– O kurwa – zaklęłam głośno. Okres? Nie, to jeszcze nie czas. To chyba dalej ślady utraty mojego dziewictwa. Cholera no. Rozejrzałam się, ale przecież w busie zespołu rockowego nie znajdę podpaski.
– Skończyłaś? Musimy iść – zaczął dobijać się Sed.
– Mamy problem – powiedziałam. Nie mam wyjścia. Przecież tak nie wyjdę.
– Jaki problem? – otworzył drzwi i spojrzał jak kucam nad kibelkiem ze spuszczonymi spodniami i majtkami.
– Ej!
– Daj spokój, widziałem cię nago – spojrzał na moje majtki. – Okres?
– Nie. Załatw mi podpaskę – spojrzałam błagalnie.
– Niby skąd? – skrzywił się.
– Nie wiem. Nie macie żadnej dziewczyny w ekipie?
– Dobra, poczekaj. Coś wykombinuję – zaskoczyła mnie jego reakcja. Myślałam, że wyjdzie i po prostu mnie zostawi. A on się przejął. Może nie jest taki zły? Może wczoraj po prostu się zdenerwował, bo to było dla niego duże zaskoczenie? Sama już nie wiem. Na szczęście w torebce mam mokre chusteczki – wytarłam się i czekałam cierpliwie, aż Sed wróci. No i wrócił, z tamponami. Wręczył mi je, jakby to była statuetka Oskara. Spojrzałam na niego z politowaniem.
– Sed, nie używam tamponów.
– Wszystkie dziewczyny ich używają.
– Nie ja.
– Spróbuj chociaż, nie miały podpasek.
– Kto nie miał?
– Fanki za bramką.
– Poszedłeś prosić o podpaski wasze fanki? – parsknęłam śmiechem.
– A co miałem zrobić? Żaden z nas ich nie używa!
– No co ty! Domyśliłam się. Dobra wyjdź, spróbuję to jakoś zamontować – spojrzałam na tampon w rozmiarze max. Nie wygląda to dobrze.
– Pomóc ci? – Czy on mówi serio?
– Wynocha! – wypchnęłam go z łazienki i zamknęłam drzwi. No dobra, jak to się robi? Po kilku próbach mi się nie udało, jestem za bardzo obolała i chyba sobie coś w środku obtarłam. Ała. No świetnie.
– Reb, chłopaki zaraz wychodzą na scenę! – pośpieszał mnie Sed.
– Ja nie idę!
– Nie przesadzaj. Okres to nie koniec świata – znowu mi się władował do łazienki.
– To nie okres głupku. Idź do nich, ja tu zostanę.
– Skoro to nie okres – spojrzał na zakrwawiony tampon w mojej dłoni – to może powinnaś iść do lekarza.
– Nie twoja sprawa. Spadaj stąd.
– Reb, przepraszam cię za wczorajszy wieczór – wypalił. No wybrał moment. Ja stercząca nad kiblem, ze spuszczonymi spodniami, majtkami i tamponem w ręku.
– Sed, nie będę o tym teraz gadać.
– Ale źle mnie zrozumiałaś.
Nerwowo napchałam sobie papieru toaletowego w majtki, podciągnęłam je, a potem spodnie.
– Doskonale cię zrozumiałam, nie musisz się tłumaczyć.
– Zaskoczyłaś mnie.
– No coś ty! – przecisnęłam się w drzwiach łazienki, by umyć ręce w kuchennym zlewie. Ten tu też jest zapchany.
– Naprawdę cię przepraszam – łaził za mną jak pies.
– Przeprosiny przyjęte – odpowiedziałam na odczepnego, niech już przestanie. Gdy weszliśmy do klubu, chłopaki od razu obskoczyli Seda.
– Gdzieś ty, kurwa, był?
– Cześć, Reb, twój kumpel chyba padł trupem! – przywitał się ze mną Nicki.
– Simon, co mu zrobiłeś? Nie było nas pół godziny!
– Sam chciał się pojedynkować na szoty – udawał niewiniątko.
– Ile wypił? – skrzywiłam się. Wiedziałam, że to tak się skończy.
– Piętnaście pod rząd.
– Cholera, Simon! – warknęłam. – Gdzie on jest?
– Śpi w garderobie.
– Reb, spoko, nic mu nie będzie – wtrącił Erick.
– Będzie rzygał jak kot! Znam go.
– Jakby to on jeden zarzygał nam garderobę – Nicki przybił piątkę z Simonem.
– Nie ty go będziesz niańczył, więc mnie lepiej nie denerwuj.
– Już ją lubię – Alex objął mnie po przyjacielsku.
– Chłopaki, na scenę! – krzyknął ktoś z obsługi.
– Roznieśmy ten lokal, sukinsyny! – Simon krzyknął mi prawie do ucha. Chłopaki zaczęli wykrzykiwać jakieś dziwne rzeczy, trochę to przerażające, ale to w końcu gwiazdy rocka. Ruszyli na scenę nabuzowani. Czy oni coś pili? Brali? Prawie mnie staranowali, zanim zostaliśmy sami z Sedem. Znowu.
– Chcesz dobrze widzieć?
– Chyba muszę znaleźć Treya.
– Nic mu nie będzie. Zabaw się.
– Sprawdzę chociaż, nie chcę, aby się udusił własnymi wymiocinami.
– No dobra. Chodź – chwycił mnie za dłoń i zaprowadził do garderoby. Tu także jest bałagan, choć odrobinę mniejszy niż w busie. Zapewne dlatego, że spędzili tu tylko kilka godzin.
– Trey – kucnęłam obok leżącego na czerwonej skórzanej sofie Treya. Na szczęście położyli go na boku, bo obok niego, na dywanie jest wielka plama wymiocin.
– Mówiłem, że nic mu nie jest.
– Rano będzie zdychał. Ciężko znosi kaca.
– Nie jesteś jego matką, daj mu spokój.
– On nie ma rodziców, ja się nim opiekuję – Sed podszedł i kucnął obok mnie.
– Teraz śpi, nie pomożesz mu.
– Posiedzę tu – pogłaskałam Treya po głowie. Wymamrotał coś na podobieństwo mojego imienia i przekręcił się na drugi bok.
– Naprawdę jesteście blisko, co?
– Kocham go, Sed. Gdyby nie to, że jest gejem, pewnie zostałby moim mężem – spojrzał na mnie dziwnie.
– Jesteś za młoda na małżeństwo.
– Odezwał się staruch!
– Na pewno jestem starszy od ciebie, dziecinko! – usiadł, przesuwając nogi Treya trochę dalej na sofie.
– Ile starszy?
– Skoro ty masz dwadzieścia jeden to jakieś siedem lat.
– Masz dwadzieścia osiem lat? – zdziwiłam się, bo nie wyglądał na tyle.
– Będę miał, za kilka tygodni.
Poprawiłam Treyowi poduszkę i zdjęłam mu buty.
– Chcesz zobaczyć choć fragment koncertu?
– Niech