których wpadłam na Nickiego, wokalistę.

      – O wilku mowa! – krzyknął i chwycił mnie w pasie, zrobił kilka obrotów i postawił na podłodze. – Witaj, nasza mała Reb! – wycałował mnie po policzkach. Stałam jak oniemiała.

      – Mówiłem, że seksowna z niej laska! Zobacz, jakie nogi! – dodał Simon, a za nim weszła reszta chłopaków.

      – Ja właśnie wychodzę – przedarłam się przez gwar.

      – Dlaczego? – zapytał Erick i wtedy wszyscy spojrzeli na mnie.

      – Muszę już iść. Miło było was poznać – wymusiłam uśmiech.

      – Co ci zrobił ten idiota? – zapytał Alex.

      – Co?

      – Co ci zrobił Sed, że tak uciekasz?

      – Nic, właściwie to nic mi nie zrobił – i właśnie w tym problem, pomyślałam.

      – Sed! – krzyknął Nicki. – Sed, kurwa, chodź tutaj! – powtórzył.

      – Jezu, dajcie spokój. Naprawdę nic mi nie…

      – Co jest? – wyszedł zza ściany jak duch.

      – … zrobił – dokończyłam z rozdziawioną buzią na jego widok.

      – Co zrobił? Nic nie zrobiłem! – spojrzał na mnie krzywo.

      – To dlaczego ucieka stąd jak poparzona? – zapytał wkurzony Erick.

      – Wychodzisz? – zapytał smutno Sed.

      – Tak.

      – Jezu, poczekaj, nie to miałem na myśli – powiedział, a ja zrobiłam wielkie oczy. – Chyba nie będziemy teraz o tym przy wszystkich rozmawiać, do cholery?

      – Sed, nie zaczynaj – spojrzałam błagalnie.

      – Mogłaś mi powiedzieć.

      – Co ci mogła powiedzieć? – wtrącił Simon.

      – Dajcie nam pięć minut – Sed pokazał palce jednej dłoni w kierunku chłopaków.

      – Tylko tyle? Myślałem, że jesteś długodystansowcem, stary! – wypalił Nicki.

      – Oj, zamknij się, Dark! – warknął na niego Sed.

      – Słyszałem wiele razy, jak Kara krzyczała całą noc. Och, Sed! Tak! Tak! Pieprz mnie, tak! Mocniej! Szybciej – wykrzykiwał Simon, a ja wkurwiona ruszyłam do drzwi.

      – Reb, poczekaj!

      – Pieprz się, Mills! – pokazałam mu środkowy palec, nie odwracając się do niego. Wyszłam na podjazd i rozejrzałam się, nie wiedząc, w którą stronę iść.

      – Idź za nią, debilu! – usłyszałam głosy chłopaków. Dobiegł do mnie po chwili, chyba nie ma świadomości, że jest nadal w samych bokserkach.

      – Poczekaj – zagrodził mi drogę.

      – Nie rozumiesz sformułowania „pieprz się”?

      – Daj mi wytłumaczyć.

      – Jeśli nie rozumiesz, to powiem dosadniej! Spierdalaj! – wrzasnęłam i ruszyłam dalej. Na szczęście nie próbował mnie dalej zatrzymywać. Chyba zrozumiał znaczenie słowa „spierdalaj”. Dotarłam do najbliższego przystanku autobusowego. Na tych osiedlach autobusy jeżdżą bardzo rzadko. Wypaliłam ze trzy papierosy pod rząd, tak się wkurwiłam. Co za dupek! Jezu! Tak to mnie chyba jeszcze nikt nie potraktował. Nikt mi nie powiedział, że gdyby wiedział, to by mnie nie dotknął. Najczęściej po prostu przestawiali się odzywać albo wymyślali jakąś durną wymówkę.

      Świetnie! Autobus mam dopiero za półtorej godziny. Jezu! Usiadłam na przystanku i rozejrzałam się. To ładna dzielnica, raczej nic mi tu nie grozi, prawda? Wyjęłam komórkę i zastanawiałam się, czy nie zadzwonić do Treya. Pewnie powinnam była to zrobić, w końcu to mój najlepszy przyjaciel. Nie zrobiłam tego jednak. Czekałam. Kiedy dotarłam do domu, już świtało. Trey na szczęście spał, więc wykończona nawet się nie rozebrałam, tylko padłam na łóżko twarzą w poduszki.

      ***

      O mój Boże! Moje nogi. Spojrzałam krzywo na poocierane, opuchnięte, cholernie obolałe i brudne stopy. Z przystanku do domu szłam boso, nie dałam rady. Położyłam się na plecach i próbowałam rozruszać palce u stóp, jęknęłam z bólu, gdy usłyszałam pukanie do drzwi:

      – Śpisz, Reb? – szept Treya.

      – Nie, umieram – odpowiedziałam. Wszedł ubrany w dżinsy i czarną koszulę. – Masz randkę? – zapytałam zaskoczona jego wyglądem.

      – Nie, byłem na uczelni załatwić dziekankę.

      O kurwa, nie!

      – Udało ci się? – pisnęłam z nadzieją, że nie.

      – No! – krzyknął radośnie i dodał: – Jedziemy w trasę ze Sweet Bad Sinful! – wskoczył na łóżko i uściskał mnie mocno. – Nie cieszysz się? – zapytał, nie widząc mojego entuzjazmu.

      – Cieszę – skłamałam. Nie mogę się teraz wycofać. Zrezygnował ze studiów. Dla mnie. Dla tej pracy. Jasna cholera!

      – To dzwoń do Millsa i mu powiedz! A właśnie, jak wczorajsza kolacja? Spodziewałem się, że nie wrócisz na noc do domu.

      – Jak widać wróciłam.

      – Zrobiliście to?! – zapytał podekscytowany.

      – Nie. Wiedziałbyś pierwszy, gdyby to się stało.

      – Oj wiem. Tak pytam! – spojrzał na moje stopy. – Gdzieś ty łaziła?

      – Nie pytaj i napuść mi lepiej wody do wanny. Nie domyję tego do niedzieli.

      – Weszłaś w psią kupę? – zapytał, wąchając moje brudne stopy, i zrobił taką minę, że od razu zaczęłam się śmiać.

      – Nie wiem, może.

      – O fuuuuuu!

      Ryknęłam śmiechem i pacnęłam go w ramię.

      – Kocham cię, Trey.

      – Ja ciebie też kocham, mała – przytulił mnie mocno i cmoknął w policzek.

      Gdy zmyłam brud ze stóp, zobaczyłam, ile mam na nich bąbli. O rany! Nigdy więcej nie założę tych butów. Wrzuciłam