– Musisz być kompletnie nieruchoma, prawda?
– Tak.
– Całymi godzinami? – Elise tylko wzruszyła ramionami, a Connie uśmiechnęła się promiennie. – Lubisz, jak się na ciebie patrzy.
– Czy to coś złego?
– Nie. Chociaż nie każdy by się do tego przyznał. Usiądziesz tutaj? – zaproponowała.
– Gdzie? – Elise nie zrozumiała.
– Obok mnie. – Connie poklepała siedzisko. Elise spełniła jej prośbę, a zaraz potem poczuła po obu stronach twarzy chłodny dotyk palców, jakby Connie próbowała jej nadać zupełnie nowy kształt. – Mogłabym ją oprawić w ramkę.
Elise miała wrażenie, że przez wino zaczyna tracić kontrolę.
– Sporo by cię to kosztowało – powiedziała. Zamknęła oczy, zastanawiając się, czy kobieta zrozumie żart.
Connie delikatnie ujęła jej twarz w dłonie. Nachyliła się tak blisko, że Elise poczuła jej ciepły, słodkawy oddech. Widziała krzywiznę drobnych ust i uważne oczy, w których odbijał się blask świec.
– Ile dokładnie? – zapytała.
– Pięćdziesiąt funtów za pocałunek.
Connie się zaśmiała.
– Pytałam o ramkę, nie o pocałunek.
Jej ręce opadły, a Elise się zawstydziła, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Uniosła dłonie Connie z powrotem do swojej twarzy, tam gdzie znajdowały się przed chwilą.
– Przeczytałam twoją książkę – powiedziała. – Woskowe serce.
– Naprawdę?
– Jesteś świetna. – Ścisnęła mocniej palce Connie, a kobieta się roześmiała.
*
Gdy Elise otworzyła oczy, zorientowała się, że spała w cudzym łóżku. Uniosła kołdrę. Wciąż miała na sobie majtki i podkoszulek, lecz spodnie zniknęły. Tylko kiedy je zdjęła? Leżały na podłodze i wyglądały niczym policyjny obrys ciała na miejscu zbrodni. Obok nich – rozrzucone w nieładzie buty, zwrócone do siebie podeszwami. Musiała je zrzucić ze stóp, choć tego też nie mogła sobie przypomnieć. A w ogóle co to za miejsce? Wytężyła w półmroku wzrok. Ściany z zieloną tapetą w prążki, mała szafa i kosz na śmieci; wszędzie wokół nienaganny porządek. Pośrodku podłogi siedział zaś wielki, puchaty, szylkretowy kot z dużym białym krawatem i białymi skarpetkami, który zerkał na nią ciekawsko.
– Mam nadzieję, że Ripley ci nie przeszkadza – rozległ się głos za jej plecami, od strony drzwi.
Elise się odwróciła.
– Ripley?
– Kot. Ciii, nie wstawaj. – Connie podeszła do łóżka ze szklanką wody i dwiema tabletkami aspiryny, które położyła na stoliku nocnym przy głowie Elise.
– Dzięki – wymamrotała dziewczyna.
Connie odsunęła zasłony, a Elise stęknęła, gdy pokój zalało blade listopadowe słońce.
– Przepraszam – powiedziała Connie, ale nie zasłoniła okien.
– Co się stało? – wychrypiała Elise słabym głosem. Connie nie odpowiedziała od razu. Wpatrywała się w ogród. – Connie?
– Co się stało kiedy?
– Wczoraj wieczorem.
– Chcesz powiedzieć, że nie pamiętasz?
– Tak. Nie.
Connie podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju, zwrócona twarzą do Elise.
– Poszłyśmy razem na kolację. Za dużo wypiłyśmy, później przeniosłyśmy się tutaj, a ty odpłynęłaś na kanapie.
– Na kanapie? Straciłam przytomność?
– Tak. Więc zaniosłam cię na górę.
– Ty? Zaniosłaś mnie do sypialni na rękach?
Spojrzały na siebie, Connie się uśmiechnęła.
– Przepraszam – powiedziała Elise. – Powinnam była wrócić do domu.
Connie delikatnie położyła jej dłoń na czole.
– Za żadne skarby bym na to nie pozwoliła, nie w tym stanie. Jak ci się spało?
– Która jest godzina?
Connie spojrzała na zegarek.
– Dwadzieścia po jedenastej.
Elise zamknęła oczy. Jedenasta dwadzieścia, a ona wciąż leży w łóżku…? Coś tu się nie zgadzało.
– Szlag – olśniło ją nagle. – Cholera jasna! Przecież ja dziś pracuję.
– Na pewno? Jest niedziela, wszystko pozamykane. Zostań.
– Nie mogę. Muszę być w kawiarni.
– A jeśli zapłacę ci te pięćdziesiąt funtów?
– Jakie pięćdziesiąt funtów?
– Ach, no tak. Byłaś pijana. Nieważne.
Elise poczuła się niezręcznie.
– Zapomnij o tej kawiarni – poprosiła ją Connie.
Łatwo ci mówić, pomyślała Elise.
– Naprawdę muszę tam być. – Wyprostowanie się sprawiło jej taki problem, jakby była staruszką cierpiącą na reumatyzm.
– Elise, kochanie, połóż się.
– Connie…
– Nie widzisz, że w takim stanie na nic się tam nie przydasz? Po prostu się połóż.
Dziewczyna w końcu usłuchała. Chciało jej się płakać.
– Zahipnotyzuję cię, żebyś nie poszła dziś do pracy – powiedziała Connie.
Elise zmrużyła oczy.
– To żart, prawda?
– Owszem. Nigdy nie ukończyłam kursu z hipnozy.
Elise zakręciło się w głowie, ale i tak się roześmiała. Connie patrzyła na nią z czułością.
– Co byś powiedziała na kanapkę z bekonem?
– Byłoby cudownie – stęknęła Elise.
Patrzyła, jak kobieta wychodzi, a po chwili usłyszała jej głos, jakby Connie rozmawiała z kimś przez telefon. Niedługo potem sypialnię wypełniła upajająca woń smażonego bekonu – snuła się schodami na piętro, pokonała korytarz, przeniknęła przez szparę w drzwiach i dotarła aż do nozdrzy Elise. Dziewczyna zamknęła oczy, marząc o nowym ciele. Oddałaby wszystko za gorącą kąpiel.
*
Connie wróciła z gotową kanapką i dwoma kubkami herbaty na tacy.
– Proszę bardzo – powiedziała. – Mam wrażenie, że przeszłam dziś samą siebie.
Elise udało się usiąść.
– Dzięki – odparła. – Jak daleko jest stąd do Pimlico?
– Tym się w ogóle nie przejmuj. Już do nich zadzwoniłam.
– Co zrobiłaś? – Elise nie dowierzała.
– Zadzwoniłam do Sadzonki. Swoją drogą, co za nazwa! Wyjaśniłam, że jestem twoją współlokatorką i że chyba złapałaś jakiegoś wirusa.
– Uwierzyli