Wyznanie. Jessie Burton. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jessie Burton
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788308071915
Скачать книгу
się wtedy wyciszam.

      – Musisz być kompletnie nieruchoma, prawda?

      – Tak.

      – Całymi godzinami? – Elise tylko wzruszyła ramionami, a Connie uśmiechnęła się promiennie. – Lubisz, jak się na ciebie patrzy.

      – Czy to coś złego?

      – Nie. Chociaż nie każdy by się do tego przyznał. Usiądziesz tutaj? – zaproponowała.

      – Gdzie? – Elise nie zrozumiała.

      – Obok mnie. – Connie poklepała siedzisko. Elise spełniła jej prośbę, a zaraz potem poczuła po obu stronach twarzy chłodny dotyk palców, jakby Connie próbowała jej nadać zupełnie nowy kształt. – Mogłabym ją oprawić w ramkę.

      Elise miała wrażenie, że przez wino zaczyna tracić kontrolę.

      – Sporo by cię to kosztowało – powiedziała. Zamknęła oczy, zastanawiając się, czy kobieta zrozumie żart.

      Connie delikatnie ujęła jej twarz w dłonie. Nachyliła się tak blisko, że Elise poczuła jej ciepły, słodkawy oddech. Widziała krzywiznę drobnych ust i uważne oczy, w których odbijał się blask świec.

      – Ile dokładnie? – zapytała.

      – Pięćdziesiąt funtów za pocałunek.

      Connie się zaśmiała.

      – Pytałam o ramkę, nie o pocałunek.

      Jej ręce opadły, a Elise się zawstydziła, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Uniosła dłonie Connie z powrotem do swojej twarzy, tam gdzie znajdowały się przed chwilą.

      – Przeczytałam twoją książkę – powiedziała. – Woskowe serce.

      – Naprawdę?

      – Jesteś świetna. – Ścisnęła mocniej palce Connie, a kobieta się roześmiała.

      *

      Gdy Elise otworzyła oczy, zorientowała się, że spała w cudzym łóżku. Uniosła kołdrę. Wciąż miała na sobie majtki i podkoszulek, lecz spodnie zniknęły. Tylko kiedy je zdjęła? Leżały na podłodze i wyglądały niczym policyjny obrys ciała na miejscu zbrodni. Obok nich – rozrzucone w nieładzie buty, zwrócone do siebie podeszwami. Musiała je zrzucić ze stóp, choć tego też nie mogła sobie przypomnieć. A w ogóle co to za miejsce? Wytężyła w półmroku wzrok. Ściany z zieloną tapetą w prążki, mała szafa i kosz na śmieci; wszędzie wokół nienaganny porządek. Pośrodku podłogi siedział zaś wielki, puchaty, szylkretowy kot z dużym białym krawatem i białymi skarpetkami, który zerkał na nią ciekawsko.

      – Mam nadzieję, że Ripley ci nie przeszkadza – rozległ się głos za jej plecami, od strony drzwi.

      Elise się odwróciła.

      – Ripley?

      – Kot. Ciii, nie wstawaj. – Connie podeszła do łóżka ze szklanką wody i dwiema tabletkami aspiryny, które położyła na stoliku nocnym przy głowie Elise.

      – Dzięki – wymamrotała dziewczyna.

      Connie odsunęła zasłony, a Elise stęknęła, gdy pokój zalało blade listopadowe słońce.

      – Przepraszam – powiedziała Connie, ale nie zasłoniła okien.

      – Co się stało? – wychrypiała Elise słabym głosem. Connie nie odpowiedziała od razu. Wpatrywała się w ogród. – Connie?

      – Co się stało kiedy?

      – Wczoraj wieczorem.

      – Chcesz powiedzieć, że nie pamiętasz?

      – Tak. Nie.

      Connie podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju, zwrócona twarzą do Elise.

      – Poszłyśmy razem na kolację. Za dużo wypiłyśmy, później przeniosłyśmy się tutaj, a ty odpłynęłaś na kanapie.

      – Na kanapie? Straciłam przytomność?

      – Tak. Więc zaniosłam cię na górę.

      – Ty? Zaniosłaś mnie do sypialni na rękach?

      Spojrzały na siebie, Connie się uśmiechnęła.

      – Przepraszam – powiedziała Elise. – Powinnam była wrócić do domu.

      Connie delikatnie położyła jej dłoń na czole.

      – Za żadne skarby bym na to nie pozwoliła, nie w tym stanie. Jak ci się spało?

      – Która jest godzina?

      Connie spojrzała na zegarek.

      – Dwadzieścia po jedenastej.

      Elise zamknęła oczy. Jedenasta dwadzieścia, a ona wciąż leży w łóżku…? Coś tu się nie zgadzało.

      – Szlag – olśniło ją nagle. – Cholera jasna! Przecież ja dziś pracuję.

      – Na pewno? Jest niedziela, wszystko pozamykane. Zostań.

      – Nie mogę. Muszę być w kawiarni.

      – A jeśli zapłacę ci te pięćdziesiąt funtów?

      – Jakie pięćdziesiąt funtów?

      – Ach, no tak. Byłaś pijana. Nieważne.

      Elise poczuła się niezręcznie.

      – Zapomnij o tej kawiarni – poprosiła ją Connie.

      Łatwo ci mówić, pomyślała Elise.

      – Naprawdę muszę tam być. – Wyprostowanie się sprawiło jej taki problem, jakby była staruszką cierpiącą na reumatyzm.

      – Elise, kochanie, połóż się.

      – Connie…

      – Nie widzisz, że w takim stanie na nic się tam nie przydasz? Po prostu się połóż.

      Dziewczyna w końcu usłuchała. Chciało jej się płakać.

      – Zahipnotyzuję cię, żebyś nie poszła dziś do pracy – powiedziała Connie.

      Elise zmrużyła oczy.

      – To żart, prawda?

      – Owszem. Nigdy nie ukończyłam kursu z hipnozy.

      Elise zakręciło się w głowie, ale i tak się roześmiała. Connie patrzyła na nią z czułością.

      – Co byś powiedziała na kanapkę z bekonem?

      – Byłoby cudownie – stęknęła Elise.

      Patrzyła, jak kobieta wychodzi, a po chwili usłyszała jej głos, jakby Connie rozmawiała z kimś przez telefon. Niedługo potem sypialnię wypełniła upajająca woń smażonego bekonu – snuła się schodami na piętro, pokonała korytarz, przeniknęła przez szparę w drzwiach i dotarła aż do nozdrzy Elise. Dziewczyna zamknęła oczy, marząc o nowym ciele. Oddałaby wszystko za gorącą kąpiel.

      *

      Connie wróciła z gotową kanapką i dwoma kubkami herbaty na tacy.

      – Proszę bardzo – powiedziała. – Mam wrażenie, że przeszłam dziś samą siebie.

      Elise udało się usiąść.

      – Dzięki – odparła. – Jak daleko jest stąd do Pimlico?

      – Tym się w ogóle nie przejmuj. Już do nich zadzwoniłam.

      – Co zrobiłaś? – Elise nie dowierzała.

      – Zadzwoniłam do Sadzonki. Swoją drogą, co za nazwa! Wyjaśniłam, że jestem twoją współlokatorką i że chyba złapałaś jakiegoś wirusa.

      – Uwierzyli