Łagodne światło. Louis de Wohl. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-257-0583-1
Скачать книгу
Dlaczego uważasz go za półgłówka?

      – Tylko siedzi i gapi się przed siebie. Nigdy nie zadaje pytań. Nigdy nie robi notatek.

      – A ty zadałeś mu kiedyś pytanie? Prosiłeś go, by coś powiedział? Nie? Tak myślałem. Spróbuj, a zobaczysz, co się stanie.

      „Półgłówek” w międzyczasie opuścił salę wykładową i uczelnię. Był pogrążony w myślach podobnych do tych, które zajmowały umysł mistrza Piotra, a przez to zupełnie nieświadomy ciekawych spojrzeń rzucanych przez kolegów na korytarzu i na dziedzińcu. Jak zwykle skierował się do pobliskiego klasztoru dominikanów, wszedł do kościoła i pomodlił się przez chwilę.

      Kiedy wstał, zobaczył obok siebie uśmiechniętego brata Jana. Ukłonił się mu, po czym opuścili kościół. Weszli do klasztoru i celi brata Jana, dość przestronnej celi z ciężkim biurkiem, dwoma masywnymi krzesłami i słomianym materacem, której jedyną ozdobą był krucyfiks na ścianie naprzeciw biurka. Usiedli. Siedzieli przez chwilę naprzeciw siebie, nic nie mówiąc, jak nieznajomi albo bardzo bliscy przyjaciele.

      Brat Jan niespodziewanie znów się uśmiechnął.

      – Myślę – powiedział – o naszym pierwszym spot­kaniu.

      Teraz Tomasz też się uśmiechnął. W drodze do Neapolu, kiedy jechał na mule w asyście trzech konnych – jego matka nalegała na taką eskortę – zobaczył mnicha w dominikańskim habicie otoczonego przez gromadę uliczników, tańczących wokół niego i wrzeszczących na całe gardło:

      – Sroka, sroka!

      Mnich szedł spokojnie dalej, więc zaczęli w niego rzucać czym popadnie. To rozgniewało Tomasza. Spiął muła ostrogami, a zwierzę, nieprzywykłe do takiego traktowania, skoczyło dziko do przodu.

      To przyniosło podwójny efekt. Ulicznicy uciekli, ile sił w nogach, a Tomasz zgubił strzemiona i lejce i opadł ciężko na szyję muła. Wyratował go zakonnik, któremu ruszył na ratunek. To ich trochę rozbawiło, a wtedy mnich powiedział:

      – Nie jest dobrym znakiem dla chrześcijańskiego kraju, kiedy młodzież nie lubi widoku żebraka ani widoku kapłana. Ale jeśli tak myślą, nasuwa się logiczny wniosek, że dwakroć bardziej nie będą lubić kapłana, który jest żebrakiem.

      Tomasz zaproponował zmęczonemu mężczyźnie przejażdżkę na mule, ale ten grzecznie odmówił.

      – To wbrew regule.

      Wtedy Tomasz zsiadł i zaczął iść obok mnicha, który również zmierzał do Neapolu. Nigdy wcześniej nie rozmawiał z dominikaninem i nie zamierzał przepuścić takiej okazji. Tym sposobem ich pierwsza rozmowa trwała cztery godziny, a jeźdźcy na koniach trochę stracili dobry humor.

      Od tamtego dnia spotykali się dość często. Klasztor dominikanów był dogodnie położony, blisko uniwersytetu, na którym zresztą nauczało kilku zakonników, i Tomasz nieraz widział brata Jana na sali wykładowej. Korona włosów pozostała po wycięciu tonsury była siwa, a jego twarz pomarszczona, ale tak żywa, tak rozjaśniona inteligencją, że nikt nie pomyślałby, by nazwać go starcem.

      Pięćdziesiąt pięć? Sześćdziesiąt? Więcej? Nie można było tego stwierdzić. Wyraziste rysy i orli nos pasowały bardziej do rzymskiego oficera niż do zakonnika. Ale oczy miał niebieskie.

      – Od tamtego czasu przeszliśmy długą drogę – powiedział spokojnie brat Jan.

      – Ale tylko część drogi, ojcze.

      – Ja też przeszedłem tylko część drogi, synu. Poza tym bardzo wątpię, czy ta droga w ogóle ma jakiś koniec.

      – Ale śmierć kończy wszelką aktywność, jak wiemy.

      – Jak wiemy! Nigdy w tym życiu nie możemy być tak aktywni, jak będziemy w przyszłym. Nie ma większej aktywności niż kontemplacja. Nie ma większej aktywności, także tutaj, niż kontemplacja. A to jest wielki nakaz naszego zakonu: Con­tem­pla­ta aliis tra­dere. Nie możemy zatrzymywać wyników naszej pracy dla siebie. Musimy przekazywać je innym, naszym sąsiadom. Zbyt długo mnisi żyli zamknięci w klasztorach. To było konieczne, na pewno. Tak jak było konieczne dla Jana Chrzciciela, może nawet dla Naszego Pana, wycofać się na pustynię na jakiś czas. Ale potem wrócili głosić swoją mądrość zwykłemu człowiekowi. Czas dojrzał, a nawet bardzo dojrzał. Bo wrogowie Boga zdobyli już wiedzę i zrobili to, co chcieli: wypaczyli ją, przekręcili tak, by pasowała do ich celów. Odpowiemy im wiedzą o prawdzie. – Pomarszczoną twarz rozjaśnił chłopięcy uśmiech. – Nic dziwnego, że nazywają nas utrapieniem – jesteśmy nim... dla nich. A nawet czymś więcej, dałby Bóg.

      Tomasz wziął głęboki oddech.

      – Ojcze... czy sądzisz, że ja... mógłbym się przydać waszemu zakonowi?

      Brat Jan zamknął na chwilę oczy. Kiedy je otworzył, znów przemówił swobodnym głosem:

      – O, na pewno. – I dodał, mrugając żartobliwie: – Co z rozwiązaniem problemu harmonii wiary i filozofii?

      Młody człowiek poczerwieniał.

      – Wiesz o tym, ojcze?

      – Byłem na sali wykładowej.

      – Ojcze... powiedziałeś, że wasz zakon mógłby mieć ze mnie pożytek...

      Brat Jan uniósł mocno zarysowane brwi.

      – To trudne życie, Tomaszu. Znacznie trudniejsze, niż u benedyktynów. Nasz post trwa od święta Podniesienia Krzyża we wrześniu do końca wielkiego Postu: jeden posiłek dziennie przez cały ten czas. Wszędzie chodzimy pieszo. I żebrzemy. Żebracze życie nie jest dla każdego.

      – Czy rozważysz rozmowę z ojcem przeorem na mój temat? – zapytał wprost Tomasz.

      Brat Jan zdawał się nie słyszeć.

      – Kościół jest powszechny – powiedział jakby do siebie. – Musi zadbać o wszystkie rodzaje... wszystkich ludzi. Kardynałów, arcybiskupów, opatów... bastiony modlitwy i bastiony nauki... Sumę pontyfikalną i modlitwę pustelnika: wszystko ma tu swoje miejsce. Ale święty Dominik, tak, i święty Franciszek też, odrodzili chrześcijaństwo pierwotne. To nie jest reforma. To jest ponowne podjęcie wątku, bardzo cennego wątku. To ożywienie Mistycznego Ciała Chrystusa, którym jest Kościół. To przyspieszenie jego pulsu, szybszy ruch ku Bogu. Creavi nos, Domine, ad te... „Stworzyłeś nas, Panie, jako skierowanych ku Tobie.” Skierowanych ku Tobie, nie dla siebie. To wzmocnienie pionowej belki Krzyża. A pionowa belka liczy się najbardziej, bo podtrzymuje poziomą.

      Wstał i zaczął spacerować po celi.

      – Nasi najlepsi ludzie pracują nad problemem, o którym dzisiaj mówiłeś, Tomaszu. Są głodni i spragnieni wiedzy, ale nie jak dyletanci na dworze cesarza, którzy pławią się w szczególnej nowoczesnej mieszance sceptycyzmu i wschodniego mistycyzmu. Bo wiedzą, że nauka musi się starać odczytać wolę Boga z natury.

      Teraz Tomasz też wstał.

      – Jestem gotowy, ojcze – powiedział. – Powiedz mi, gdzie mogę pokornie prosić o habit waszego zakonu.

      Ojciec Jan przystanął. Miał bardzo poważny wyraz twarzy.

      – Jesteś młody, Tomaszu... prawie chłopcem. Masz teraz w sobie dużo entuzjazmu... ale po kilku latach pracy, jaką wykonujemy, możesz go całkowicie stracić. Nie wiesz, nie możesz wiedzieć, na co się porywasz. A poza tym, masz wielkie nazwisko, to może poróżnić cię z rodziną. Jestem niemal pewny, że tak się stanie. To napełni wielkim żalem i goryczą twoją matkę. Nie wychowywała cię na Bożego żebraka. Nie jest tajemnicą, że bardzo podniosły i, co pierwszy przyznam, bardzo świątobliwy urząd czeka na ciebie w Monte Cassino. Święty Benedykt ma do ciebie pierwszeństwo. Będziesz odpowiadał