Łagodne światło. Louis de Wohl. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-257-0583-1
Скачать книгу
coś strasznego. Takie myśli nie mogą kiełkować w jego własnej duszy, nie wierzę w to. Pochodzą od Della Vigni, Eccelino i podobnych parweniuszy. To smutne, bardzo smutne, że on ciągle walczy z papieżem. Miejmy nadzieję, że teraz będzie lepiej pod rządami Fieschi w Rzymie. Ale nasze miejsce jest przy naszym cesarskim kuzynie. Nie mamy wyboru. Akwinata nie ma wyboru.

      Usiadła wyczerpana.

      – Wina, Landulfie... dziękuję. Cóż, usłyszeliście teraz moją historię... opowieść starej kobiety, siwą jak jej włosy. Gdzie jest twoja lutnia, Reginaldzie?

      – Nie, matko – Reginald westchnął cicho. – Po twojej epice moja słaba liryka nie zabrzmi dobrze. Jesteś zrobiona z twardszej materii niż my. Nie widzę tego wszystkiego tak, jak ty... widzę to jak człowiek, który czyta książkę albo słucha muzyki. Nie jest winą czytelnika, kiedy bohater popełnia zbrodnię, a on nie może go od tego powstrzymać. Po prostu czyta dalej... ale ja nigdy nie myślałem o porzuceniu sprawy kuzyna Fryderyka. Nie trzeba się martwić. Nie zostanę powieszony jak biedny, mały Pietro Tiepolo. Landulf też nie.

      – Och, zamilcz, Reginaldzie!

      Ku jego zdumieniu i grozie hrabina wybuchła płaczem.

Kolo.psd

      – Co się dzieje z sir Piersem? – spytała Adelazja, wiedziona ciekawością. – Prawie się dzisiaj nie odezwał.

      Teodora parsknęła śmiechem.

      – Wcale z nim nie rozmawiałam.

      – Ale dlaczego? Co zrobił?

      – On? Nic. Jeżeli chce się zalecać do tej Selvaggii, proszę bardzo.

      – Ale to nie on. To ona...

      – Jakie ma znaczenie, kto zaczął? Nie dbam o to. Ale on jest zawsze taki prawy, taki stateczny, taki... angielski. On... on mnie nudzi.

      – Jest bardzo przystojnym mężczyzną – rzekła Adelazja.

      – Tak sądzisz? – Teodora ziewnęła dyskretnie.

      Tej nocy Piers postanowił wrócić do Anglii, jak tylko skończy się rok jego służby.

Kolo.psd

      Cesarski uniwersytet w Neapolu był pod wieloma względami symbolem swoich czasów. W rzeczy samej, był mikrokosmosem Europy. Tu młody student mógł studiować medycynę pod kierunkiem nauczycieli, którzy zaszczycali swymi wykładami Toledo i Salamankę, mógł uczyć się zawiłości prawoznawstwa, a jego nauczyciele starali się nadążać za niezliczonymi nowymi prawami, jakie cesarz ogłaszał w coraz krótszych odstępach czasu, mógł opanować sztukę retoryki odpowiednio do swego talentu i wiedzy gramatycznej u znawcy nie mniej wybitnego niż Walter z Ascoli, który pracował nad encyklopedią etymologiczną. Roffredo z Benewentu wykładał prawo cywilne, Bartolomeo Pignatelli prawo kanoniczne, mistrz Terrisius z Atiny sztuki piękne, a Piotr z Irlandii nauki przyrodnicze. Tym sposobem Neapol zaspokajał potrzeby wszystkich. To była odpowiedź cesarza na Rzym, który stawiał na teologię, i Bolonię, która zyskała reputację raczej „wolnomyślnej” – sceptycznej. W Neapolu mogli studiować wierzący i niewierzący. A że nie było prób syntezy nauk, w rezultacie studenci zostawali z pewnym zasobem zupełnie odmiennych i całkowicie sprzecznych poglądów wirujących w ich głowach.

      – Nie szkodzi – rzekł Fryderyk, kiedy Della Vigna zwrócił jego uwagę na ten fakt. – Przynajmniej będą mieli otwarte umysły i nie staną się niewolnikami żadnej idei.

      Della Vigna wydał pomruk aprobaty. Jak dotąd wszystkie uniwersytety w Europie były zakładane i obsadzane przez Kościół. Stanąć z nim w szranki było wielką mądrością ze strony cesarza, była to sprawa zasadnicza dla uformowania człowieka użytecznego dla cesarstwa. Ale czemu służyły w tej sytuacji wykłady z prawa kanonicznego? Dlaczego wykładali tacy nauczyciele jak Pignatelli czy Piotr z Irlandii? Czemu nie stworzyć bastionu wolnej myśli, przewyższającego nawet Bolonię?

      Fryderyk uśmiechnął się, a Della Vigna wreszcie zrozumiał.

      – Mój drogi cesarzu, jestem głupcem, tak jak my wszyscy w twojej obecności. Oczywiście chcesz, by Neapol stał się nowym ośrodkiem największych umysłów i dlatego nikogo nie odtrącasz. Nie chcesz przekonywać przekonanych. Potrzebujesz świeżej krwi, dziewiczych mózgów... tak, by nikt nie mógł wykazać pobożnemu ojcu czy bigoteryjnej matce, że Neapol jest bezbożny.

      – To – powiedział cesarz – jest część mojej idei. Poza tym, nie można tego zrobić za jednym pociągnięciem. Łagodnie, Della Vigna, łagodnie. Czy myślisz, że nie byłoby zabawne poprosić przyjaciół w Syrii, Tunisie i Egipcie o kilku ich największych uczonych, by nauczali mądrości Wschodu? Ale oni też są na pewien sposób bigoteryjni i zaatakowaliby ten fantastyczny zamęt, który nazywamy teologią, wykazując, że chrześcijaństwo jest religią politeistyczną. Musimy odłożyć tę zabawę na później, może niewiele później. Neapol jest początkiem. To ich wzburzy i zmiesza – tym lepiej. Nie potrzebujemy teraz jednej wytyczonej linii. W ten sposób Trójca jest bezpieczna... na razie.

      A Neapol rozwijał się. Jak na każdym innym uniwersytecie, nikomu nie odmawiano wstępu ze względu na rasę, narodowość czy urodzenie. Potomkowie sławnych i bogatych rodzin siedzieli obok na wpół zagłodzonych chłopców, których entuzjazm dla wiedzy był jedynym atutem. Po każdym wykładzie odbywała się dyskusja, a studentów proszono, by przeanalizowali i skomentowali to, czego się nauczyli.

Kolo.psd

      Magister Pignatelli właśnie skończył mówić na temat myśli świętego Augustyna. Wielka sala wykładowa rozbrzmiewała gwarem. Pignatelli był mistrzem w przedstawianiu starego w nowej formie, a jego słuchacze wymieniali poglądy, do czego mieli prawo, dopóki wykładowca nie wskazał jednego z nich, by skomentował to, co powiedział.

      – To nie jest prawdziwe prawo kanoniczne, jak wiesz.

      – Oczywiście, że nie. Ale prawo kanonicznie niejednokrotnie formowano na bazie twierdzeń starego Augustyna. Ojcowie Kościoła...

      – Możesz mówić, co chcesz, to jest subtelny sposób Pignatellego, by wprowadzać teologię czystą i prostą. Innymi słowy, musisz być prosty, by przyjąć ją czystą.

      – Nie wiem. Mam nadzieję, że mnie nie wyznaczy. Naprawdę nie wiedziałbym, co powiedzieć.

      – Nie tylko ty. Spójrz na niego.

      – Na kogo? A, ten... wiesz, nigdy nie spotkałem kogoś podobnego. Obserwuję go od miesięcy. Nigdy nie otwiera ust. Tylko siedzi i wytrzeszcza oczy. To Akwinata, prawda?

      – Tak, najmłodszy syn. Nie nadawał się na żołnierza; nieźle by wyglądał na koniu, co? Wyobraź go sobie w pełnej zbroi, atakującego niewiernych... uczta dla oczu bogów. Arma virumque cano...

      – Jest też trochę słaby na umyśle. I powolny... wstawanie i siadanie zabiera mu pół godziny.

      – To po co go tutaj przysłali? Jest oblatem benedyktyńskim. Spójrz na jego habit. Czemu go nie zostawili w klasztorze, w którym był?

      – Nie wiesz? Był w Monte Cassino. Cóż, odbudowują teraz klasztor, więc będzie mógł wrócić i odgrywać świętego czy coś w tym rodzaju.

      – Sancta simplicitas! On jest Akwinatą. Nie musi tam iść dla świętości. Zrobią go opatem, zanim ty i ja zarobimy nasze pierwsze sztuki złota w sądzie, jestem tego pewny. Patrz... Coś pisze. Nigdy dotąd nie widziałem, by sporządził choć jedną notatkę. Nawet się zastanawiałem, czy umie pisać. Patrz, Tolomeo siada koło niego.

      – I zaczyna mu coś tłumaczyć...