Wchodzimy do środka i Jamie szybko sprząta pozostałości kolacji ze stolika kawowego, tymczasem ja siadam na sofie i zastanawiam się, co w ogóle tutaj robię. Chociaż wcześniej byłam zdeterminowana, żeby zrobić coś dla Jamiego, nie mogę przestać myśleć o Nicole Richardson i już nic nie wydaje mi się w porządku. Nie chcę być nigdzie indziej, tylko z moją córeczką. I chociaż nie mam prawa tak myśleć, nie chcę, by Kayla przebywała w obecności kobiety, której nie znam.
– Obejrzymy coś na Netflixie? – sugeruję, bo dzięki temu nie będziemy musieli rozmawiać.
Chociaż przyszłam tutaj, żeby udowodnić Jamiemu, że chcę z nim być, w tej chwili nie jestem w stanie dać mu z siebie nic więcej.
– Okej – zgadza się. – Niech będzie Netflix.
Jamie przekonał mnie, żebym została na noc, i leżę teraz, wsłuchując się w jego cichy oddech. Jestem jeszcze bardziej rozkojarzona niż wcześniej, ale wciąż upominam się, że dziś i tak już nic nie zdziałam. Kayla śpi i nie ma mowy, żebym mogła tam wrócić w środku nocy i zażądać widzenia z nią. To, że Aiden się z kimś związał, zbiło mnie z tropu i sprawiło, że jak najszybsze dotarcie do Kayli stało się jeszcze pilniejsze.
Czy ta kobieta z nimi mieszka? Czy Kayla myśli, że Nicole Richardson jest jej matką? Jeśli tak jest, mogę winić tylko siebie, ale te pytania i tak mnie męczą, podsycają mój niepokój i budzą we mnie coś, czego nie potrafię nazwać. Strach. Może o to chodzi. Strach związany z tym, co zrobiłam, i z przyszłością, jaka mnie przez to czeka.
– Kim ty jesteś? – pyta nagle Jamie, kładąc dłoń na moim brzuchu.
Przesuwa palcem po cieniutkiej bliźnie po cesarskim cięciu. Powiedziałam mu, że to pozostałość po operacji usunięcia mięśniaków, i nie pytał o szczegóły.
– Co masz na myśli?
– Jesteśmy razem od ilu miesięcy? Czterech? A ja mam wrażenie, że ledwie się znamy. Może to z powodu okoliczności, w jakich się poznaliśmy?
Przypadkowe spotkanie w kawiarni, do którego z łatwością mogłoby nie dojść, gdybym nie zostawiła telefonu na stoliku. Wybiegł za mną, wymachując komórką i wołając, żebym się zatrzymała. W pierwszej chwili się nie odwróciłam, bo myślałam, że chce mnie poderwać. Zauważyłam, że w kawiarni cały czas na mnie spoglądał, ale chociaż był atrakcyjny, nie chciałam poznawać nikogo nowego. Czy też raczej nie chciałam, aby ktoś poznał mnie.
– Nie, chyba nie o to chodzi. Czasami po prostu lepiej trzymać się wyobrażenia, jakie mamy na temat innych – wyjaśniam. – Tak jest bezpieczniej. Czyż nie mówią, że ignorancja to błogosławieństwo?
To prawda. Zanim dowiedziałam się o Nicole, przynajmniej czułam, że jakoś panuję nad sytuacją. Teraz mam wrażenie, że w każdej chwili mogę stracić grunt pod nogami.
– Co to ma znaczyć?
– Nic. – A jednocześnie wszystko. Bo gdyby naprawdę mnie znał, nie chciałby, żebym leżała w jego łóżku. Dobrze o tym wiem. – Chodzi o to, że pewnie podoba ci się wyobrażenie, jakie masz na mój temat, a nie ja sama.
– Ale przecież wyobrażenie to wszystko, co mamy, dopóki lepiej nie poznamy tej drugiej osoby. Tyle że ty nie chcesz pozwolić, żebym cię poznał. I mam wrażenie, że nie jesteś zainteresowana poznaniem mnie. – Nie dąsa się, gdy to mówi. Stwierdza fakt. – Mam wrażenie, że nie jesteś… zaangażowana w nasz związek.
Nie odzywam się. Co mogłabym mu powiedzieć, żeby nie skłamać? Jamie zasługuje na znacznie więcej, nawet jeśli ja nie zasługuję.
– Przepraszam, Jamie. – Czuję się bezbronna. Obnażona.
Dlaczego on nie może zostawić tego w spokoju? Zaczynam się dusić.
– Za co przepraszasz? Za to, że nie lubisz mnie wystarczająco?
W pewnym sensie bardzo się myli. Nigdy się nie dowie, ile wysiłku wymagało ode mnie podzielenie się z nim nawet tak małą częścią mnie.
– Jamie, jest późno i jestem zmęczona. Proszę, czy możemy o tym porozmawiać innym razem? Proszę.
– Jasne, w porządku. Innym razem.
Przekręca się na bok i ogarnia nas cisza. Zamykam oczy, wiedząc, że tej nocy nie zasnę.
Ale kilka minut, a może tylko sekund później Jamie znowu się odzywa:
– Musisz polubić mnie wystarczająco albo zostawić w spokoju, Farrah.
Gdy go tak obserwuję, uderza mnie myśl, z jaką łatwością czułość Jamiego mogłaby się przerodzić w nienawiść. Ewidentnie nie daję mu tego, czego potrzebuje, więc ile czasu minie, nim przełącznik pstryknie w jego głowie?
6
Wcześniej
– Jesteśmy na miejscu – mówi Aiden, ściskając moją dłoń. Na dworze panuje wyjątkowe zimno, nawet jak na styczeń, i ciaśniej owijam się szalikiem, chociaż za kilka sekund wejdziemy do środka. – Jestem podekscytowany. A ty? Mam wrażenie, że właśnie to jest nam pisane.
Kiwam głową i wyruszamy w nieznane.
Wnętrze budynku okazuje się zaskakująco czyste i nowoczesne. Podchodzimy do recepcji.
– Farrah i Aiden Conway – zwracam się do kobiety za biurkiem. – Mamy spotkanie w sprawie adopcji o dwunastej piętnaście. Wiem, że jesteśmy trochę wcześnie…
Kobieta uśmiecha się, nie patrząc na nas, i wklepuje coś do komputera.
– Tak, proszę podpisać tutaj i poczekać tam. Ktoś zaraz po państwa przyjdzie.
Aiden podpisuje formularz i ruszamy do pustej poczekalni, gdzie zauważam automat z kawą.
– Chcesz coś? – pytam, stając przed maszyną i od razu decydując, że potrzebuję gorącej czekolady.
– Mają cappuccino? – pyta Aiden. – Czuję, że ta okazja zasługuje na coś lepszego niż zwykła kawa.
Śmieję się, pomimo bolesnej drogi, która nas tu przywiodła, i czuję ciepło rozlewające się w moim ciele na myśl o tym, że z naszego cierpienia w końcu wyjdzie coś dobrego. A Aiden jest taki szczęśliwy. Dawno już nie widziałam, by tak się czymś ekscytował.
– Dzień dobry! Farrah i Aiden, zgadza się? – Kobieta pojawia się znikąd i wyciąga do mnie rękę tak nieoczekiwanie, że niemal upuszczam cappuccino Aidena.
Ma na sobie spodnium, a kręcone czarne włosy związała w boczny kucyk.
– Tak, dzień dobry. – Ściskam jej dłoń.
– Przepraszamy, że jesteśmy za wcześnie – mówi Aiden.
– Nie, proszę, nie macie za co przepraszać. Właściwie to miła odmiana. Nazywam się Casey. Omówię dziś z wami proces adopcyjny i miejmy nadzieję, pomogę wam podjąć decyzję, czy chcecie go rozpocząć. I proszę, po prostu się zrelaksujcie. To bardzo nieformalne spotkanie, nikt nie będzie was osądzał. Chodzi o to, żeby potencjalni rodzice uzyskali wszystkie potrzebne informacje i mogli podjąć kolejne kroki. Albo i nie, bo to też się czasami zdarza.
– Och, nie w naszym przypadku – wtrąca Aiden. – My już zadecydowaliśmy. Sam jestem adoptowany, więc dla nas to oczywista sprawa. – Uśmiecha się, zupełnie odprężony.
Casey odwzajemnia jego uśmiech.
– Dobrze to słyszeć, ale i tak musimy wszystko przedyskutować. W porządku,