Zbiegły po schodach z szelestem jedwabiu i aksamitu.
Nawet Piers trochę się ucieszył, choć jego dama nie obdarzyła go nawet jednym spojrzeniem, stojąc obok niego. Lepszy Reginald niż któryś z nieodłącznych wielbicieli Teodory. Poza tym raczej lubił Reginalda, podczas jego pobytu cały zamek stawał się mniej ceremonialny, a on niezmiennie przynosił nowiny o tym, co się dzieje w szerokim świecie. Tylko gdy trochę za dużo wypił, stawał się nieznośny i przekraczał granice przyzwoitości. Nie zdarzało się to jednak zbyt często. Reginald był w każdym razie lepszym kompanem niż Landulf, który wywyższał się jako zarządca wszystkich posiadłości Akwinatów – kiedy nie było jego matki – a kłaniał się jej i przypodchlebiał, kiedy była. Niewiele, jeśli są w ogóle, jest rzeczy tak irytujących jak protekcjonalna postawa prostaka.
Jedynym, który zawsze zdawał się to wyczuwać, był chłopiec, Tomasz, o ile nadal można było go tak nazywać... miał teraz siedemnaście lat. Landulf nigdy nie przepuścił okazji, by drwić z księży, zakonników i klasztorów w ogólności, a ze swojego „braciszka mnicha” szczególnie. A Tomasz nigdy nie wykorzystywał okazji, by mu się odciąć. Siedział tylko, nic nie mówiąc. Czasem nie miało się nawet pewności, czy jest przytomny. Czyżby jednak był niemrawy? A może wciąż przeżywał szok utraty małej norki na Monte Cassino. W każdym razie dobrze, że hrabina wysłała go do Neapolu, gdzie studiował teraz wszystko, co wykładano na uniwersytecie neapolitańskim – był wśród chłopców w jego wieku i widział trochę świata. To dobrze mu zrobi.
Robin dowiedział się o nim czegoś dziwnego od starej Magdaleny, która była kiedyś jego piastunką. Hrabina miała siedmioro dzieci i któregoś dnia Tomasz bawił się w pokoju, w którym Magdalena siedziała z nowonarodzonym dzieckiem, Marią, w ramionach. Rozległ się grzmot i błyskawica rozjaśniła nagle cały pokój. Kiedy Magdalena doszła do siebie, stwierdziła, że nie może poruszać lewą ręką. Była sparaliżowana. A mała Maria w jej ramionach nie żyła. Tomasz pozostał nieporuszony. Magdalena odzyskała władzę w lewej ręce dopiero po kilku latach. Czy to możliwe, że ów wypadek wpłynął w jakiś sposób na charakter chłopca? W wiosce Foregay była dziewczynka, która straciła mowę, kiedy zobaczyła, jak pijany ojciec atakuje jej matkę. Takie rzeczy się zdarzały. Może to sprawiło, że Tomasz był zupełnie inny od reszty braci. Może wczesne spotkanie ze śmiercią wpłynęło na jego religijne skłonności. Może dlatego był cichy, nieśmiały i niezręczny w towarzystwie wesołych, hałaśliwych ludzi.
Uniwersytet dobrze mu zrobi.
A oto zjawił się Reginald ze swym orszakiem, były przy nim oczywiście trzy siostry i Landulf... a nawet hrabina.
W pół godziny później siedzieli wszyscy w dużej sali, pijąc. Piersowi i sześciu innym rycerzom zamku wraz z damami pozwolono wziąć w tym udział. Nalegał na to Reginald.
– Oni wszyscy są spragnieni wieści o tym, co się dzieje, matko. – Lubił liczne grono słuchaczy.
– Użycz mi lutni, Homerze – zaczął – by Odys Wędrowiec mógł opowiedzieć o wszystkim, co widział i przeżył. Ale kogoś brakuje... a, naszego małego mnicha. Był tutaj, gdy ostatnio przyjechałem. Wrócił na uniwersytet? Cóż, całkiem go tam zepsują. Nie będzie ani mnichem, ani rycerzem, odkąd dostali go w swoje szpony. Prawnicy nauczą go, jak pozwolić uciec grubej rybie i powiesić zamiast niej małą płotkę, lekarze nauczą go jedynej nauki, której ostateczna porażka jest gwarantowana zawczasu, a jego magister retoryki umrze z wyczerpania. Wyobraźcie sobie naszego Tomasza wygłaszającego mowę. Podczas mojej ostatniej wizyty wypowiedział, jak sądzę, dwadzieścia trzy słowa w dwa i pół dnia. A kiedy...
– Mniejsza o Tomasza – przerwała niecierpliwie hrabina. – Tomasz nie jest ważny. Nowiny, Reginaldzie.
Reginald rozejrzał się. Wszystkie twarze były zwrócone w jego stronę.
– To wbrew regułom sztuki dramatycznej – powiedział – ale od razu zdradzę wam sekret: Habemus papam.
Pół tuzina głosów powiedziało:
– Nareszcie. Dzięki Bogu. Chwała Najświętszej Pannie. – Ale hrabina zapytała: – Kto to jest? Kto?
– Kardynał Sinibaldo Fieschi.
– Bardzo dobra rodzina – orzekła hrabina. – I cesarz go lubi, jak sądzę.
Reginald roześmiał się.
– Nie miałbym na to zbyt wielkiej nadziei, matko. Czy wiesz, co powiedział, kiedy o tym usłyszał? Byłem przy tym. „Straciłem przyjaciela w kardynale, ale zyskałem wroga w papieżu.” A nowy papież przybrał imię Innocenty IV. To nie jest szczególnie dobry omen, prawda? To za czasów Innocentego III zaczęły się kłopoty cesarza.
Hrabina zacisnęła usta.
– Fryderyk bardzo lubi błyskotliwe sentencje – rzekła – tak jak ty. Myślę, że to dobra nowina. Sinibaldo Fieschi zawsze był rozsądnym człowiekiem. A czas ku temu był już najwyższy. Papieski tron zbyt długo stał pusty. To, co się ostatnio działo: wszędzie żebrzący mnisi, głoszący, że jutro będzie Dzień Sądu. Jeżeli chcę kazania, idę na Mszę Świętą. Niedobrze wprost się robi od słuchania tych spoconych prostaków wykrzykujących do wszystkich na rynkach i placach. Mam nadzieję, że papież przywróci porządek.
– Cóż, w każdym razie nie będzie gorzej, niż za Grzegorza – powiedział Reginald. – Nie sądzę, by cesarz nienawidził kogokolwiek tak bardzo, jak jego. Pamiętam, kiedy mieliśmy zaatakować Rzym, albo raczej gdy wyruszyliśmy, by zdobyć Rzym... nie trzeba było go atakować; cesarz włożył w miasto tyle pieniędzy, że niemal każdy obywatel był przekupiony. Słyszeliśmy od naszych agentów, że tysiące ludzi otwarcie nosiły cesarskie barwy... A stary Grzegorz? Poprowadził procesję przez miasto z relikwiami świętych Piotra i Pawła i ogłosił na Piazza, że teraz im pozostawia ochronę Rzymu, skoro obywatele porzucili sprawę. To musiał być wspaniały spektakl, scena warta opisania przez poetę. Cesarskie barwy znikły, obywatele obsadzili mury, słyszeliśmy relacje i... nie zdobyliśmy w końcu Rzymu. Wtedy cesarz staranniej wszystko przygotował, kierując całą propagandę przeciw osobie samego Grzegorza jako jedynego człowieka odpowiedzialnego za niezgodę, wojnę i wszelkie nieszczęścia Włoch. I znów podeszliśmy. Muszę przyznać, że było to przygotowane po mistrzowsku. A co zrobił stary Grzegorz? Umarł. Tak po prostu. A my zostaliśmy z całą naszą piękną propagandą już bezużyteczną, bo nie było Grzegorza, na którym mogłaby się skupić. Ale to nie wszystko: nie mieliśmy już pretekstu, by zdobyć Rzym. Pokonały nas nasze własne słowa. Cesarz nie posiadał się z wściekłości. „Oszukiwał mnie przez całe życie, a teraz oszukał mnie przez swoją śmierć”, powiedział. – Reginald roześmiał się serdecznie. – Wiecie, to jak punkt kulminacyjny dramatu. Gdybym tylko miał czas, napisałbym go któregoś dnia. Stary papież, próbujący osłonić Rzym zupełnie sam... jak papież Leon, kiedy sam odparł atak Attyli.
– Reginaldzie! – hrabina była naprawdę zdenerwowana. – Nie będziesz porównywał cesarza z Attylą w tym domu.
– Przepraszam, matko – Reginald złożył jej ukłon. – Wiesz, że poeci są nieodpowiedzialni. Ale nie jestem pewien, że cesarz nie byłby tak zadowolony, jak ty jesteś wzburzona. A to byłaby niezła zabawa.
Teraz wszyscy się roześmiali. Nie można było długo gniewać się na Reginalda.
– Dajcie mi lutnię... wolałbym zaśpiewać wam to, co skomponowałem, niż dalej opowiadać o tym, co zdarzyło się na dworze. Uwierzcie, moja muzyka jest lepsza niż ich... Dziękuję, Marotto.
Zaczął grać i śpiewać.
– Stworzono cię dla tej godziny, ciebie z oczami jak gwiazdy...
– Przestań śpiewać głupstwa – powiedziała hrabina. –