Żenił się trzykrotnie. Pierwsza wybranka, Miki, jest uznaną badaczką w dziedzinie atomistyki. Odeszła, gdyż Bibi znalazł nową miłość, Amerykankę Fleur, o której mówiono, że może być ozdobą każdego polityka. Też się nie udało i trzecią żoną została Sara, a tej Izrael, nawet przychylny Netanjahu, po prostu nie znosi, bo w głowie ma fiu-bździu, mobbinguje pracowników, a zarzuty o rozpasanie i życie ponad stan są na sądowej wokandzie. Izraelscy dziennikarze śledczy uważają, że po kolejnym pozamałżeńskim romansie, o którym dowiedziała się Sara, Bibi zawarł z nią ugodę, a ta pozwala Sarze sprawować jedną z ważniejszych funkcji w Izraelu, choć kompletnie nieformalną. To również dowodzi zamerykanizowania się Netanjahu. W Izraelu nikt i nigdy nie przejmował się małżeńskimi perypetiami polityków, lecz nie podoba się, gdy żona premiera ma dostęp do kalendarza spotkań czy zasadniczy wpływ na dobór doradców, a nawet koalicjantów.
Miriam i Sheldon Adelsonowie, bardzo życzliwi Netanjahu miliarderzy z Las Vegas (założyli dla niego tabloid „Israel ha-Jom”, największą gazetę w kraju), zeznali w śledztwie przeciwko Sarze, że jest „absolutnie szalona”. Miriam, z zawodu terapeutka, dodała: „Bibi jest inteligentny, a ona po prostu chora. Jako lekarz mam dla takich ludzi wiele współczucia”. Trudno się dziwić, skoro w zeznaniach Adelsonów można przeczytać taki kwiatek: „Sara wyznała nam, że jeśli Iran zaatakuje Izrael, będzie to nasza wina, bo nie publikowaliśmy dostatecznie dużo jej korzystnych fotografii”.
Lewica, choć nie tylko, zarzuca Bibiemu, że był współarchitektem atmosfery, która doprowadziła do zabicia premiera Icchaka Rabina w 1995 roku; na ceremonii pogrzebowej wdowa po Rabinie nie podała Netanjahu ręki. A mimo to rok po zamachu Netanjahu został pierwszy raz premierem. Odchodził w niesławie, oskarżany o przewiny polityczne i korupcję.
Na wielki comeback czekał osiem lat. Wcześniej przy pomocy Awigdora Liebermana (dzisiaj są śmiertelnymi wrogami) wykosił całą partyjną opozycję. Od tego czasu nieprzerwanie rządzi Izraelem, mimo iż wielokrotnie wróżono mu, że przepadnie. Jest ku temu bardzo wiele powodów; każdego innego polityka zabiłby jeden z nich. A Bibi trwa i trwa, dłużej niż Dawid Ben-Gurion.
Pierwsze zarzuty korupcyjne dotyczyły Sary: jeździła na koszt państwa za granicę, korzystając z najdroższych biletów lotniczych i hoteli, przyjmowała drogie prezenty. Do mediów wyciekły informacje, że kancelaria premiera opłacała świadczone jej i Bibiemu prywatne usługi. Jerozolimscy restauratorzy wymieniali się informacjami, że Sara i Bibi nigdy nie płacą rachunków. Gazety z rozkoszą porównywały hedonizm Netanjahu z ascezą Ben-Guriona, Szymona Peresa czy Icchaka Rabina. Prokurator generalny nazwał zachowanie Bibiego „brzydkim”, lecz nie wszczął postępowania.
Inaczej było w przypadku „Teczki 1000” – zarzutów o przyjmowanie prezentów od przedsiębiorców (cygar i szampana, choć Bibi nie pali i nie pije) za około milion szekli. Innych premierów Izrael skazywał za ułamek tej sumy.
„Teczka 2000” to opis konfliktu między bezpłatnym „Israel ha-Jom” a innymi gazetami. Gdy Kneset obradował nad prawem zakazującym dumpingu na rynku mediów, Bibi w rozmowie z wydawcą konkurencyjnego dziennika „Jedijot Achronot” zaoferował, że poprze ustawę, jeśli polityka redakcji będzie życzliwa dla niego i jego rodziny.
„Teczka 4000” to negocjacje z koncernem telekomunikacyjnym Bezeq. Bibi dał mu przywileje w zamian za to, że strona internetowa Walla! administrowana przez Bezeq będzie publikować teksty przychylne jego żonie oraz pokazywać tylko takie zdjęcia Sary, na których wypada korzystnie (Sara ma obsesję na punkcie wyglądu).
Ale prawdziwa bomba to „Teczka 3000”, dotycząca podpisania z Niemcami kontraktu na łodzie podwodne, bezpieczeństwa państwa i stosunków dyplomatycznych z Egiptem. To przekręt na miliardy, podobnej afery nigdy w Izraelu nie było. Wprawdzie Bibiemu nie postawiono bezpośrednio zarzutów, lecz w śledztwie nie raz i nie dwa pojawia się znajome nam nazwisko Milejkowski. To biznesmeni z USA, najbliżsi kuzyni Netanjahu.
Jako się rzekło – są na świecie zwierzęta, których nie ma. Każdy inny polityk byłby już dawno skończony i nosił co najmniej etykietę szulera. Ale nie Bibi, który wprawdzie nie wygrywa w cuglach kolejnych i kolejnych wyborów, ale ma wystarczająco wielu zwolenników, by być premierem nieprzerwanie od kilkunastu lat. Więcej: niewiele wskazuje, że w przewidywalnym czasie przepadnie, jako że jest mistrzem politycznej intrygi, manipulacji, znakomicie gra na nastrojach i – nie ma co ukrywać – Izraelczykom żyje się pod jego rządami najdostatniej w historii kraju, choć z drugiej strony nigdy nie było tu aż takiego rozwarstwienia.
A więc czy można być pierwszym urzędującym premierem Izraela z korupcyjnymi zarzutami? Okazuje się, że można.
Można być sybarytą i hedonistą, co w Izraelu przystoi tylko postsowieckim biznesmenom z podwójnym obywatelstwem? Można.
Można wsuwać niekoszerne, raczej drogie krewetki i zbierać głosy religijnego, często biednego elektoratu (krewetki to dla niego niezjadliwe i niedotykalne świństwo)? Można.
Można demontować, a przynajmniej próbować zniszczyć izraelskie instytucje demokratyczne, takie jak Sąd Najwyższy? Można.
Można szczuć jednych obywateli Izraela na drugich (prawicę na lewicę, Żydów na Arabów)? Można. To w końcu Bibi odmówił lewicy prawa do bycia izraelskimi patriotami, a w wyborach 2015 roku (czwarta kadencja z rzędu), oczywiście zwycięskich, choć dzień przed głosowaniem nic na to nie wskazywało, na Facebooku zamieścił wpis: „Hordy arabskich wyborców idą do urn. Mamy tylko was, z waszą i bożą [Bibi jest niewierzący] pomocą utworzymy rząd, który obroni Izrael”.
Może syn premiera, Jair, zamieszczać w internecie nazistowski rysunek satyryczny, nakładając na antysemickie karykatury Żydów twarze politycznych przeciwników ojca? Może.
I tak dalej.
Jaki Bibi Netanjahu ma plan na polityczną przyszłość? Wiadomo, że za Boga Ojca nie chciał stanąć przed sądem, gdyż bezapelacyjnie zostanie skazany. Dlatego kombinował, jak ustanowić prawo, które nie pozwala stawiać zarzutów urzędującemu premierowi.
Lecz Bibi nie byłby Bibim, gdyby nie patrzył dalej. Dlatego niektórzy uważają, że plan Netanjahu jest taki: pobędzie sobie premierem, potem Kneset, w którym ma większość, wybierze go na prezydenta i tak zmieni prawo, by prezydent był ponad rządem i parlamentem. Pachnie to autorytaryzmem? I co z tego?
Na wiecach jego zwolennicy skandują „Bibi – ha-melech Israel”, „król Izraela”. Może być tak, że się doczeka.
Cymes, czyli coś, co jest najlepsze, najsmaczniejsze, najsłodsze, wszystko, co „naj” dla podniebienia. To słowo przeszło z jidysz do polszczyzny, by określać frajdę, przyjemność niezrównaną i doskonałość.
A tak naprawdę to tradycyjna potrawa aszkenazyjskich Żydów, koniecznie z duszoną albo podsmażaną marchewką. Stąd kolor czerwonopomarańczowy, słodki smak, w sam raz na zakończenie szabatowej kolacji, coś jakby deser, choć niekoniecznie.
Nie ma jednego przepisu na cymes. Powinien mieć w składzie pomidory i ziemniaki, jabłka i suszone śliwki; nie zaszkodzi, jeśli skład uzupełni się miodem. Może być z wołowiną, kurczakiem (wówczas to żaden deser, tylko danie główne), byleby składniki cymesu były koszerne i dobrze komponowały się ze smakiem marchewki. Do cymesu