Dla Arabów izraelskich i dla Palestyńczyków zaś Dejr Jasin to dowód żydowskiego bestialstwa, a także całkiem współczesnej znieczulicy – nowe żydowskie zabudowania zaczęto stawiać na ziemi należącej do wieśniaków z wioski już rok po masakrze.
Nie mam nabożeństwa do Morza Martwego. Fakt – to jedna z najbardziej znanych na świecie geograficznych depresji. Leży ponad czterysta metrów poniżej poziomu morza. Ale depresji Izrael ma dość: to na przykład cały rów rzeki Jordan, którego fragmentem jest Morze Martwe. Zresztą krajobraz niemal całego Izraela to góry i doły, więc nic dziwnego, że niektóre z nich schodzą aż tak nisko.
Nie polubiłem Morza Martwego, bo mam wrażenie, że nie ma w nim żadnego życia nie tylko ze względu na ogromne zasolenie. Po prostu ani rybka, ani żaden wodny robal, ani najlichsza roślinka nie wytrzyma nie tylko w solance, lecz także w takiej temperaturze. Tamtejsza okolica zna tylko dwa stany: upał lub jeszcze większy upał, niezależnie od pory roku. Skwaru nie rekompensuje droga nad Morze Martwe z Jerozolimy: piękna, kręta, ostro spadająca w dół, a na poboczach, prócz beduińskich bud z folii i stad chudych owiec, znaki: jesteś pięćdziesiąt metrów poniżej poziomu morza, jesteś sto metrów poniżej, jesteś sto pięćdziesiąt metrów poniżej… I tak dalej.
Morze Martwe – wielka, niekiedy śmierdząca kałuża bardzo słonej wody, a na drugim brzegu Jordania. Na parkingach rachityczne palmy. Jakieś szlabany grodzące nadbrzeżną drogę, które zamyka się wtedy, gdy grozi powódź, bo czasami grozi. Sztucznie usypane plaże i garść hoteli, a na leżakach toną we własnym pocie w zasadzie sami Rosjanie. Ścieżka ku najsławniejszej żydowskiej twierdzy, Masadzie. Dla leniwszych kolejka linowa. Na dodatek opowieści archeologów, że akurat w pobliskich jaskiniach tej niecki otoczonej górami suchymi jak pieprz znajdowano najstarsze manuskrypty świata, a ja nie wiem, jak w czasach biblijnych mogli tu żyć ludzie, skoro nie znali klimatyzacji.
Na dalekim południu hotele Ejlatu. Lekko ku północy palestyńskie Jerycho, podobno najbardziej wiekowe miasto na ziemi, sprzed ponad dziesięciu tysięcy lat. Ale w Jerychu nie ma aż tak starych pamiątek, bo trudno zauważyć, by było tam cokolwiek, jeśli nie liczyć pustego jak skorupka orzecha gmachu kasyna, gdzie – głosi plotka – robił interesy izraelski polityk pierwszej ligi, Awigdor Lieberman, z carem Białorusi, Aleksandrem Łukaszenką. Dobrze to o obu panach nie świadczy, gdyż kasyno splajtowało, albo coś innego się wydarzyło, grunt, że jest zamknięte na amen.
Pewnego razu siedziałem nad Morzem Martwym zmęczony gorącem, bo jak inaczej. Patrzyłem na błotnisto-kamienistą plażę i karnie ułożone ręczniki, koszulki, portki i torby należące do jakiejś wycieczki. Państwo turyści leżeli na tafli morza wysmarowani błotem, które ma właściwości lecznicze i kosmetyczne. Wyglądali na zadowolonych.
Zrobiło się jakieś zamieszanie i wycieczka wyszła z błota i wody. Czarna od stóp do głów. Wszyscy poszli pod prysznice.
Nagle poczułem się nieswojo. Patrzę i jestem pewien, że słońce za bardzo mi dogrzało. Wycieczkowicze kąpali się, pluskali, szorowali i… ciągle byli czarni, a nawet czarniejsi.
Wnet się okazało, że to grupa czarnoskórych Amerykanów. Zdaje mi się, że zawsze będę pamiętać to bałwańskie zaskoczenie: człowiek czarny od słonego błota wchodzi pod prysznic i wychodzi czarny.
To wprawdzie miasto i lotnisko w Ugandzie nad Jeziorem Wiktorii, lecz pies z kulawą nogą nie wiedziałby, gdzie leży, gdyby nie Izrael.
Entebbe stało się bowiem miejscem spektakularnej akcji izraelskich sił specjalnych, być może bardziej skomplikowanej logistycznie niż strzelanie do liderów palestyńskich organizacji zbrojnych w zemście za zamach na izraelskiej grupie sportowców podczas olimpiady w Monachium (terroryści z palestyńskiej organizacji Czarny Wrzesień zabili jedenastu Izraelczyków) i o wiele trudniejszej niż porwanie z Argentyny hitlerowskiego zbrodniarza wojennego Adolfa Eichmanna. Zdaje mi się, że po Entebbe świat uznał izraelskich komandosów za absolutnych mistrzów w swoim fachu. O samej operacji nakręcono trzy filmy fabularne w gwiazdorskiej obsadzie.
27 czerwca 1976 roku o godzinie dwunastej dwadzieścia z lotniska w Atenach wystartował samolot Air France. Airbus A300 leciał z Tel Awiwu i kierował się do Paryża. Miał na pokładzie dwustu czterdziestu ośmiu pasażerów i dwanaścioro członków załogi.
Osiem minut po starcie samolot został sterroryzowany przez dwóch Palestyńczyków z Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny i dwoje Niemców z organizacji Komórki Rewolucyjne. Po ponad dwóch godzinach wylądował w libijskim Bengazi, gdzie porywacze wypuścili jedną kobietę w widocznej ciąży. Wieczorem airbus odleciał do Entebbe, dokąd dotarł na resztkach paliwa. Tam do czwórki terrorystów dołączyło jeszcze trzech. Okazało się również, że dyktator Ugandy Idi Amin otwarcie współpracuje z porywaczami. Amin uzyskał patent spadochroniarza podczas kursu w izraelskiej armii, z czego podobno był bardzo dumny; pierwszą wizytę zagraniczną złożył w Izraelu, a odmieniło mu się po podróżach do Libii pułkownika Kaddafiego i do Moskwy.
W Entebbe pasażerów przetrzymywano w starym terminalu lotniska. Terroryści zagrozili zabiciem wszystkich i wysadzeniem samolotu, jeśli rząd Izraela, któremu wówczas przewodził Icchak Rabin, nie uwolni czterdziestu palestyńskich bojowników, a Francja, Niemcy, Szwajcaria i Kenia kolejnych trzynastu. Żądania miały być spełnione do 1 lipca.
Rząd Izraela kontaktował się telefonicznie z Aminem, naciskając na zwolnienie zakładników. Dyktator odmawiał, więc Rabin pozornie uległ żądaniom porywaczy. Terroryści zwolnili wszystkich nieżydowskich pasażerów i przesunęli termin ultimatum o trzy dni. W Entebbe zostało stu pięciu zakładników i załoga samolotu; kapitan odmówił opuszczenia porwanych.
Jednocześnie trwały tajne przygotowania do akcji ich odbicia. Operację nazwano „Piorun”. Misja wydawała się absolutnie niemożliwa do realizacji. Izrael od Entebbe dzielą cztery tysiące kilometrów, a władze Ugandy sprzyjały porywaczom. Spośród kilku wariantów (na przykład ataku komandosów przywiezionych do Entebbe jachtami przez Jezioro Wiktorii) wybrano przerzut bezpośrednio na ugandyjskie lotnisko grupy około stu komandosów.
3 lipca pięć transportowych herculesów i dwa boeingi 707 wystartowały z lotniska Ophira (dzisiaj Szarm el-Szejk) na półwyspie Synaj. Leciały nad Morzem Czerwonym na wysokości trzydziestu metrów, by uniknąć wykrycia przez egipskie i sudańskie stacje radarowe. Nocą dotarły do Ugandy.
Pierwszy hercules z otwartą klapą ładowni wylądował w Entebbe o dwudziestej trzeciej jeden. Oddział szturmowy zaatakował terminal, gdzie przetrzymywano zakładników; ta część akcji trwała trzy minuty. Komandosi z kolejnych lądujących samolotów walczyli z wojskiem ugandyjskim i opanowali całe lotnisko, niszcząc myśliwce i radary. O dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt dwie hercules z zakładnikami odleciał z Entebbe do Nairobi. Ostatni izraelski samolot wystartował pięćdziesiąt minut później.
W akcji zginął dowódca komandosów pułkownik Jonatan Netanjahu, starszy brat Bibiego, przyszłego wielokrotnego premiera Izraela, a także trzech zakładników. Jeden przypadkowo został wzięty za porywacza i zastrzelony przez Żydów, gdy wstał po komendzie „padnij”.
Siedemdziesięciopięcioletnia Dora Bloch została zamordowana w szpitalu – trafiła tam przed akcją komandosów – na osobisty rozkaz Amina.
Zabito sześciu terrorystów i około pięćdziesięciu żołnierzy ugandyjskich.
Po operacji „Piorun” pułkownik