Wyznanie. Jessie Burton. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jessie Burton
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788308071915
Скачать книгу
także zamilkł i przez jakiś czas żadne z nas się nie odzywało. Nerwowo obracałam w palcach kamyk.

      – W końcu mogłabym się zrealizować? – rzuciłam niespodziewanie. – A co niby robiłam przez ostatnie trzy dekady?

      – Nie o to mi chodziło.

      – Trochę chyba jednak o to. Takich rzeczy się nie mówi.

      – Przepraszam. Spieprzyłem sprawę, prawda?

      Było późne popołudnie; dmący znad morza wiatr spieniał grzbiety niskich fal. Gdzieś za progiem czaiła się jesień. Pomyślałam o Londynie, o tym, co tam zostawiłam i czego mi brakowało.

      – Nie spieprzyłeś, tato – powiedziałam w końcu. – Nic się nie stało.

      4.

      Ostatniego dnia, mniej więcej godzinę przed naszym wyjazdem do Londynu, siedziałam z tatą przy kuchennym stole, czekając na poranną kawę. Joe jeszcze się nie obudził, a Claire poszła pobiegać. Tej nocy spałam wyjątkowo źle – przewracałam się z boku na bok, dręczona niespokojnymi myślami. To przez świeże powietrze, wmawiałam sobie. Ludzie często twierdzą, że po wyjeździe z miasta śpią dużo lepiej, mnie jednak czyste powietrze i nieprzerwany szum wody niemal fizycznie wyczerpywały, bo nie mogłam ukryć w nich swoich nawyków myślowych, tak jak ukrywałam je w otumaniającym chaosie londyńskich spalin i migoczących świateł. Moje ja kryło się w warstwach Londynu, niewidoczne wśród milionów. Tutaj, przy morzu, czułam się niemal naga.

      Twarz taty była blada i ściągnięta napięciem. Zaciskał kurczowo usta, jakby wstrzymywał oddech. Sięgnął w dół, w stronę ławy, na której siedział, podniósł dwie książki i położył je na obdrapanym stole, który Claire kupiła lata temu na lokalnym pchlim targu. Leżały pomiędzy nami, dwie niewinnie wyglądające powieści w miękkiej oprawie.

      – Czytałaś? – zapytał tato. – Kiedy jeszcze studiowałaś.

      – A co to takiego?

      Pchnął książki w moją stronę, a ja wzięłam je z wahaniem. Pierwsza nosiła tytuł Woskowe serce, druga – Zielona Królica. Okładki były stare, ale nie brakowało im polotu – proste liternictwo rekompensowały wyszukane ilustracje. Ta Woskowego serca przedstawiała olbrzymie serce, wykonane staroświecką techniką drzeworytu, podzielone na dwanaście części jak zodiak, tyle że symbole – Koziorożca, Raka czy Byka – zastąpiły przedmioty wskazujące na tradycyjne kobiece role: rondel, igła do szycia, motek wełny i sprasowany kwiat, wszystko to nakreślone ciężkim, czarnym, elżbietańskim atramentem. Na okładce Zielonej Królicy pozwolono sobie na więcej szaleństwa – odręczna, mistrzowsko poprowadzona zielona kreska tworzyła zarys królika, jeśli jednak spojrzało się uważniej, można w nim było dostrzec sylwetkę kobiety. Obie książki napisała niejaka Constance Holden.

      – Nie znam tego – powiedziałam. – Koncentrowałam się raczej na epoce wiktoriańskiej.

      – To naprawdę dobra pisarka. W każdym razie na pewno nią była.

      – Nie żyje?

      – Nie mam pojęcia. Naprawdę nigdy o niej nie słyszałaś?

      – Nie, tato – odparłam z rozdrażnieniem. – Dlaczego mnie o to wypytujesz?

      – Koniecznie je przeczytaj – nalegał. – Obie zdobyły dużą popularność.

      W głębi duszy zastanawiałam się, czy nie są to przypadkiem pierwsze oznaki starczej demencji – to błądzenie po manowcach rozmowy, te niespodziewane powroty do przedmiotów sprzed lat czy czerpanie wody ze studni własnego życia i zdumienie, że nikt nie ma ochoty spojrzeć do wiadra.

      – Okładki mają cudowne – przyznałam, kartkując Zieloną Królicę. Papier był spłowiały na brzegach, a czcionka drobna i niedzisiejsza. – Skąd je masz? – Nie odzywał się, więc podniosłam na niego wzrok. – Chcesz się ich pozbyć? Przyznaj się, sam ich nie czytałeś.

      – Twoja mama… – zaczął i nagle urwał, żeby wziąć głęboki wdech.

      Jego słowa natychmiast obudziły moją czujność. Mocniej chwyciłam książkę.

      – Mama? Jaki to ma z nią związek?

      Powietrze pomiędzy nami zgęstniało. Tato wskazał nazwisko na okładce.

      – Twoja mama znała osobiście Constance Holden – oznajmił.

      – Tato, nic nie rozumiem…

      Odwrócił głowę, żeby wyjrzeć przez kuchenne okno na szary bezkres morza.

      – Powinienem był wyznać ci to wszystko lata temu.

      Serce waliło mi jak szalone.

      – Ale co? Co chcesz mi wyznać?

      Znów skupił na mnie spojrzenie.

      – Zanim poznałem twoją mamę… – Zacisnął palce w pięść. – Zanim ją poznałem, żyła z Constance. Czy rozumiesz, co mam na myśli?

      Wpatrywałam się w niego w osłupieniu.

      – Moja matka? – wykrztusiłam w końcu i położyłam drugą dłoń na okładce Woskowego serca. – Żyła z tą kobietą?

      – Tak.

      – Chcesz powiedzieć, że była… była lesbijką?

      – Żebym to ja wiedział, Rosie. Niewykluczone, bo przez jakiś czas były nierozłączne. Poza tym urodziła mi później ciebie, więc… Nie potrafię jej sklasyfikować.

      – W takim razie była biseksualna?

      – Tak. Chyba można tak powiedzieć. – Tato wyglądał tak żałośnie, jakby miał ochotę zwinąć się w kulkę i na zawsze ukryć przed całym światem.

      Odetchnęłam, trzymając Zieloną Królicę jak talizman.

      – O rany – tylko te dwa słowa przyszły mi do głowy.

      – Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. – Tato oddychał ciężko. – Chodźmy z tą kawą na zewnątrz.

      *

      I znów siedzieliśmy obok siebie na kamienistej plaży. Wciąż miałam ze sobą książkę, leżała teraz na moim udzie. Kilka stóp przed nami fale leniwie omywały brzeg, wzdłuż którego szedł mechanicznie krab z uniesionymi szczypcami. Spojrzałam w niebo – ku jednolitej, nieporuszonej zasłonie chmur. Głowa pękała mi z bólu, ale mimo to chciałam wiedzieć więcej.

      – Dlaczego mówisz mi o tym właśnie teraz? – Tato nie odpowiedział, zapatrzony nieprzytomnie w szary horyzont. – Tato…? Chyba nie jesteś… chory?

      – Nie, nie. Czuję się bardzo dobrze. Po prostu… Sam nie wiem. Dręczyło mnie to. Ty. I twoja mama.

      Mówił o tym w taki sposób, jakby chodziło o niepokojący spadek formy Arsenalu w pierwszej lidze, ja jednak wiedziałam, że w tych rzadkich chwilach, gdy się otwierał, najlepiej było pozwolić mu robić to po swojemu.

      – Kiedy rozmawialiśmy z Joem – ciągnął – pomyślałem sobie: tak nie może być. To nie w porządku. Że nic o niej nie wiesz, a sama myślisz o tym, by zostać mamą.

      Bez żadnego ostrzeżenia do oczu napłynęły mi łzy. Czasem to do mnie docierało – jak bardzo musiał się starać i jak źle był wyposażony do swojej roli, a mimo to zawsze robił wszystko z myślą o mnie. Jak wiele dla niego znaczyłam i jak mocno odczuwałam chwilami łączącą nas więź. W milczeniu wytarłam policzki.

      – Ciągle mnie o nią pytałaś, Rosie. Złościłaś się na mnie.

      – Wiem, ale…

      – I miałaś rację. Nigdy nie mówiłem o tym zbyt wiele, ale prawda