– Masz pończochy?
– Pewnie, że mam.
– To załóż. Sed odleci.
– Nie wiem, czy tego chcę.
– Oczywiście, że chcesz. Uwielbiasz kusić facetów.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i pokręciłam głową.
– Zrób mi lepiej włosy – zmieniłam temat. Oprócz tego, że Trey to mój najlepszy przyjaciel, jest też moim stylistą i fryzjerem. Każda dziewczyna powinna mieć przyjaciela-geja. Zaplótł moje długie ciemne włosy w dobierany warkocz, by odsłonić ramiona. Czarna sukienka bez ramiączek, sięgająca do połowy uda ładnie podkreśliła moją figurę. Samonośne pończochy, czerwone szpilki i od razu czuję się seksowna. Włożyłam te różowe stringi, o których mówił. Sama nie wiem dlaczego. Makijaż ograniczyłam do kreski na oku, różu na policzkach i tuszu do rzęs. Spryskałam ciało mgiełką, bo nie przepadam za perfumami. Chwilę przed ósmą ktoś zapukał do drzwi. Nie ktoś, tylko Sed. Pobiegłam otworzyć dosłownie w podskokach. Czym ja się tak ekscytuję?
– Cześć – otworzyłam z bananem na twarzy. Reb, opanuj się! Sed stał w kompletnie innym wydaniu niż wczoraj. Miał na sobie czarne bojówki z niższym krokiem, czerwony podkoszulek z logo zespołu i czarne lacosty. Od razu zauważyłam tatuaże na rękach. Pod garniturem nie było ich wydać. Teraz nie odstaje od reszty zespołu, no, nie tak bardzo. Nie ma tylu kolczyków.
– Cholera, uprzedzaj mnie! – zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
– Przed czym?
– Że wyglądasz tak nieziemsko – posłał mi ten swój zabójczy uśmiech.
– Cześć, Sed! – krzyknął z salonu Trey.
– Cześć, Trey! – odpowiedział i wyciągnął do mnie dłoń. – Idziemy?
– Jasne, tylko wezmę torebkę – chwyciłam czerwoną kopertówkę z komody i pożegnałam się z Treyem.
– Bądź grzeczna i nie rób tego, co ja bym robił – powiedział na odchodne i puścił mi oczko. Cmoknęłam go w policzek i szybko zamknęłam za nami drzwi.
– Dużo masz samochodów? – zapytałam zaskoczona widokiem BMW.
– Wczoraj, gdy już weszłaś do środka, ktoś podbiegł i rozbił szybę w moim aucie.
– O rany! Przepraszam, to moja wina – spojrzałam na niego zażenowana, bo przecież to ja wczoraj rzuciłam plik banknotów na deskę rozdzielczą.
– Spokojnie, jestem ubezpieczony. A koleś dostał po pysku.
– Jezu, Sed, naprawdę cię przepraszam. Ale mi głupio.
Położył dłoń na samym dole moich pleców i szepnął mi do ucha:
– Na pewno mi to jakoś wynagrodzisz.
Aż zadrżałam, czując jego ciepły oddech na skórze.
– Jedźmy już – zapiszczałam, próbując nie zemdleć z wrażenia. Otworzył drzwi i pomógł mi wsiąść do dwuosobowego samochodu. Nigdy nawet nie otarłam się o takie auto, a teraz nie dość, że w nim siedzę, to jadę na kolację z Sedrickiem Millsem. Świat się skończył!
***
– Masz ochotę na coś konkretnego? – zapytał Sed, a ja myślałam o wszystkim, tylko nie o jedzeniu.
– Zdaję się na twój gust – odpowiedziałam, udając, że czytam menu. Nie mogę przestać się na niego gapić. W restauracji, do której nas przywiózł, panuje przyjemna, intymna atmosfera. Siedzimy w dużym boksie, nikt nas nie widzi. To bardzo ekscytujące.
– Jadłaś dziś, prawda?
– Oczywiście, że tak.
– Nie mogłem spać, bo ciągle się zastanawiałem, czy masz co zjeść na śniadanie.
– Trey skusił mnie McDonaldem.
Sed się uśmiechnął i zawołał kelnera. Zamówił dla nas mnóstwo jedzenia: sałatki, makarony, mięsa.
– Czego się napijesz?
Cholera, ja nie piję wina. Nie jestem damą, więc nawet go nie lubię.
– Poproszę wodę.
– Nie pijesz alkoholu? – zapytał zaskoczony.
– Piję, ale nie do posiłków – wybrnęłam jakoś.
– Zdaj się na mnie, na pewno ci posmakuje – powiedział i domówił jakiegoś szampana. W życiu nie piłam szampana. Prawdziwego, bo tanie podróbki kupowane z Treyem w celu upicia się jak najmniejszym kosztem się nie liczą. Kelner przyniósł butelkę różowego trunku, nalał nam po kieliszku i wstawił butelkę do lodu.
– Za co pijemy? – zapytałam, unosząc kieliszek.
– Za owocną współpracę – stuknął delikatnie mój kieliszek.
– Za owocną współpracę – powtórzyłam i upiłam łyk. Zaskoczona musiałam zrobić dziwną minę.
– Nie smakuje?
– Przeciwnie, nigdy nie piłam czegoś tak pysznego – odpowiedziałam szczerze.
– To Bollinger.
– Nic mi to nie mówi – wzruszyłam ramionami, a on się uśmiechnął i chwycił moją dłoń.
– Wyglądasz naprawdę ładnie w tej sukience.
– Dziękuję, w tym wydaniu ty także jesteś miły dla oka – nauczyłam się przyjmować komplementy w pracy, więc tym mnie raczej nie zawstydzi.
– Chłopaki pytali, czy się zdecydowałaś.
– I co im powiedziałeś?
– Prawdę…
– Czyli?
– Że tak – znowu się uśmiechnął.
– Wszystko zależy od Tr…
– Trey się zgodzi. Jestem tego pewien – przerwał mi.
– Jeśli nie, to nie mamy o czym mówić.
– Wiem, ale się nie martwię – znowu uniósł kieliszek i stuknął nim w mój. Chce mnie upić? Hm, to interesujące, biedak nie wie, że pijana jestem bardziej niedostępna. Już po trzecim kieliszku poczułam przyjemny szum w głowie i ciepło w całym ciele. Najadłam się tak, że moja sukienka zaraz pęknie. O rany! Ponadto, gdy wstałam, poczułam moc szampana.
– Uuuu! – chwyciłam się brzegu stolika, by się nie zachwiać.
– Wszystko dobrze? – Sed podszedł i objął mnie delikatnie.
– Nie sądziłam, że szampan tak daje po głowie – chyba lekko zabełkotałam. O nie! Zaczyna się! Faza druga! Bełkot, potem jest chichot.
– Nie mów, że upiłaś się trzema kieliszkami szampana?
– Nie wiem – no i zaczął się chichot.
– O rany!
Nie wiem, czy był bardziej wkurzony, czy rozbawiony. Trudno wyczuć. Odzyskałam równowagę i jakoś wyszliśmy z restauracji. Gdzie teraz mnie zawiezie? W tym stanie powinnam wrócić do domu.
– Gdzie jedziemy? – wybełkotałam znowu.
– A gdzie chcesz jechać?
– Do ciebie, ty widziałeś, jak mieszkam, teraz chcę zobaczyć, jak mieszkasz ty – wypaliłam bez zastanowienia, wbijając