Terapia. Perez Kathryn. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Perez Kathryn
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788378894872
Скачать книгу
i posyła mi złowieszczy uśmieszek. Co teraz? Odpowiedź nadchodzi niemal natychmiast, gdy zrywa długi kolczyk, a ja na szyi czuję ciepłą, gęstą krew spływającą cienkim strumieniem z przerwanej małżowiny. To przestaje być zabawne – nie, żeby było choć przez chwilę – a świadomość, że koniec wciąż pozostaje daleko, przywołuje dreszcz strachu.

      Podnoszę głowę i widzę światła flesza z kilku różnych telefonów, wszystkie skierowane na mnie. Filmują to. Jestem dziwadłem w cyrku, dostarczam upragnionej rozrywki. Kiedy łapię dech na twardej ziemi, towarzystwo wokół wygląda na rozbawione.

      – Wyciągaj telefon, Hailey. Musisz uwiecznić, jak szmata dostaje za swoje!

      Przymykam oczy; próbuję uspokoić oddech i wyłączyć się na otoczenie. Bezskutecznie. Hailey i Elizabeth zadają lżejsze ciosy; skubią, szarpią, popychają; prowokują mnie. W ich oczach drzemie ogień, patrzą z rozbawieniem na klęczącą przed nimi ofiarę, jednak widzę, że wciąż nie mają upragnionej satysfakcji. Czekają na mój sprzeciw, chcą bym zaczęła się bronić, dając im jeszcze więcej powodów do złości. I robię to, choć wiem, że nie powinnam.

      – Przepraszam, Hailey – charczę. – Przepraszam, że twój facet doszedł ze mną więcej razy przez kilka weekendów, niż z tobą mógłby przez całe życie!

      Popełniam błąd, ale pokusa była zbyt wielka. Przegrałam z własną impulsywnością. Jedyne, czego pragnę w tej chwili, to z nimi wygrać; upokorzyć szmatę na oczach wszystkich zebranych, nawet jeśli potwierdzam tym samym, że spałam z czyimś facetem.

      Coraz trudniej mi powstrzymać łzy. Jestem ogromnie upokorzona.

      Kopnięcie Hailey zwala mnie z nóg. Na klatce piersiowej odbija się podeszwa jej buta. Padam na twardą glebę, a oprawcy świecą mi w twarz telefonami, robiąc zdjęcie za zdjęciem, kiedy usiłuję unieść ciężar ciała na drżących rękach. W uszach słyszę puls własnego serca. Mam dreszcze. Instynkt podpowiada, by wstać, ale przestałam już słuchać czegokolwiek. Cała odwaga, którą miałam zaledwie kilka minut temu, zdążyła już mnie opuścić. Teraz nie mam nawet pewności, czy w ogóle byłam odważna.

      Uświadamiam sobie, że niewidzialność nie jest zła, a plan który miałam wcześniej mógł być jednak niedoskonały. Spotkać oprawców, dać się pobić, czekać aż odpuszczą… Miałam nadzieję, że kiedy Elizabeth i reszta towarzystwa w końcu dostanie okazję, żeby zrobić ze mną, na co tylko mają ochotę, to w magiczny sposób stracą zainteresowanie. To był błąd. Patrząc w zmrużone wściekle oczy i zaciętość wymalowaną na ich twarzach, uświadamiam sobie, że walka jeszcze bardziej je nakręca.

      Elizabeth próbuje poderwać mnie z ziemi, wbijając paznokcie w posiniaczone ramiona i wrzeszczy.

      – Wstawaj, głupia zdziro! Wstawaj i mi, kurwa, oddaj! Co to za zabawa, jak nawet z nami nie walczysz?! – śmieje się głośno, rozglądając się, jak gdyby czekała na aplauz.

      Zaciska pięści na moich włosach, unosząc prawą dłoń. Zanim jestem w stanie uciec, uderza raz w jeden, raz w drugi policzek, tak mocno, jak tylko może. Padam na ziemię, podtrzymując się rękoma, niemal uderzając twarzą w glebę, pokrytą żwirem. Oddycham ciężko i jedyne, o czym myślę, to wszechobecny ból. Nim nabieram sił, by się podnieść, czuję uderzenie czyjegoś kolana w łopatkę i upadam na ziemię. Uderzam twarzą prosto w setki ostrych kamyków, a usta wypełnia mi metaliczny smak krwi.

      Poddaję się; nie próbuję już uciec ani uwolnić spod uścisku. Blokuję w głowie cały ból i upodlenie, i po prostu leżę tam, pokonana. Upokorzenie i wstyd, które powinnam teraz odczuwać, znikają, ale wiem że wrócą, kiedy tylko odzyskam przytomność. Ktoś zaczyna mnie kopać. Czuję palący ból po obu stronach żeber. Kolejne, długie minuty przepełnia jedynie cierpienie. Leżę nieruchomo, pozbawiona woli walki, aż w końcu słyszę jak kamienie trzeszczą pod podeszwami sportowych butów.

      – Następnym razem jak wpadnie ci do głowy pieprzyć się z cudzym chłopakiem, przypomnij sobie ten wieczór, szmato! Bo jak nie, to bardzo chętnie skopiemy twój wklęsły tyłek jeszcze raz, kiedy tylko zechcesz! – Elizabeth chyba odchodzi, jej krzyk zanika powoli, mieszając się z hukiem zatrzaskiwanych drzwi i odpalanych silników. Koła rozrzucają wokół siebie żwirowatą glebę, a ja leżę nieruchomo, pozostawiona na pastwę losu. Jestem słaba, nie potrafię podnieść ciężkiego ciała, a żwir wbija mi się pod paznokcie, gdy próbuję wstać. Kaszląc, odchrząkuję krew. Dalsze zmagania nie mają sensu. Zamykam oczy i pozwalam ciału opaść na ziemię. Gdy z trudem uspokajam oddech, świecący w oddali księżyc znika powoli, rozmywając się w ciemność.

      Moje powieki lekko drgają, gdy jakby z oddali wyłapuję cichy, męski głos. Choć słyszę kolejne słowa, nie jestem w stanie rozszyfrować ich znaczenia; zamroczony umysł wciąż nie doszedł do siebie. Jedyne, na czym potrafię się skupić, to ból i cierpki smak krwi w ustach. Obce dłonie ostrożnie odwracają mnie na plecy, delikatnie odgarniając mi włosy z czoła, a ja krzywię się z bólu. Czuję intensywne ciepło i silny zapach mięty. Otwieram oczy. Choć cały świat przysłania teraz gęsta mgła i wszystko się rozmazuje, intensywność jego spojrzenia jest niezaprzeczalna. Odczuwam ją raczej niż widzę. W odpowiedzi próbuję odwzajemnić przyjazny uścisk. Nie daję rady.

      – Hej, otwórz oczy. Spójrz na mnie, Jessica. Pomogę ci, dobrze? To ja, Jace. – Mój umysł w końcu wynurza się z dziwnej, ciemnej otchłani, gdy słyszę jego cichy głos. To Jace! Jace unosi mnie delikatnie.

      – Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Wezmę cię na ręce, okej?

      Nie czeka na odpowiedź. Czuję, jak wsuwa rękę pod ugięte kolana i unosi mnie w silnym uścisku. Głowa opada mi bezpiecznie na szeroką klatkę piersiową, ale nie mogę powstrzymać bolesnego jęku, czując mocny nacisk na posiniaczone żebra. Zmuszam się, żeby otworzyć oczy i na niego spojrzeć. Patrzy w dół na moje obrażenia i jest wyraźnie zaniepokojony. Gdyby żwir nie trzeszczał pod naszym ciężarem, mogłabym pewnie usłyszeć dziesiątki niewypowiedzianych pytań krążących mu po głowie.

      – Kurwa, co tu się stało?! Jesteś w fatalnym stanie, musimy jechać do szpitala – jęczy, ale ja nie mogę nawet odpowiedzieć, więc przytakuję skinieniem głowy.

      Nie mam pojęcia, dlaczego Jace tu jest, a tym bardziej dlaczego mi pomaga, a mimo to w jego ramionach znajduję wytchnienie, kiedy zmierzamy w stronę wielkiego samochodu. Drzwi są wysoko i nie dałabym rady wsiąść sama, dlatego Jace delikatnie sadza mnie w fotelu pasażera, pilnując bym o nic nie zahaczyła. Sięga do schowka, z którego wyjmuje pełne opakowanie chusteczek i podaje mi je razem z leżącą obok butelką wody.

      – Proszę, pij. Muszę poszukać w plecaku leków przeciwbólowych – mówi – noszę je na wypadek kontuzji po meczach. – Wysypuje z opakowania dwie tabletki. – Weź. Może chociaż trochę pomogą, zanim obejrzy cię lekarz.

      Chwytam kapsułki, muskając palcami jego ciepłą skórę. Niespodziewanie przepływa pomiędzy nami niezwykła energia. Robi się gorąco, a cała moja niepewność i zagubienie znikają, przykryte zasłoną wzajemnego przyciągania. Wrażenie jest tak intensywne, że niemal odbiera mi dech w piersiach. Spoglądając Jace’owi w oczy, czuję kołatanie serca. Sekundy dłużą się niczym godziny, kiedy niewypowiedziane słowa przepływają pomiędzy nami bez najmniejszego wysiłku. Zapominam o bólu i ranach; świat wokół blednie i pozostajemy tylko my dwoje, sami w wielkim samochodzie.

      Kiedy odwracam wzrok, magiczna chwila znika. Uchylam usta i połykam tabletki. Woda zmywa z podniebienia posmak krwi i resztki żwiru. Wzdrygam się nagle, gdy coś zimnego dotyka mojego policzka. Chyba podskoczyłam, bo Jace natychmiast mnie uspokaja.

      – Hej,