Od pierwszego wejrzenia. Kristen Ashley. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Kristen Ashley
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Rock Chick
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-287-1438-0
Скачать книгу
o zamieszkaniu razem. Szybki Lopez z tego Eddiego, nie ma co!

      – Jesteś beznadziejna! – powtórzył Eddie, patrząc na blondynkę.

      – Eddie nie pozwala mi pracować u Smithiego! A przynajmniej wydaje mu się, że ma coś do powiedzenia w tej kwestii! – zrelacjonowała.

      – Pozwól jej pracować! – doszło od strony kanapy.

      Zerknęłam tam, zastanawiając się, na czym polega praca u Smithiego. To odezwał się Indianin o włosach gładko zaczesanych w kucyk, rzęsach, za które mogłabym zabić, i wydatnych kościach policzkowych. Uśmiechał się głupkowato.

      Złotooki przystojniak stracił zainteresowanie moją osobą; teraz uśmiechał się i strzelał oczami do Jet. Serce mi zamarło. Tymczasem Eddie uniósł brwi, a jego spojrzenie mówiło więcej niż tysiąc słów. Dziwnie było wiedzieć, kim są ci ludzie, a przecież jednocześnie wcale ich nie znać.

      – Nie wprowadziłaś się do Eddiego? – spytała Indy, a ja ponownie spojrzałam na nią.

      – To był chwilowy kaprys! – odpowiedziała Jet.

      Moje spojrzenie prześlizgnęło się na nią; uśmiechnęła się nieznacznie, paradując w stronę lady jak rasowa klacz na wybiegu. Niezła w tym była. Moja mama pochwaliłaby ją za ten spacerek.

      A ja tymczasem skrzyżowałam spojrzenie z Eddiem, którego czarne oczy zlustrowały mnie od stóp do głowy. Ewidentnie nie spodobało mu się to, co zobaczył, a ja poczułam się niechciana, jakbym była intruzem, którego nikt nie zapraszał na swoje terytorium.

      Miałam takie wrażenie dlatego, że jego spojrzenie z ciepłego i rozmarzonego, zarezerwowanego dla Jet, stało się zupełnie pozbawione wyrazu, gdy przeniósł wzrok na mnie. A przecież nie był jakimś tępakiem, to mogłam wyczuć od razu.

      Po chwili zignorował mnie i odszedł w stronę kanap. Ja również się odwróciłam, poruszona jego reakcją. Oparłam się wygodnie o ladę; musiałam się skupić, a jedno spojrzenie na Whisky wybiłoby mnie zupełnie z rytmu, to nie ulegało wątpliwości. Tak samo jak to, że moim ulubionym projektantem był Armani.

      Ruda, brunetka i blondynka gawędziły za wielkim ekspresem i wyglądały przy tym jak czarownice z Eastwick, były jednak ładniejsze i w niewytłumaczalny sposób straszniejsze. Skoro zidentyfikowałam już Indy i Jet, brunetką musiała być Ally. Z pewnością była spokrewniona z braćmi na kanapie. To by znaczyło, że bursztynowooki przystojniak to Lee (wielka szkoda, bo tak miał na imię facet Indy) bądź Hank. To byłoby chyba gorsze, bo z listów wujka wynikało, że Hank to gliniarz, więc z pewnością nie zainteresowałby się kimś takim jak ja, czyli laską gangstera, bo w końcu nie byłam nikim więcej.

      – Powinnaś na stałe zamieszkać z Eddiem – zawyrokowała Ally, kończąc przygotowywanie mojej kawy.

      – Właśnie próbuję z nim zerwać! – odpaliła Jet.

      Westchnęłam, bo choć potraktował mnie tak obcesowo, był boski! Kto chciałby zrywać z takim facetem? Wszystkie trzy spojrzały na mnie.

      – Nie bój nic. – Jet ponownie się uśmiechnęła, a gdy to robiła, stawała się zjawiskowa. – Już tego próbowałam, ale nie wyszło.

      Skinęłam głową.

      – Znam ten ból – mruknęłam, bardziej do siebie niż do niej.

      Miałam nadzieję, że Eddie nie był takim dupkiem jak Billy, bo już wiedziałam, że polubiłabym Jet. Miała zapał, miała odwagę, a przynajmniej tak opisywał ją Tex.

      Zainteresowały się moim komentarzem.

      – Twoja kawusia. – Ally wręczyła mi papierowy kubek.

      Postawiłam go na stoliku, pytając o cenę; rozliczyłyśmy się, po czym pochyliła się w moją stronę.

      – Co to znaczy, że znasz ten ból? Też nie możesz się pozbyć faceta? Wiem, że to wścibskie pytanie, ale mój brat gapi się na ciebie tak, jakby chciał zedrzeć te fatałaszki od chwili, gdy weszłaś. Badam teren w jego imieniu.

      Przygryzłam wargę, z trudem powstrzymując się od zerknięcia w stronę sof. Miałam rację, to musiała być Ally. Nie powiedziałaby mi, że to Lee, chłopak Indy, rozbiera mnie wzrokiem, więc musiała mieć na myśli Hanka. Do wzięcia, z tego, co mi było wiadomo, ale wciąż gliniarz.

      Nie zdziwiło mnie wcale, że Ally wypaliła do mnie coś takiego, w końcu wyglądała na dziewczynę, u której to, co w głowie, to na języku.

      Pochyliłam się w ich stronę i powiedziałam coś, co było moim pierwszym błędem z wielu.

      – Mowa o Whisky? – szepnęłam, nie mogąc się powstrzymać.

      – Whisky? – wtrąciła się Indy.

      – Facet o oczach koloru whisky – wyjaśniłam.

      Indy rzuciła uśmieszek koleżankom, wszystkie trzy spojrzały na mnie.

      – To nie może być żaden inny – potwierdziła Indy.

      – Masz na imię Indy? – spytałam, żeby się upewnić.

      Spojrzała na mnie zdziwiona.

      – Tak. Czy my się znamy?

      – Szukam Texa MacMillana. Pracuje tutaj.

      Coś zmieniło się w jej twarzy, przeszła w tryb matki kwoki. Ale to Jet mi odpowiedziała pytaniem, nagle tak samo nasrożona.

      – A ty to kto?

      Spojrzałam na Ally, szukając jakiegoś wsparcia, ale ona dla odmiany przeszła w tryb lwicy, która gotowa była mnie rozszarpać, jeśli miałabym czelność choć spojrzeć na jej młode. Musiałam szybko im wyjaśnić, że nie stanowiłam żadnego zagrożenia. Historyjka z Billym mogła zaczekać.

      – Jestem Roxanne Logan. Tex to mój wujek.

      Zniknęły kwoki i lwica, pojawiły się trzy zdziwione oblicza, szczęki im nieco opadły. Ally krzyknęła tak głośno, że z pewnością wszyscy faceci w lokalu to usłyszeli, bo spojrzeli w naszym kierunku.

      – Chyba sobie jaja robisz! – Po czym odchyliła głowę i parsknęła gromkim śmiechem.

      Pozostałe kobiety również zwijały się ze śmiechu, Jet chwyciła się za brzuch.

      – Nie wierzę! – krzyknęła.

      Co jest, kurwa?? Zachowywały się jak wariatki. Ally krzyknęła w stronę sof:

      – Nie uwierzycie, kto to jest!

      – Nie mów…! – zaczęłam.

      Wszystkie oczy były skierowane na mnie, a te bursztynowe, należące do Hanka, wpatrywały się jednocześnie z rozleniwieniem i ciekawością. Zrobiło mi się słabo, więc odwróciłam wzrok.

      Dzwonek nad drzwiami zadźwięczał akurat wtedy, gdy Ally oznajmiła:

      – To jest Roxanne, pieprzona siostrzenica Texa!

      Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech i oparłam się o ladę.

      – Roxie?

      To był łagodny pomruk. Nigdy nie słyszałam takiego głosu i tylko tak można było go opisać.

      Otworzyłam oczy i spojrzałam na starszą wersję mojego brata Gila. Tylko broda na twarzy olbrzyma, który był prawie tak szeroki, jak wysoki, była bardziej szpanerska. Wielka klata, blond czupryna i ciemnoniebieskie oczy. Nasza krew, jak nic. Odziany był w jeansy i flanelową koszulę, a do jego boku kleiła się ładna starsza babka. Przytrzymywała się go jedną ręką, a druga zwisała bezwładnie.

      – Wujek