Baśka usiłowała przyswoić wszystko, co usłyszała. Nowe mieszkanie, nowe życie, nagle wpadła w panikę, przecież nie miała nic, żeby urządzić mieszkanie. Żadnych mebli, pracy, żeby mogła opłacać rachunki. Jeszcze nieuregulowana do końca sprawa z Bogdanem.
– Ale jak sobie sama poradzę? Nie mogę na nikogo liczyć, poza tym, jak dzieci odnajdą się w nowym miejscu?
Kaśka słuchała i starała się postawić w jej sytuacji i chyba ją jednak rozumiała. Musiała w jakiś sposób przekonać do swojego pomysłu Basię i jej dzieci. Wiedziała, że to będzie najlepsze wyjście dla wszystkich.
– Pani Basiu, może na początek proszę mówić do mnie po imieniu. Już nie jestem pani adwokatem, chyba, że zdecyduje się pani na moją pomoc w sprawie rozwodowej. – Wyciągnęła do zdumionej kobiety rękę, zaopatrzyła się w najbardziej czarujący ze swoich uśmiechów. – Może teraz przyjmie pani pomoc, której bardzo potrzebujecie…
– Ale ja nie mogę. – Basia skrępowana patrzyła na wyciągniętą rękę i nerwowo miętosiła trzymaną w dłoniach ścierkę.
– Oczywiście, że możesz – Kaśka przejęła inicjatywę i zwróciła się do swojej klientki po imieniu. Liczyła, że to pomoże przełamać opory.
– Skoro pani tak uważa. – Nieśmiało uścisnęła dłoń, a na zmęczonej twarzy pojawiło się coś, na kształt uśmiechu.
– Pierwsze koty za płoty. – Kasia odetchnęła z ulgą – Daj dzieciom obiad, później zabiorę was na małą wycieczkę. Myślę, że będziecie zadowoleni.
– Ale pani… – Baśka chciała coś powiedzieć, w porę się jednak zreflektowała – ale… nie musiałaś tego robić.
– Chciałam. To miejsce nie jest dla was dobre. Myślę, że zmiana otoczenia pozwoli wam szybciej zaleczyć rany i może łatwiej będzie zapomnieć?
– Wiesz, – przysiadła na brzegu krzesła i ściszyła głos, tak, żeby dzieci nie słyszały o czym mówi – Bogdan nas nigdy nie zostawi w spokoju. Dzisiaj rano, jak wracałam z zakupów spotkałam go pod domem. Groził mi… powiedział, że zabije mnie i dzieci skoro nie może z nami być.
Kaśka patrzyła na nią przerażona.
– Możesz powtórzyć? – W głosie dało się wyczuć tłumioną furię.
– Powiedział, że skrzywdzi dzieci…
– Obiecuję, – Kaśka zrobiła się nagle bardzo poważna, – Bogdan już nigdy się do was nie zbliży. To był jego pierwszy i ostatni raz. Chyba nie rozumie, co znaczy zakaz zbliżania się. Dlatego musimy jak najszybciej złożyć pozew rozwodowy.
– Nie znasz go. Ona nie zgodzi się na rozwód… – Baśka odwróciła głowę, żeby Kaśka nie zobaczyła dwóch wielkich jak grochy łez spływających po policzkach.
– Zdążyłam poznać, dlatego sądzę, że wasza przeprowadzka to doskonały pomysł, a rozwód powinnyśmy uzyskać z orzeczeniem jego winy już na pierwszej rozprawie.
– Ale on w taki czy w inny sposób dowie się, gdzie mieszkamy…
– Nawet jeśli… to już nigdy się do was nie zbliży. Obiecuję! – Powiedziała to takim tonem, że Baśka zdziwiona spojrzała na nią.
– Bogdan nie rzuca słów na wiatr. Jest zdolny do wszystkiego, boję się go.
– Zostaw to profesjonalistom. Porozmawiam z nim.
– Nie posłucha cię. – Baśka pokręciła głową.
– Moich argumentów posłucha, jestem pewna.
– Boję się o dzieci. Nie chodzi o mnie, ale one są bezbronne.
– Rozumiem cię. To się już nie powtórzy.
– Skąd możesz być tak pewna? Znam go wiele lat.
– Ja mam za to dar przekonywania, któremu trudno się oprzeć! – Kaśka uśmiechnęła się do Ani, która właśnie weszła do kuchni.
– Możesz zawołać rodzeństwo, zjecie obiad, potem zabiorę was w pewne wyjątkowe miejsce.
– Do cyrku?
– No… nie, nie do cyrku, – Kasia powiedziała tajemniczo, – ale jak będziesz chciała to później zaproszę was na pyszne ciastka.
– Karolina mówiła, że idzie z rodzicami do cyrku. – Spojrzała na mamę błagalnym wzrokiem. – Też chciałam iść. Jej mama kazała spytać, czy mnie puścisz.
– Ale…
– Bardzo chcesz iść do cyrku z koleżanką?
– Tak. Jest tam Wielki Nochal taki śmieszny klown! – Jej oczy błyszczały, kiedy o tym mówiła. – Można też przejechać się na kucyku.
– Aniu, – Kasia przykucnęła przed dziewczynką, – jeśli bardzo chcesz, to może mama pozwoli ci pójść, a moją niespodziankę obejrzysz, kiedy indziej.
– Mamusiu, mogę? – Dziewczynka patrzyła z nadzieją i błaganiem w oczach.
– Dobrze kochanie, – Baśka westchnęła, – tylko spytaj ile kosztują bilety i o której wrócicie.
– Basiu, nie martw się o pieniądze, – Kaśka wiedziała, że mogą one stanowić problem. Sięgnęła do torebki wyciągając portfel – musimy załatwić ważne sprawy. Ania może ten czas spędzić z koleżanką.
– Nie możesz… – Baśka patrzyła z niedowierzaniem, kiedy Kasia wręczyła małej pięćdziesięciozłotowy banknot, – nie będę miała ci jak oddać.
– Nic nie musisz mi oddawać, – Kaśka pokręciła głową, – poza tym, będziemy musiały wszystko omówić na spokojnie.
– Dziękuję. – Ania wyciągnęła ręce, żeby ją uściskać.
– Baw się dobrze. – Kasia ucałowała małą w policzek.
Ania chciała wyjść do koleżanki, ale zatrzymał ją głos mamy.
– A obiad?
– Chciałam tylko powiedzieć, że mogę jechać. – Na małej twarzy gościł szeroki uśmiech.
– Dobrze, – Basia westchnęła, – ale widzę cię z powrotem młoda damo za pięć minut. Obiad stygnie.
– Będę! – Zdążyły jeszcze usłyszeć, zanim zatrzasnęła za sobą drzwi.
– Nie powinnaś tego robić. – Baśka spojrzała na nią smutno – Nie stać mnie na wszystkie ich zachcianki.
– Rozumiem, ale tak będzie lepiej, – Kasia powiedziała uspokajająco, – przynajmniej wszystko obejrzymy w spokoju. Potem zabiorę was do fajnej cukierni. Dzieci będą zachwycone.
– Dlaczego to robisz?
– Dlaczego ci pomagam? – Domyśliła się, o co chodzi. – Ponieważ na to zasługujecie.
– Ale jest coś jeszcze, prawda?
– Nie. Dlaczego tak sądzisz? – Tym razem to Kaśka spojrzała zaskoczona na kobietę stojącą obok.
– Nie wiem, – ostrożnie dobierała słowa, – ale wydaje mi się, że coś cię gnębi… przepraszam, nie chcę być nachalna… to nie moja