– Jeśli chodzi o nas, to możecie przyjeżdżać co tydzień – pocałował ją w policzek.
– Wiem, wiem. Najlepiej by było, gdybyśmy się tutaj przeprowadzili… – Grzesiek usiadł wygodniej i oparł się łokciem o parapet.
– Sam bym tego lepiej nie powiedział. – Michał uśmiechnął się do zięcia.
– Niestety, to nie wchodzi w rachubę. Tam mamy prace, dom… i trochę prywatności.
– Przecież się nie wtrącamy w wasze życie. – Lila postawiła na stole dzbanek z kompotem truskawkowym.
– Tak tylko powiedziałam. Przecież wiem, że się nie narzucacie, ale dzięki temu, że mieszkamy w Warszawie, trochę za nami tęsknicie.
– Żeby tylko trochę, – Michał spojrzał na córkę. – obie wyjechałyście i wpadacie do domu od czasu do czasu.
– Taka kolej rzeczy! Czasem córeczki tatusia uciekają za innym facetem.
– Dobrze, że przynajmniej ten facet też pochodzi z Buska, prawda? – Grzesiek włączył się do rozmowy. Od zawsze uwielbiał przyglądać się kontaktom Kaśki z rodzicami. Byli zupełnie inni, niż jego matka, która zawsze i wszędzie szukała sposobu, żeby wtrącić swoje trzy grosze. We wszystko bez wyjątku.
– Kiedy byliście dziećmi, nigdy bym nie podejrzewała, że będziecie parą. – Lila zamyśliła się, usiłując sobie coś przypomnieć – Jak ona miała na imię? Aśka?
– Tak. – Grzesiek pokiwał głową. – Ale to nie była dziewczyna dla mnie. Widocznie z Kasią jesteśmy dwiema połówkami tej samej pomarańczy.
– Bardzo się cieszę, że jesteście szczęśliwi. – Lila usiadła obok męża przy stole.
– Nie często się zdarza, że kumple z jednej piaskownicy, biorą ze sobą ślub. – Grzesiek spojrzał z miłością na żonę.
– Czyżby? – Kasia zmrużyła oczy – Wiesz, co ja przez ciebie przeszłam, jak widziałam cię z tą flądrą?
– Flądrą? – Michał spojrzał zaskoczony na córkę. – Od kiedy mówisz o innych w ten sposób?
– Ona chciała mi odebrać Grzesia. – Przybrała ton zagniewanej, rozkapryszonej dziewczynki, której ktoś usiłował ukraść ulubioną zabawkę.
– Tak, ale chyba nie zasługuje na to, żebyś nazwała ją w ten sposób? Grzesiek ją ko…
– Ale teraz kocha mnie. Aśka rozpłynęła się w mrokach przeszłości… zniknęła we mgle zapomnienia, – spojrzała na Grześka, – mam rację skarbie?
– Dla mnie liczysz się tylko ty, – uśmiechnął się – przecież wiesz o tym.
– Walczyłam i wygrałam. Nie poddaje się, w końcu jestem skorpionem, a one tak mają.
– Zawsze byłaś uparta, – Lila wstała, żeby odcedzić ziemniaki, – w każdej sprawie potrafiłaś dopiąć swego.
– Pewnie inaczej nie dałabym sobie rady. – Spojrzała poważnie na mamę, ale w jej oczach czaił się uśmiech. – Trzeba mieć skórę nosorożca i odporność psychiczną wariata żeby zostać prawnikiem.
Na jej ostatnie wystąpienie całe towarzystwo siedzące przy stole spojrzało na nią ze zdziwieniem.
– Nie wiedziałam, że w ten sposób patrzysz na swój zawód… – Grzesiek pokręcił głową.
– Nie jest łatwo radzić sobie z takim Rafałem. Dobrze wiecie ile nerwów mnie to kosztuje.
– Teraz znowu z tobą przegrał. – Matka przypomniała jej ostatnie zwycięstwo.
– Bo miałam rację. Rafał się uwziął i marzy tylko o tym, żeby mi dokuczyć.
– Powtarzasz to od kilku lat, ale i tak nie rozumiem, czemu się tak ciebie uczepił. – Michał sięgnął po papierosa. – Przecież nic nie zrobiłaś, więc może z nim porozmawiaj. Niech powie, o co mu do diabła chodzi.
– Jak mnie widzi, to stać go jedynie na trzaskanie drzwiami… przynajmniej ostatnio tak było, kiedy się widzieliśmy. – Przypomniała sobie jego zachowanie, kiedy wychodził z sali sądowej po przegranej sprawie.
– Nie jest lekko zostać pokonanym przez taką wyjątkową kobietę, jak moja żona! – Grzesiek spojrzał dumny na teściową.
– Wiem dziecko, wiem… – Lila uśmiechnęła się pobłażliwie.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Wracali do Warszawy w doskonałych nastrojach. Grzesiek spotkał się ze znajomymi, ona spotkała się z Gosią i co najważniejsze, udało się wyciągnąć sporo informacji od teściowej. Okazało się, że Grzesiek w wieku siedemnastu lat chorował na świnkę. W sumie nie spodziewała się, że będzie to aż tak proste, osiągnęła więcej, niż mogła przypuszczać. Agnieszka miała rację, tylko Krystyna była w stanie dokonać tego, czego ona nie mogła zrobić od pięciu lat.
Grzesiek znowu robił za kierowcę. Było niedzielne słoneczne przedpołudnie. Lila przyszykowała całą torbę jedzenia, dzięki temu przez najbliższy tydzień nie będzie musiała gotować. Kaśka siedziała wygodnie i podziwiała krajobraz za oknem.
– Cieszysz się, że wracamy do domu? – Wyciągnął dłoń i położył jej na udzie.
– Rodzice są kochani, ale najchętniej zagłaskaliby nas na śmierć, nie sądzisz? – Uśmiechnęła się zalotnie.
– Nie rób tego… – pokręcił głową – do domu zostało nam jeszcze ze dwie godziny drogi.
– Spojrzeć nie można, żebyś nie usiłował mnie od razu zaciągnąć do sypialni? – Parsknęła śmiechem – Poza tym mógłbyś zabrać rękę… nie jestem z kamienia.
– Co ja poradzę, że nie potrafię ci się oprzeć? – Uśmiechnął się, ale posłusznie przeniósł dłoń na kierownicę.
– Jeśli o to chodzi, to łamiemy chyba wszystkie normy.
– Są jakieś normy?
– Trudno powiedzieć, ale na supermana nie wyglądasz.
– Nie doceniasz mnie…
– Wolałabym raz a konkretnie… wiesz, o co chodzi.
– O takie małe, rozdarte, ale nasze?
– Dokładnie tak… – Położyła mu dłoń na udzie i przesunęła delikatnie do góry.
– Teraz ty zaczynasz? Proszę. Pozwól mi się skupić, bo nigdy nie dojedziemy do domu.
– Dobrze, dobrze! – Pokręciła głową. – Już nie będę. Zaczekam jak grzeczna dziewczynka.
– Kochanie, jak się umówimy z lekarzem? – zmienił temat.
– W poniedziałek umówię wizytę… dziękuję, że się zgodziłeś – powiedziała cicho.
– Musimy wiedzieć jak cię leczyć i może za rok będziemy szczęśliwymi rodzicami jak Anka i Michael?
– Od tylu lat o tym marzę, teraz jest to tak blisko… no, prawie blisko, przed nami jeszcze pewnie sporo badań.
– Nie denerwuj się, będzie dobrze. – Spojrzał uspokajająco.
– Nie mogę uwierzyć, że się zgodziłeś.
– Cały czas mówiłaś, że to moja wina. Dlaczego nie powiedziałaś, że lekarz nie może znaleźć przyczyny, jeśli nam wspólnie nie zrobi badań? Dobrze, że moja matka mówi logicznie. – Grzesiek jak papuga powtarzał to, co ona wmówiła teściowej.