Siła przeznaczenia. Anna Górska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Anna Górska
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7859-371-3
Скачать книгу
czekoladowych. Zapłaciła przy kasie i wróciła do samochodu. Pięć minut później otwierała drzwi do mieszkania.

      – Już jestem! – Zawołała. Zajrzała do salonu, ale widocznie Grzesiek jeszcze nie wrócił z pracy. Poszła do sypialni, zdjęła żakiet i spodnie, przewiesiła przez oparcie krzesła, mimowolnie spojrzała odbicie w lustrze, widziała młodą kobietę, zgrabną, w samej bieliźnie, nawet te kilka kilogramów więcej nie stanowiło problemu. Ręka mimowolnie znalazła się na brzuchu, jakby chciała coś chronić. Po chwili otrząsnęła się z tego stanu i pokręciła głową. Wiedziała, że jeszcze nie ma kogo chronić, ale może już niedługo, jeśli uda się przeprowadzić plan.

      Wlała do wanny różany olejek i odkręciła wodę, wróciła do kuchni. Machinalnie przygotowała pastę z awokado i lampkę dobrego wina. Dwadzieścia minut później leżała rozkoszując się ciepłą kąpielą. Zapach róż działał uspokajająco, leżała wygodnie oparta o dmuchany zagłówek. Krakersy z awokado, wino i muzyka, która cicho sączyła się z głośników pomagały się zrelaksować. Słyszała jak ktoś dzwoni, ale nie miała ochoty na rozmowę. Starała się ułożyć dokładny plan rozmowy z Krystyną. Zastanawiała się, co powiedzieć, w jaki sposób pokierować rozmową, chciała mieć plan na każdą, nawet nieprzewidzianą ewentualność. Dwa razy dolewała wody, w końcu jednak musiała wyjść, a Grześka wciąż nie było w domu. Położyła się w salonie i zaczęła przeglądać kolejne programy, szukając czegoś interesującego. Ostatecznie zostawiła na jakimś amerykańskim filmie, nie zauważyła kiedy zasnęła.

      – Skarbie? – Nachylił się. Spała tak spokojnie, zastanawiał się czy jest sens ją budzić, ale postanowił, że chociaż się przywita.

      – Jesteś? Która godzina? – Spojrzała zaspana.

      – Późno, dzwoniłem, ale nie odebrałaś. Nagrałem się na sekretarkę… – Pocałował ją w czubek nosa. Kasia zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła bliżej.

      – Tęskniłam, czemu dopiero teraz wróciłeś?

      – Musiałem zostać w pracy, ale możemy wyjechać już w piątek rano. – Uśmiechnął się.

      – Naprawdę? – Podniosła głowę opierając ją na łokciu.

      – Zadowolona? – Wyciągnął dłoń i zaczął palcem delikatnie zsuwać ramiączka z jej ramion.

      – Domyśl się… – Mruknęła zmysłowo i zaczęła go całować, odnajdując pulsujące miejsce na szyi. Delikatny zarost drapał twarz, ale zupełnie się tym nie przejmowała.

      Grzesiek uwielbiał jej spontaniczność, zsunął koszulkę i patrzył zachwycony. Kaśka była zgrabną dziewczyną i swoim wyglądem doprowadzała go do szaleństwa. Sprawnym ruchem wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, chociaż nie miała nic przeciwko niewygodnej kanapie. Zanim tam dotarł, koszulę miał zsuniętą z ramion, wystarczyło opuścić ręce a koszula sama znalazła się na podłodze. Kasia dokończyła swoje dzieło i chwilę później na podłodze znalazła się reszta jego ubrania.

      – Jesteś wyjątkowa, wiesz? – Wsunął się pod kołdrę i zaczął gładzić jej ramiona. Otworzyła oczy i zobaczył w nich pożądanie, nie potrafił już dłużej nad sobą panować, zatopił się w jej ustach i wszystko wokół przestało istnieć.

      – O której chcesz wjechać? – Patrzył spod półprzymkniętych powiek, obserwując z przyjemnością, jak powoli uspokaja oddech.

      – O dziewiątej, może trochę później… – Pogłaskała go po szorstkim policzku.

      – Mówiłaś rodzicom, że przyjedziemy?

      – Będą mieli miłą niespodziankę. – W oczach dostrzegł łobuzerski błysk, który pamiętał jeszcze ze szkolnych czasów.

      – Już to widzę. – Zaczął się śmiać, przypominając sobie scenę, sprzed kilku miesięcy, kiedy przyjechali bez zapowiedzi.

      – Dlaczego? Powiemy, że to była spontaniczna decyzja…

      – Myślisz, że w to uwierzą? Doskonale wiedzą, że praca to nasze drugie życie.

      – Będzie super. – Machnęła ręką.

      Grzesiek uśmiechnął się.

      – A co mi tam… i tak zawsze wychodzi na twoje. – Objął ją ramieniem, żeby mogła wygodnie się ułożyć, kilka minut później usłyszał jej spokojny oddech. Poprawił rękę i też starał się zasnąć. Niedługo potem on też odpłynął w senne wojaże.

      Kaśka wyjątkowo wstała kilka minut po czwartej. Grzesiek jeszcze spał, zebrała ubrania porozrzucane po podłodze i ułożyła na fotelu, potem poszła do kuchni zrobić kawę i zapalić papierosa. Zajrzała do paczki, ale były tam dwie ostatnie sztuki. Nie paliła dużo, ale czasem miała na to ochotę. Kilka minut później stała z kubkiem parującej kawy, zapatrzona w drzewa za oknem. Było pochmurno, ale gdzieniegdzie zza chmur zaczynały przebijać pojedyncze promienie majowego słońca. Liczyła, że dzień będzie pogodny, miała sporo zaplanowanych spraw, a nie lubiła, kiedy padało. Nie zauważyła, kiedy Grzesiek wstał i cicho podszedł. Objął ją w pasie i z przyjemnością wdychał zapach skóry o delikatnej różanej woni.

      – Co się stało, że już wstałaś?

      – Nic… – odwróciła się – myślałam co będziemy robić w Busku.

      – Może spotkamy się ze znajomymi? Rozmawiałem wczoraj z Tomkiem i powiedziałem, że w piątek przyjedziemy do rodziców. Zaproponował, żebyśmy się spotkali, jak za dawnych czasów.

      – Chyba wolę odpocząć, ale jak chcesz to możesz się z nim spotkać.

      Przygotowała śniadanie i siedząc przy stole zastanawiali się, jak spędzić wspólny, wolny weekend oczywiście o swoich dodatkowych planach nie wspomniała nawet słowem. Stanęło na tym, że on spotka się ze znajomymi, a ona umówi się z Gośką i oczywiście pogada z Krystyną. O dziewiątej wyszła do pracy, musiała załatwić bieżące sprawy przed wyjazdem. Przed południem umówiła się w urzędzie. Chciała wszystkiego dopilnować, jakby się obawiała, że bez niej wszystko się zawali.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      Z urzędu wyszła prosto na nagrzany parking. Zegar z termometrem zamontowany na urzędzie wskazywał trzydzieści trzy stopnie Celsjusza. Było gorąco, chociaż ranek nie zapowiadał takiego upału. Miała wrażenie, że zaraz się rozpłynie. Rozejrzała się za samochodem, westchnęła, kiedy zobaczyła, że teraz był wystawiony na ostre słońce. Cień, który do południa dawał uczucie przyjemnego chłodu gdzieś zniknął. Nie poszła do samochodu, niedaleko była fontanna, skierowała się w tamtą stronę. Usiadła na brzegu, lekko nachyliła się w stronę tafli wody i zanurzyła rękę. Zaczęła nią poruszać rytmicznie w przód i w tył, w przód i w tył… zapatrzyła się przed siebie, nagle świat wokół przestał istnieć, patrzyła, ale nic nie widziała… miała wrażenie, jakby została na świecie sama… pozostał tylko rytmiczny ruch ręki. W tej właśnie chwili miałaby ochotę zniknąć, miała wrażenie, że wszystko ją przerasta, robi się coraz mniejsza i mniejsza, a pozostaje tylko ten rytmiczny ruch ręki, która żyła własnym, niezależnym życiem. Chciała się podnieść, ale ciało odmówiło posłuszeństwa, cały czas siedziała i palcami przeczesywała taflę zimnej wody. Czuła się jak postać z baśni tysiąca i jednej nocy tylko w jakimś dziwnym wydaniu, w bajce bez sensu i jakiegokolwiek morału. Robiła krok w przód, tym samym momencie cofała się o dwa do tyłu. Chciała się jakoś otrząsnąć, ale miała wrażenie, że pozostaje to poza jej możliwościami. Z tego stanu wyrwał ją dopiero dźwięk telefonu, odruchowo wyciągnęła go z torebki i spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił Grzesiek. Wyciągnęła dłoń z wody, która dawała jej uczucie przyjemnego chłodu i mokrą dłonią przesunęła po nagrzanym karku.