– Och, wybacz, Jessica, nie zauważyłam cię – szydzi. – Może powinnaś nosić odblaskową kamizelkę z wielkim napisem ZDZIRA, żebyśmy lepiej cię widzieli! – perlisty śmiech Elizabeth wypełnia korytarz, a jej koleżaneczki otaczają nas ze wszystkich stron.
Patrzę w podłogę, mocno przyciskając książki do ciała, i milczę. W ten sposób sobie z nią radzę, w ten sposób radzę sobie z nimi wszystkimi. Zamykam się na otoczenie, nie dopuszczam do siebie głosów i czekam, czekam aż wszystko ucichnie. Elizabeth odsuwa kosmyk włosów z mojej twarzy, a ja czuję strach.
– Myślisz, że nie wiemy, że w weekend spałaś z Harrisonem? Chciałaś to zachować w tajemnicy, co?! – pyta, podchodząc bliżej. – Trzymaj od niego z daleka swoje puszczalskie dupsko, słyszysz? – Elizabeth jest teraz tak blisko, że czuję na policzku kropelki jej śliny. – On cię nie chce! Nikt tutaj cię nie chce, szmato!
Odskakuję, kiedy Elizabeth uderza ręką o metalowe drzwi szafki, po czym pochyla się nade mną, szepcząc.
– Zastanawiałaś się kiedyś, jak by to było z tym wszystkim skończyć? Wyświadczyłabyś przysługę całej szkole, oszczędzając nam widoku twojej obleśnej gęby. – Spojrzenie błękitnych oczu jest zimne jak lód. Przemierzam wzrokiem korytarz, szukając drogi ucieczki. Jest mi gorąco, za gorąco, cała lepię się od potu.
Oddychaj.
Nagle słyszę głos Jace’a.
– Liz, daj jej w końcu spokój – warczy, po czym odsuwa ją delikatnie, kierując w stronę klasy, w której odbywają się kolejne zajęcia. Nim odchodzi, Elizabeth rzuca jeszcze przez ramię kolejne gniewne spojrzenie.
– Pamiętaj, co ci powiedziałam, zdziro – syczy, po czym dumnym krokiem rusza w dół korytarza.
Kiedy podnoszę głowę, Jace wciąż stoi w miejscu, z rękoma głęboko ukrytymi w kieszeniach. Jestem bezbronna, zażenowana i nie mogę zrozumieć, dlaczego postanowił kontynuować tę niezręczną ciszę. Postanawiam go zignorować, więc obracam się w kierunku szafki, otwierając nerwowo zamek.
– Hej, sorry za Liz i to stadko suk – mówi, kiedy nieprzerwanie grzebię w rzeczach, poszukując wyimaginowanego zeszytu. Choćby nie wiem co, nie mogę spojrzeć mu w oczy. Pomimo starań, nie opanowałam jeszcze negatywnych emocji po niedawnym incydencie z Elizabeth, ręce mi drżą, jak w delirce.
Jessica, oddychaj.
– Nie pozwól się zastraszyć. Nie słyszałem, co gadała, ale daję słowo, że Elizabeth więcej mówi niż robi.
Dochodzę do wniosku, że Jace nie ma pojęcia, jak zepsute wnętrze ma jego dziewczyna. Zmienia szybko temat, nim jestem w stanie cokolwiek powiedzieć.
– Gotowa na pływanie w tym roku? Mam nadzieję, że będziemy tak zajebiści, jak w poprzednim! – mówi, choć nie rozumiem, dlaczego w ogóle stara się podtrzymać normalną konwersację. Rozmowę przerywa dzwonek na lekcje.
Dzięki Bogu.
Zamykam szafkę i patrzę na Jace’a, próbując nabrać choć odrobinę pewności siebie.
– Jasne, już nie mogę się doczekać pływania, będzie super. Ale teraz muszę spadać na lekcję, rozumiesz… – Kończę, mówiąc cicho, a chłopak z uśmiechem odchodzi w drugą stronę.
O co mu chodzi?
Jace, dlaczego miałabym cię obchodzić? Dlaczego?
Elizabeth ocipiałaby ze złości, gdyby zobaczyła, że rozmawiam z Jace’em. Wszyscy w szkole traktują mnie jak zarazę, a ktoś taki ucinający sobie pogawędkę z lokalną gwiazdą futbolu to zdecydowanie nienajlepszy pomysł.
Chociaż reszta dnia ciągnie się w nieskończoność, ma też jeden plus: przynajmniej skutecznie unikam Pani Popularnej. Po lekcjach próbuję wybrać, co jest gorsze – to przeklęte liceum i fakt, że jestem ulubionym tematem żartów na ustach wszystkich uczniów, czy mój dom, w którym staję się całkowicie niewidzialna.
Wsiadam do auta i w drodze powrotnej słucham Seethera na cały regulator. Ciekawe, jaki dzień ma mama… Szanse zawsze są równe, pięćdziesiąt na pięćdziesiąt: albo jest pijana, albo udaje Marthę Stewart1.
Sytuacja w domu jest napięta, ale przestałam się tym przejmować. Jeśli mama akurat nie pije, to za bardzo się stara, dusząc nas przy tym rodzicielską miłością. Zdecydowanie przesadza, próbując zadośćuczynić rodzinie za wszystkie błędy, które popełnia zalana w trupa.
Kiedy zjeżdżam na podjazd, od razu ją widzę; pali papierosa na ganku przed domem, a w ręce trzyma kieliszek wina. W ogródku obok, gdzie właśnie wprowadzają się nowi sąsiedzi, biegają dzieci. Piłka wpadła na nasz podjazd i leży dokładnie w miejscu, gdzie zamierzałam zaparkować, próbuję więc wykręcić i ją ominąć. Mała dziewczynka uśmiecha się i macha rączką, zabierając fioletową zgubę. Kiedy wysiadam z auta, mama również szczerzy zęby, chaotycznie kiwając ręką.
Dzisiaj dzień pijaczki…
– Cześć mamo – rzucam tylko, szybkim krokiem przemykając tuż obok.
– Cześ, kochanie. Jak było w szklee? – bełkocze.
– Super, mamo… Było super! – kłamię jak z nut, bo zwierzanie się nie ma najmniejszego sensu.
Wchodzę do pokoju i zatrzaskuję drzwi. Przekręcam w zamku klucz, po czym sięgam po ukryte pudełeczko pełne żyletek, nasączonych alkoholem wacików, maści i opatrunków. Przełączam iPoda na głośnik, po czym z impetem rzucam się na łóżko. Kiedy podnoszę koszulkę, w tle pobrzmiewa Hinder. Rozpinam spodnie i spuszczam je tuż poniżej świeżych cięć zrobionych dzisiejszego poranka. Muszę bardzo uważać, żeby do ran nie wdało się zakażenie, dlatego zawsze oczyszczam je i bandażuję. Taka moja codzienna rutyna.
Myślę, że kiedy tylko ojciec wróci z pracy, znów będę zmuszona przykleić na twarz fałszywy uśmiech. Tata nie poświęca mi specjalnie dużo uwagi, jednak w jego towarzystwie zawsze czuję się jak pod lupą, tak jakby nieustannie wypatrywał jakiejś nieprawidłowości, czekał, aż zrobię błąd. Z reguły próbuję go unikać, tak jak unikam wszystkich innych. Jedynie w czasie weekendów widuję się z ludźmi z własnej woli, a i to ciężko podciągnąć pod bycie duszą towarzystwa, jako że są to spotkania wyłącznie sam na sam, tylko z chłopakiem, z którym randkuję.
Każdy mój weekend oznacza wymykanie się z domu i krążenie po ciemnych uliczkach z kimkolwiek. Nie miewam chłopaków, więc praktycznie co sobotę bywam z innym. Relacje z facetami utrudnia fakt, że niemal natychmiast się przywiązuję. Po pierwszej randce mam już plany na wspólne życie, jednak wszyscy kandydaci uciekają tak szybko, jak tylko zaciągną mnie do łóżka. Seks zastępuje mi wszelkie związki międzyludzkie. Jest jeszcze jednym sposobem, żeby coś poczuć, by przerwać odrętwienie. Nie mam pojęcia, jak wygląda prawdziwa miłość, więc nie widzę różnicy pomiędzy zakochaniem a seksem. Uznaję fizyczność za własną wersję miłości, a ponieważ pozwala nieco wypełnić wewnętrzną pustkę, błędne koło powtarza się raz za razem, a ja sypiam z każdym chłopakiem, który akurat ma ochotę. Zdaję sobie sprawę, jak mało ich obchodzę, chociażby dlatego, że nigdy nie dostrzegają blizn wyciętych na brzuchu. Zwykle ich usprawiedliwiam. Bo było ciemno, bo nie są bardzo widoczne… Sama wiem, że to kłamstwa. Gdyby choć jeden spojrzał na mnie inaczej niż jak na seksualny obiekt do zaliczenia, z pewnością zauważyłby rany.
Po oczyszczeniu cięcia owijam je bandażem, zapinam spodnie i sięgam po ukochany dziennik, postanawiając przed snem trochę popisać. To mój jedyny sposób na wyrażenie niezrozumiałych emocji, wolny od