– Tu muszę ci przyznać rację – rzekł, nie odrywając ode mnie spojrzenia.
– Podejrzewam, Whisky, że sporo jeszcze w tej kwestii zostało niedopowiedziane.
Zacisnął dłonie na materiale, przysunął się jeszcze bliżej.
– Whisky…? – Głos mu złagodniał, a spojrzenie złotych oczu zrobiło się jakby senne.
Serce skoczyło mi w piersi. Nie zamierzałam mu tego tłumaczyć, usiłowałam się odsunąć. Nie byłam aż tak ubzdryngolona, żeby całkowicie stracić czujność. Brnęłam dalej w tę rozmowę.
– Z tego, co Tex mi pisał, wnioskuję, że bardzo cię szanuje, więc jeśli to ty każesz mu używać telefonu, z pewnością posłucha.
– Może skończymy już gadkę o telefonie, co?
Przechyliłam głowę i patrzyłam na niego przez przymknięte powieki.
– Że niby ty nie jesteś uparta? – zapytał.
– Nie – skłamałam gorliwie.
– Jasne. – Wyszczerzył się w uśmiechu.
– Przestań się ze mnie śmiać, nie jestem uparta!
– I może jeszcze powiesz, że nie jesteś wymagająca?
– Nie! – żachnęłam się.
To była bzdura, byłam cholernie wymagająca. Przyglądał mi się uważnie.
– Gdyby wczoraj ktoś mi powiedział, że siostrzenica Texa jest taką laską, w życiu bym nie uwierzył! Że ma taki charakterek, pewnie, ale nie, że tak wygląda!
– Co to niby ma znaczyć? – warknęłam.
– To znaczy uparta, pewna siebie, lekko stuknięta.
– Nie jestem stuknięta! – wypaliłam, choć oczywiście byłam walnięta, może nie tak jak wujek Tex, ale zawsze.
– Jasne… – Hank parsknął znowu.
– Ile my się znamy, dziesięć sekund? I już ci się zdaje, że tak dobrze mnie znasz?
– Kochanie, rozgryzłem cię już w chwili, w której przekroczyłaś próg Fortnum.
Zatkało mnie.
Odetchnęłam z trudem i postanowiłam podrążyć temat. Głupie to było, wiem, a poza tym byłam już nieźle napruta, więc co mi zależało?
– I uważasz, że jestem uparta i wymagająca?
– Tak stwierdził Eddie i myślę, że ma sto procent racji.
Cholera, gadali o mnie!
– To dlatego za mną nie przepada – skonkludowałam.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, opuścił ręce i się odsunął. Gdy był tak blisko, czułam się ciepło i bezpiecznie. Nie podobało mi się to, że się odsunął.
– Eddie nie ma cierpliwości do wymagających lasek – poinformował mnie Hank.
– Eddie wcale mnie nie zna i ty też nie! Nie macie prawa mnie oceniać!
– Eddie wkrótce przekona się, że miał rację, i się z tym pogodzi. Ja już się pogodziłem.
Nie chciałam, by się z czymkolwiek godził. W ogóle go w tamtym momencie nie chciałam. To nie była do końca prawda, ale przekonywałam samą siebie, dość mało skutecznie, w końcu byłam nieźle zawiana.
Hank patrzył na mnie tak, jakby mógł odczytać moje myśli.
– Jak długo zostajesz w Denver? – zapytał neutralnie.
– Przez jakiś czas – odparłam.
– Ile to jest „jakiś czas”? – drążył.
– Jeszcze nie zdecydowałam.
– Wystarczająco długo, by zjeść ze mną kolację?
A niech mnie! Wujek pisał o tym w listach i proszę, zaczynało się. Ci chłopcy z Denver nie certolili się, jeśli czegoś chcieli.
– Że co proszę? – Zamrugałam, bo chyba się przesłyszałam.
– Dobrze słyszałaś.
– To nie jest najlepszy pomysł – odpowiedziałam, wyciągając przed siebie dłoń dla podkreślenia sprzeciwu.
Zapomniałam, że wciąż miałam w ręku kieliszek z martini, i teraz rozchlapało się po chodniku. I po kurtce Hanka.
– Cholera, przepraszam! – Odwróciłam się, żeby odstawić kieliszek na pobliski stolik, i pomyślałam, że to świetna okazja do ucieczki. – Pójdę po ręcznik!
Zatrzymał mnie, chwytając za ramię. Cóż, nici z ucieczki.
– Nic się nie stało…
– Oblałam cię drinkiem!
– Zaraz wyparuje.
Gapiłam się na niego bezmyślnie.
– Wcale nie, to zamsz. Cholera, całkiem przemoknięte… Odkupię ci.
– Niczego mi nie odkupisz!
– Odkupię, zniszczyłam ci kurtkę. Idę po ręcznik.
– Nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie. – Hank nie zamierzał się poddać.
– Nie chcesz osuszyć tej plamy?
Oczywiście, że nie chciałam mu odpowiadać, za wszelką cenę usiłowałam się wywinąć! Przyciągnął mnie bliżej.
– Wróćmy do tej wspólnej kolacji. Jutro wieczorem. Podjadę po ciebie o szóstej trzydzieści. Gdzie się zatrzymałaś?
Pokręciłam przecząco głową.
– Akurat o tej porze będę zabawiać koty wujka Texa. – To było słabe, ale nic innego nie przyszło mi do głowy.
Przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
– Czy jest jakiś powód, dla którego odrzucasz moje zaproszenie?
Był, i to niejeden, miałam milion powodów, a najważniejszy miał na imię Billy. Oczywiście nie zamierzałam żadnego z nich zdradzić Hankowi.
– Nie – skłamałam.
– Więc gdzie się zatrzymałaś? – Hank również potrafił być uparty.
– Posłuchaj, przyjechałam tylko w odwiedziny do wujka, zaraz mnie tu nie będzie.
Zdawać by się mogło, że nie był w stanie przyciągnąć mnie już bliżej bez nieuniknionego zetknięcia się naszych ciał. Spojrzał na mnie z góry z uśmiechem. Mój umysł opustoszał na widok tego uśmiechu; był zniewalający, hollywoodzki.
– Kochanie – szepnął niskim, zmysłowym głosem – może tylko to miałaś w planach, dopóki nie przekroczyłaś progu Fortnum. Wówczas mnie zobaczyłaś, a ja ujrzałem ciebie i twoje plany uległy zmianie. Oboje to wiemy, ale widzę, że muszę cię przekonać.
A niech mnie! Poczułam motyle w brzuchu i dziwne napięcie w biuście, który aż rwał się do tego, by przylgnąć do piersi Hanka. Aż dziw brał, że nie wyskoczył mi z biustonosza z tej tęsknoty.
Tak, chciałam, żeby mnie przekonał. Pragnęłam tego. Czy dlatego wypaliłam taką głupotę?
– Nie masz pojęcia, po co tu jestem.
Jego twarz była tuż przy mojej. Nie mogłam się ruszyć, choć wiedziałam, że powinnam.
– Nie mam póki co,